18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

2 lata po referendum: Dariusz Joński

Jolanta Sobczyńska
"To było drugie wyzwolenie Łodzi" - o referendum sprzed 2 lat mówi Dariusz Joński.
"To było drugie wyzwolenie Łodzi" - o referendum sprzed 2 lat mówi Dariusz Joński. Krzysztof Szymczak/archiwum
17 stycznia 2010 roku Jerzy Kropiwnicki został odwołany z funkcji prezydenta Łodzi w referendum. Z Dariuszem Jońskim, posłem RP, który doprowadził do odwołania prezydenta J. Kropiwnickiego, rozmawiała Jolanta Sobczyńska.

Świętuje Pan dziś? (rozmowę prowadziliśmy we wtorek - dop. red.)
Nie, ale dobrze pamiętam tę datę sprzed dwóch lat, czyli dzień, kiedy ogłoszono wyniki referendum w sprawie odwołania prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego. 18 stycznia. My nazwaliśmy ten dzień drugim wyzwoleniem Łodzi. To był swoisty chichot historii w stosunku do Jerzego Kropiwnickiego. Były prezydent nie uznawał bowiem daty 19 stycznia jako rocznicy wyzwolenia Łodzi spod władzy hitlerowców. On tę rocznicę świętował właśnie 18 stycznia. I tego dnia go odwołano.

Ale śmietankę zwycięstwa SLD, które zorganizowało referendum, spiło PO. Czy dziś, krytykując każdy krok prezydent Hanny Zdanowskiej, nie żałuje Pan, że w ogóle wpadł na pomysł referendum?

Nie żałuję. Dobrze się stało. Wyniki tego referendum powinny być nauczką dla polityków. Obecna pani prezydent Łodzi też powinna wyciągnąć wnioski z tej lekcji. Nie można lekceważyć ludzi. A prezydent Kropiwnicki obrażał łodzian. Pogardliwie mówił o nas, opozycji, i do nas, ale i do mieszkańców, a nawet do mediów. Wszyscy pamiętają, jak dziennikarza Jacka Grudnia nazwał rosomakiem. Jerzy Kropiwnicki przestał być prezydentem Łodzi i łodzian, bo stracił kontakt z mieszkańcami. Zatracił się w swoich zagranicznych podróżach. A nie było przy nim nikogo, kto by mu powiedział, że przesadza.

A jak to się ma do obecnej prezydent Łodzi?

Hanna Zdanowska też nie słucha łodzian. 50 tysięcy ludzi podpisuje się pod petycją przeciwko prywatyzacji Zakładu Wodociągów i Kanalizacji, a prezydent i tak chce sprzedawać akcje miejskiej spółki. 20 tysięcy ludzi protestuje, gdy magistrat ogłasza likwidację szkół. Prezydent Zdanowska odwleka wykonanie wyroku o rok i znów przystępuje do ataku. Decydując się na zwołanie referendum w sprawie odwołania Jerzego Kropiwnickiego, zdawałem sobie sprawę, jakie wyniki poparcia w sondażach ma Platforma Obywatelska i że to ona może zwyciężyć w kolejnych wyborach samorządowych. Ale chciałem odwołać człowieka, który przestał być prezydentem łodzian i dać lekcję jego następcom. Hanna Zdanowska tej pracy domowej nie odrobiła.

To było drugie wyzwolenie Łodzi

A była przecież wiceprezydentem za prezydentury Kropiwnickiego. Tym bardziej powinna więc uważać na decyzje i podejmowane kroki. Tymczasem w urzędzie miasta mamy chaos reorganizacyjny, a komisja rewizyjna Rady Miejskiej praktycznie nie istnieje.

Zarząd komisaryczny, który rządził Łodzią przez rok i w którym Pan się znalazł, reprezentował inny wzór rządzenia?

Chcieliśmy pokazać, że da się zawrzeć kompromis między partiami. I udało się (w zarządzie byli przedstawiciele PO i SLD - przyp. red.). Rządziliśmy bez sporów. I - co najważniejsze - otworzyliśmy się na mieszkańców. Konsultacje społeczne prowadziliśmy przed rozpoczęciem każdej większej inwestycji, na przykład przebudowy ulicy Limanowskiego czy Rudzkiej. Spotkania z mieszkańcami organizowaliśmy w późnych godzinach popołudniowych i w weekendy, by mogło na nie przyjść jak najwięcej osób. Na spotkanie w szkole przy ulicy Limanowskiego przyszło 250 osób. Pytali o nowe rozkłady jazdy komunikacji miejskiej, o to, czy będą mogli dojechać do swoich posesji i jak zaplanowaliśmy harmonogram prac. I to był właśnie dialog z łodzianami. To my w końcu przełamaliśmy impas przy planowanej od 35 lat budowie Trasy Górnej, która odblokuje ruch na ulicy Paderewskiego i na ulicy Rzgowskiej (inwestycja rozpocznie się w 2012 roku - przyp. red.). Obiecaliśmy, że skończymy remont na ulicy Sienkiewicza w ciągu 48 dni i dotrzymaliśmy słowa. To były prawie dwa kilometry drogi do naprawy. Owszem, ludzie narzekali, że prowadzimy roboty w nocy, że jest hałas, ale tej ważnej dla miasta arterii nie można było zbyt długo blokować.

Referendum i zarząd komisaryczny - mimo przegranych wyborów prezydenckich w 2010 roku - wyniosły Pana na szczyt. Gdyby nie decyzja o odwołaniu Jerzego Kropiwnickiego nie byłby Pan dziś posłem.

Koniec końców tak się stało, ale z politycznego punktu widzenia to wcale nie była bezpieczna decyzja. Spójrzmy racjonalnie. To nie miało prawa się udać. Nikt tego wcześniej nie zrobił. Mówiono, że nie ma szans, by zimą sto tysięcy osób poszło zagłosować. Ryzykowałem głowę. Gdyby mi się nie udało, straciłbym stanowisko szefa klubu i byłbym skończony jako polityk. Ale w polityce wiele zależy od przypadku. Nie spodziewałem się wielu rzeczy. Zarówno tego, że jako radny bez doświadczenia samorządowego zostanę szefem klubu, jak i tego, że będę wiceprezydentem. O posłowaniu nawet nie wspomnę. A czas przed referendum był bardzo ciężki. Przez pierwsze tygodnie nikt nie chciał się przyłączyć do naszej inicjatywy. W końcu w SLD poparli mnie wszyscy - poza szefem wojewódzkim SLD Krzysztofem Makowskim. Twierdził, że nie zbiorę wymaganej liczby podpisów, a na referendum nikt nie przyjdzie.

Pamięta Pan, ile tych podpisów w końcu było?

Mam podać co do jednego? Nie pamiętam. 96 czy 98 tysięcy. A na referendum poszło 120 tysięcy łodzian. Ale strona referendumkoniec ciągle działa. Można sprawdzić.

A jaka była pogoda w dzień referendum?

Nie było tak ładnie jak dziś. Było 6-7 stopni na minusie i wiał wiatr, który wcale nie zachęcał do wyjścia z domu.

Jeszcze gorsza była zima w 2010 roku, która pogrzebała Pańskie szanse na fotel prezydenta Łodzi.

Tamta zima sparaliżowała i Łódź, i Warszawę. A SLD nie miało szans ani takich środków, by wygrać z machiną PO. Przed drugą turą wyborów do Łodzi przyjechali chyba wszyscy istotni posłowie z PO, a Hannę Zdanowską stać było nawet na spot wyborczy przed głównym wydaniem wiadomości w ogólnopolskiej telewizji. I tak prezydentem Łodzi została łódzka posłanka PO, która jako jedyna nie poparła nas w referendum, w którym odwołaliśmy Jerzego Kropiwnickiego.
Rozmawiała Jolanta Sobczyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki