Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

135 centymetrów. Z niskiego wzrostu też można uczynić swój atut

Magdalena Grajnet
Robert Szczepanik
Robert Szczepanik Archiwum prywatne
Z powodu inności można zamknąć się w czterech ścianach. Można też uczynić z niej atut, zarabiać duże pieniądze i żyć tak, jak wielu zdrowych nie ma odwagi. Dziś ludzie niskiego wzrostu brylują na salonach.

Żywe zainteresowanie tym, co inne, jest w ludziach od zawsze. Już przed setkami lat dobrze prosperującym biznesem było publiczne pokazywanie kobiet z brodą, zdeformowanych ludzi czy bliźniąt syjamskich. Odmieńcy nie mogli liczyć na fortunę, raczej na upokorzenie. Każdy z nich miał swoją wymyśloną, mrożącą krew w żyłach historię, która była głoszona publiczności. W taki sam sposób pokazywano publiczności karły. Wierzono, że to wcielenie siły nieczystej. Ojcem karła miał być diabeł, który objawiał się ciężarnej kobiecie.

Mały człowiek

Szelmowski uśmiech, bystre spojrzenie i ogromna łatwość nawiązywania kontaktów to znaki rozpoznawcze Roberta Szczepanika ze Skierniewic. 30-latek jest spełniony zawodowo i szczęśliwie zakochany. Ma 135 cm wzrostu i korzysta z tego, że jest inny.

O karłowatości można mówić, jeśli wzrost nie przekracza 150 centymetrów. Inność Roberta nie sprawiła, że zbolały zamknął się w czterech ścianach. Przeciwnie. Szkołę podstawową i gimnazjum skończył w Lwówku, daleko od domu, pod granicą z Niemcami.

- Kolejne trzy lata to liceum i klasa o profilu zarządzanie informacją w Busku-Zdroju. Po jej ukończeniu wróciłem do Skierniewic - mówi. Dla mężczyzny nauka i życie w internacie, z dala od domu, to była prawdziwa szkoła życia. Wcześniej niż jego rówieśnicy musiał się usamodzielnić.

- Nauczyłem się sam o siebie dbać, uprać, posegregować. Prasować nie musiałem, bo na małym nie wygląda, że pogniecione - śmieje się Robert. W Skierniewicach ukończył socjologię w PWSZ, później zrobił magisterkę na UŁ. Nie zawsze szło gładko. - Jeden rok zawaliłem, ale powiedziałem o tym rodzicom dopiero po pół roku- wspomina. - Wtedy zacząłem interesować się grafiką. Poznawałem programy graficzne i tak zostałem grafikiem komputerowym.

Codzienność i... kobiety

30-latek pracuje w Żyrardowie. Do pracy codziennie dojeżdża przystosowanym do swoich potrzeb samochodem, a w Skierniewicach mieszka w samodzielnym mieszkaniu. Radzi sobie świetnie.

Widzi zdziwione spojrzenia ludzi. Chociaż się już do nich przyzwyczaił i nieszczególnie zwraca uwagę na zainteresowanie innych, zdarza mu się zareagować. Bywają sytuacje, kiedy rodzice zamiast wytłumaczyć dzieciom, że „pan się taki urodził”, wpadają w panikę.

- Najśmieszniejsze są dzieci i reakcje rodziców. Ostatnio w galerii handlowej dziecko mówi „jaki mały”, a matka go odciąga „chodź, nie patrz tam” - opowiada.

Robert otwarcie przyznaje, że nigdy nie chciał związku z dziewczyną niskiego wzrostu. Jego kobiety zawsze były wyższe. Robert Szczepanik od czterech lat ma dziewczynę. Brunetki o kobiecych kształtach od zawsze wpadały mu w oko. Zaczęło się od dziewczyny z Holandii, z którą chodził tydzień - tyle akurat trwał turnus. Kobiety od niego nie stronią.

- To nie jest tak, że kiedy tańczę z kobietą, to liczę na coś więcej. Po prostu chcę potańczyć, one to czują i świetnie się ze mną bawią - mówi.

Show-biznes

W świecie show-biznesu Robert bywa za sprawą dodatkowej pracy. Jego agencja aktorska znajduje mu zlecenia, a tych nie brakuje. Jest zapraszany na wieczory kawalerskie, eventy firmowe, imprezy.

- Ostatnio zaprosili dziewczyny przebrane za stewardesy i trzech chłopaków niskiego wzrostu. Zabawa do rana, jedzenie, nocleg, alkohol i jeszcze mi za to płacą - mówi. Na kawalerskim przebrałem się za pirata, goście mówili, że na tak fajnej imprezie jeszcze nie byli.

Zdjęcia z Olą Szwed, Kubą Wesołowskim czy Rafałem Maserakiem można znaleźć na fanpage’u Roberta. W filmie reklamowym stał na krześle i był najwyższy, nikt ze znajomych go nie poznał. Nakręcił kilka teledysków, filmiki do szkoły filmowej, występował też przed publicznością teatralną.

- Wystawialiśmy sztukę Sylwii Siedleckiej o ludziach z różnymi dysfunkcjami - opowiada. - Jedyny stres, jaki czułem, to kiedy zapominałem tekstu.

Żyje normalnie i wykorzystuje fakt, że jest niski. - W klubach nie płacę za wstęp, bo obsługa się nade mną lituje. Nie rozumiem dlaczego, ale korzystam - śmieje się.

Może wszystko. Prawie

Żałuje, że nigdy nie skoczy ze spadochronem. Powinien szczególnie dbać o zdrowie i dietę, ale nie zawsze mu się udaje. Problemem są wysokie lady w aptekach i przychodniach, nie zawsze reagują czujniki otwieranych elektrycznie drzwi. Jednak największe bariery są w ludziach.

- Chciałem oddać krew i trafiłem na lekarza idiotę, który mi powiedział „my od takich nie bierzemy”. Jeśli nie mogę oddać krwi, to niech mi po prostu poda powód - relacjonuje.

Roberta nie korci porzucenie zwykłej pracy i zajęcie się show-biznesem. Bieganie z castingu na casting bez pewności, że dostanie się angaż, to nie dla niego.

- Kiedy będą szukali do baśni, to pojadę i zagram krasnoluda albo wystąpię w polskiej wersji „Gry o tron” - zapowiada jednak.

Jaki jest? Wybuchowy i pedantyczny, wszystko musi mieć poukładane. Wie, że jego mocną stroną jest pozytywne patrzenie w przyszłość, wiara we własne możliwości i otwartość.

Standardowe marzenie, czyli spłodzić syna, zbudować dom i posadzić dąb? Niekoniecznie.

- Wolę kosodrzewinę, bez kłopotu do niej sięgnę - uśmiecha się Robert.

Życie w nocnych klubach

Mateusz Krzyżanowski ma 21 lat, mieszka w Nowej Hucie i mierzy 130 centymetrów. Nie lubi, żeby mówić o nim „karzeł”. Jeśli już, to mały człowiek albo człowiek o niskim wzroście. Pracuje w krakowskim nocnym klubie.

Mateusz zręcznie, tanecznie wdrapuje się na bar w nocnym klubie i zabawia publiczność, jest atrakcją wieczoru. Nie ma z tym problemu.

Jest elegancko ubrany: biała koszula, muszka, ładne spodnie, porządne buty, polewa gościom alkohol. Wódka, whisky, drinki, koktajle, czysta, kolorowa, co chcesz. Z butelki. Do buzi.

- Lanie do dzioba, ja to tak nazywam - uśmiecha się. - Urodziny, poprawiny, aftery, kawalerskie, panieńskie, obsługuję wszystko. Raz miałem twarz pomalowaną na biało, czarne usta i czarną łezkę. Zależy, jaka jest impreza. Co sobie klient życzy, to robię.

Dom dziecka

Już nieżyjący rodzice Mateusza nie mogli go wychowywać. Miał trzy lata, kiedy trafił do domu dziecka. I tak już było do pełnoletności.

- Trudno o tym gadać. Nie chcę, żeby ludzie mi współczuli, żeby się nade mną litowali - mówi Mateusz. - Nie ma się czym chwalić.

Musiał nieźle narozrabiać. Bił kolegów, pyskował wychowawcom i notorycznie wagarował, bo nie lubił chodzić do szkoły. Nikt go nie chciał wychowywać. Poza jedną rodziną, która przez trzy lata zabierała go do siebie na święta. Dom dziecka w zasadzie dobrze wspomina. Nie żałuje, że tam był, bo dużo się nauczył, na przykład samodzielności. Nauczył się też, żeby nie mierzyć wszystkich jedną miarą.

Bez kompleksów

Na co dzień pracuje w firmie produkującej zdrową żywność. Pakuje olej palmowy, siemię lniane, jęczmień. Sam takich rzeczy nie używa, nie smakują mu, a odchudzać się nie musi, więc po co? To jest bardziej dla kobiet, tłumaczy, one mają kręćka na tym punkcie.

Niedawno dostał mieszkanie od miasta na nowohuckim osiedlu Zielonym. Właśnie się wprowadza, mebluje. Mieszka sam. Nie ma dziewczyny.

- Wątpię, żeby się taka znalazła, co się zgodzi na to moje imprezowanie - mówi. - Robię to, co lubię, a nie co mi każą. Bo wtedy człowiek jest chyba bardzo nieszczęśliwy.

Nocne życie

Mateusz robi to, co daje mu najwięcej zadowolenia - imprezuje. I jeszcze mu za to płacą. W takich klimatach czuje się jak ryba w wodzie.

- Na imprezach ludzie chcą sobie zdjęcia ze mną robić - opowiada. - Nie odmawiam. Czasami chodzę między nimi, jak już śpią gdzieś na stołach i robię selfie. Zgonowcy tacy. Mówią później: „Ooo, to ty mnie upiłeś, to twoja wina!” Taka moja rola. Ale chyba miło wspominają. Najważniejsze, żeby dobrze się bawili, żeby była luźna atmosfera.

Interes nieźle się kręci, Mateusza coraz częściej zapraszają na imprezy. Bywa, że całe weekendy ma zajęte. Więc szuka wspólnika.

- Kogoś takiego jak ja - precyzuje. - Musi mieć dystans i być wyluzowany, imprezowy. Resztę da się nauczyć, nie?

Współpraca: Katarzyna Janiszewska

Wydarzenia tygodnia w Łódzkiem. Przegląd wydarzeń 1-7 sierpnia 2016 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki