Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

19 lat temu Widzew awansował do Ligi Mistrzów. Nikt później nie powtórzył tego sukcesu

Paweł Hochstim
Gol Marka Citki spowodował, że Duńczycy zaczęli grać bardziej nerwowo, a widzewiacy uwierzyli, że jeszcze nie wszystko stracone
Gol Marka Citki spowodował, że Duńczycy zaczęli grać bardziej nerwowo, a widzewiacy uwierzyli, że jeszcze nie wszystko stracone A.Iwanczuk/Reporter
21 sierpnia 1996 roku odbył się mecz, który dał awans Widzewowi do Ligi Mistrzów. Od tego dnia nikt nie powtórzył sukcesu łódzkiej drużyny.

- Panie Turek, kończ pan ten mecz - wielu z Was pewnie z tych słów komentatora radiowej Jedynki pamięta słynny mecz Widzewa z Broendby w Kopenhadze, który dał łódzkiej drużynie miejsce w Lidze Mistrzów. Ja mam zupełnie inne wspomnienia, pewnie dlatego, że 21 sierpnia 1996 roku miałem przyjemność być na kopenhaskim stadionie. Dziś mówię "przyjemność", choć przez większą część tego dnia nerwy nas nie opuszczały. I to wcale nie z powodu widzewskich piłkarzy, choć ci na początku drugiej połowy przegrywali 0:3 będąc zespołem znacznie gorszym od Duńczyków. Nikt mnie nie przekona, że w tamtym momencie ktokolwiek wierzył w awans Widzewa do Ligi Mistrzów. Wszystko zmienił dopiero gol Marka Citki, który spowodował, że Broendby zaczęło grać znacznie bardziej nerwowo.

Dzisiaj, dokładnie między meczami widzewiaków z Włókniarzem Zelów, a Zawiszą Rzgów, obchodzimy 19. rocznicę wydarzenia, które na zawsze przeszło nie tylko do historii widzewskiej, czy łódzkiej, ale i polskiej piłki. Bo i niezwykłe były okoliczności wywalczenia awansu do Ligi Mistrzów. Przez myśl nam wtedy nie przeszło, że przez wiele następnych lat żaden polski zespół tego nie powtórzy. To będzie osobiste wspomnienie tego, co pamiętam z tamtego dnia. Zakończonego wprawdzie porażką 2:3, ale to była tzw. "zwycięska porażka".

35 lat temu piłkarze Widzewa wygrali pierwszy mecz w europejskich pucharach [FILM]

Gdy człowiek ma 20 lat i trzeci czy czwarty raz w życiu wyjeżdża poza granicę Polski, to wszystko wydaje mu się niezwykłe. Jak dzisiaj sięgam pamięcią, to wydaje mi się, że Kopenhaga była wypełniona polskimi kibicami, wręcz zalana młodymi ludźmi z czerwonymi szalikami na szyjach, ale fakty temu przeczą - na trybunach było sześciuset kibiców w sektorze gości i około stu na trybunie honorowej. Kilkunastu Polaków było też na trybunie prasowej, ale akurat my, dziennikarze lokalnych rozgłośni radiowych, sprawdzić tego nie mogliśmy, bo jeden z polskich komentatorów przekonał Duńczyków, że akredytacji dostać nie powinniśmy, bo prawa do transmisji ma jego stacja. Nie była to prawda, prawa obejmowały jedynie fazę grupową Ligi Mistrzów, ale wystraszeni Duńczycy uprzykrzali nam życie, jak tylko mogli.

Wtedy w Łodzi były trzy stacje radiowe mocno stawiające na sport - Radio Łódź, Radio Classic i Radio Manhattan. Każda z nich miała zamiar transmitować mecz, ale gospodarze byli nieugięci. Dali nam wprawdzie bilety na zwykły sektor dla kibiców Broendby, ale postawili przy nas ochroniarza, który miał pilnować, byśmy - korzystając z telefonów komórkowych - nie odważyli się przeprowadzać relacji. Trzeba było więc chować się z telefonem przy uchu, świętej pamięci Łukasz Płuciennik, wówczas reporter Radia Classic, co kilkanaście minut biegał do toalety, by stamtąd, już bez "ochrony", przekazywać słuchaczom informacje, a pracujący w Manhattanie Marcin Tarociński, wieloletni spiker na meczach Widzewa, został wyrzucony ze stadionu na kilka minut przed końcem meczu i o golu Pawła Wojtali - a może Sławomira Majaka, to do dzisiaj nie jest jeszcze wyjaśnione - dającego awans do Ligi Mistrzów dowiedział się... od opuszczających trybuny duńskich kibiców. Nie dziwcie się, że żaden z obecnych wtedy na stadionie Broendby dziennikarzy radiowych do dzisiaj nie potrafi jakoś zachwycać się "Panem Turkiem"...

FRAGMENT MECZU Z 1996 ROKU Z RADIOWYM KOMENTARZEM TOMASZA ZIMOCHA:

To, co działo się po ostatnim gwizdku, jest nie do opowiedzenia. "Tarot" w radosnych pląsach wrócił na trybuny, po boisku biegali nie tylko piłkarze i trener Smuda, ale także klubowi działacze i... późniejszy poseł, a wtedy wojewoda łódzki Andrzej Pęczak, którego upadek w ostatnich latach był chyba jeszcze głośniejszy, niż upadek Widzewa. Imponujący był też później korowód polskich samochodów jadący z zachodnich przedmieść, gdzie znajdował się stadion do centrum miasta. To była radość połączona z dumą. Tego wieczoru każdy Polak w Kopenhadze czuł się wyjątkowo.

Ale nie można zapominać też o Duńczykach, którzy nie umieli pogodzić się z porażką. Ich sympatia okazywana nam po trzeciej bramce dla Broendby, ich troska o utrudnioną pracę, ba, nawet pomoc w ukrywaniu się przed ochroniarzem poszła w niepamięć. Pracownicy klubu, tak "dbający" o to, by nie złamać przepisu o prawach do transmisji radiowych nagle zapomnieli o konieczności zorganizowania obowiązkowej konferencji prasowej. W 1996 roku Kopenhaga była Europejską Stolicą Kultury, ale akurat "kultury" na stadionie Broendby zabrakło...

Zresztą fakt dzierżenia przez Kopenhagę tego miana też utrudnił życie wszystkim, którzy przyjechali na mecz, bo w mieście właściwie w ogóle nie było wolnych miejsc hotelowych. Koledzy z łódzkich gazet wspólnie wynajęli dom, my z kolei mieszkaliśmy na jakimś campingu, a wielu kibiców przedmeczową noc spędziło... na świeżym powietrzu. Kto wie, czy to właśnie nie z powodu fantazji spędzających noc "na mieście" kibiców rano słynna Mała Syrenka w kopenhaskim porcie na szyi zawieszony miała szalik Widzewa. Legendarne są też wspomnienia z promu płynącego do Świnoujścia. Na szczęście było niedaleko, więc prom dotarł do portu w odpowiednim stanie. Część kibiców wracała przez Niemcy, więc i mieszkańcy portowego Rostocku też powinni pamiętać awans Widzewa...

Dokładnie 18 lat temu Widzew Łódź grał z Borussią Dortmund [FILM]

Ale mam wrażenie, że gdyby dzisiaj, po tak długiej przerwie, polski zespół wywalczył awans do Ligi Mistrzów, euforia byłaby jeszcze większa. Młodsi Czytelnicy muszą bowiem wiedzieć, że w tamtym czasie awans Widzewa nie był jakąś wielką sensacją, a nazywanie Widzew faworytem rywalizacji z Broendby nie groziło skierowaniem na leczenie psychiatryczne. Oczywiście, 19 lat temu Widzew nie był już tak blisko europejskiej czołówki, jak na przełomie lat 70. i 80., ale takiej przepaści, jak dzisiaj nie było. Duńczycy nie byli zespołem, którego ktokolwiek w Łodzi się bał.

Dziś od tego wydarzenia mija 19 lat, a my do tej pory nie jesteśmy w stanie w stu procentach powiedzieć, czy do Ligi Mistrzów Widzew wprowadził gol Pawła Wojtali, czy może jednak Sławomira Majaka. W Widzewie, po czystce przeprowadzonej przez ekipę Sylwestra Cacka, nie ma już nikogo, kto pracowałby w tamtych czasach. Choćby kierownika drużyny Tadeusza Gapińskiego, który, w tej słynnej radiowej relacji z Kopenhagi, przy wyniku 3:2 "poprawiał swą elegancką fryzurę"...

Breoendby - Widzew. 17 lat temu łodzianie awansowali do Ligi Mistrzów [FILM]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki