Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

4 czerwca 1989 roku w Łodzi. Mieszkańcy szli na wybory, bo chcieli zmienić swoje miasto

Anna Gronczewska
Grzegorz Gałasiński/reprodukcja
4 czerwca 1989 roku lokale wyborcze w Łodzi, tak i w całym kraju, otwarto o godzinie szóstej rano. Pewnie tak jak wcześniej bywało to w zwyczaju, pierwszych wyborców powitano bukietami kwiatów. Potem jednak już nic nie było takie samo, jak przedtem....

Ta data to symbol przemian społeczno-politycznych w naszym kraju, które wiele osób nazywa odzyskaniem wolności. Kazimiera Pawełczyk, pracowała wtedy w "Unionteksie", czyli zakładach im. Obrońców Pokoju, należących kiedyś do imperium Scheiblerów i Grohmanów.

- Byłam na wyborach, bo nigdy ich nie opuszczałam! - mówi 76-letnia dziś emerytowana łódzka włókniarka. - I tak jest do dziś!
Pani Kazimiera przyznaje, że 4 czerwca 1980 roku liczyła, że jak wygra "Solidarność", to w Polsce i Łodzi będzie lepiej.

- Byłam młodsza, pracowałam to i nadzieje były duże - dodaje była pracownica "Unionteksu". Pamięta dobrze kartki, kolejki w sklepach, puste półki. Opowiada, że w jej życiu było różnie. Miała cztery lata, gdy Niemcy zabili jej rodziców. Trafiła do domu dziecka, wychowywała ją ciotka, która sama miała szóstkę dzieci. Jako 15-latka pani Kazimiera przyjechała do Łodzi spod łódzkiej wsi, by pracować w fabryce. Tu pracowała, ale i kończyła szkołę.

- Wcześniej skończyłam piątą klasę, w Łodzi uzupełniałam wykształcenie - opowiada Kazimiera Pawełczyk. - Chcieli, bym pracowała na przędzalni, ale by iść tam do roboty, trzeba było mieć skończone 18 lat, a mnie zależało na pieniądzach, bo chciałam się ładnie ubrać. Poszłam więc na tkalnię. I do emerytury przepracowałam na tkalni w "Unionteksie". Dokładnie 37 lat i trzy miesiące.

Pani Kazimiera na pracę nie narzeka, choć warunki były ciężkie. Pracowała w wielkim hałasie. Ale przełożeni ją chwalili, bo była sumienna, dokładna.

- Chcieli nawet bym do partii się zapisała, bo taką jestem dobrą pracownicą, ale nie chciałam - wspomina. - Mówiłam im, że dobrze pracuję dla pieniędzy, by coś z tej pracy mieć. A jeszcze sama wychowywałam trzy córki!

Na wybory 4 czerwca poszła więc z nadzieją, ale szybko przyszło rozczarowanie. Ma i tak szczęście, że w 1990 roku przeszła na emeryturę. Nie musiała jak inne koleżanki brać zasiłku dla bezrobotnych. Nie może przeżyć tego co stało z jej dawną fabryką.

- Ile razy przechodzę koło "Unionteksu" to płaczę - twierdzi pani Kazimiera. - Jestem osobą wierzącą i nie mogę zrozumieć, że nie można uszanować miejsca, które odwiedził święty Jan Paweł II. I jeszcze niedaleko jest całonocny sklep z alkoholem!

Pani Kazimiera docenia, że teraz życie jest inne, wszędzie więcej swobody, demokracja, ale dla młodzieży perspektywy nie są dobre. Wielu młodych ludzi ucieka z Polski, z Łodzi. Jej córka też mieszka w Grecji.

- Ja mam emeryturę i nie narzekam, ale widzę jak żyje się innym ludziom - dodaje Kazimiera Pawełczyk. - Nie tak to sobie wszystko wyobrażałam.

Katarzyna Majkowska nie zapomni czerwca 1989 toku. Była wtedy na drugim roku prawa Uniwersytetu Łódzkiego. Wszędzie mówiło się o wyborach, na ulicach pełno było plakatów z "Solidarnością". Kandydaci do sejmu robili sobie zdjęcia z Lechem Wałęsą. Takie zdjęcie miało im dać przepustkę do parlamentu. Ją też ogarnął wyborczy szał, jak wielu młodych łodzian.

- Zaangażowałam się w kampanię opozycjonisty, adwokata Karola Głogowskiego - opowiada Katarzyna. - Startował do senatu, ale nie z Komitetu Obywatelskiego "Solidarność". "Solidarność" w Łodzi była wtedy podzielona. On miał poparcie grupy Andrzeja Słowika. Nie znalazł się na liście "Solidarności". Nawet nie pamiętam już jak to się stało, że zaczęłam popierać akurat jego kandydaturę. Może dlatego, że chodził do liceum z moją mamą?

Katarzyna zaangażowała się bardzo mocno w kampanię. Razem z kolegą z roku, Markiem, stała pod "Centralem" i zbierała podpisy, by adwokat mógł wystartować w wyborach. Udało się. Potem roznosiła ulotki, przekonywała znajomych, rodzinę, by na niego głosowali.

- Karol Głogowski przegrał wybory, co bardzo przeżyłam- wspomina. - Zaangażowałam się bardzo w tę kampanię. Już nigdy później żadnych wyborów nie przeżywałam tak mocno jak tych z 1989 roku. Porażka kandydata, którego popierałam, sprawiła, że radość ze zwycięstwa "Solidarności" w tych wyborach nie była wielka, choć chyba powinna być. Pamiętam jeszcze powyborcze spotkanie w sztabie Karola Głogowskiego na ulicy Piotrkowskiej. Poczułam się bardzo dowartościowana, że biorę udział w bankiecie, a obok stoją tacy ludzie jak Andrzej Słowik, Marek Markiewicz czy Jerzy Kropiwnicki. Ale ta młodzieńcza porażka mojego kandydata sprawiła, że polityka, wybory już nigdy mnie nie interesowały. Choć na pewno doceniam to, co stało się 4 czerwca, dwadzieścia pięć lat temu. Dzięki temu zaczęliśmy żyć w innym kraju, innej Łodzi.

Józef Niewiadomski w czerwcu 1989 roku był pierwszym sekretarzem Komitetu Łódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

- Proponowano mi bym kandydował do sejmu, ale się nie zgodziłem - wspomina Józef Niewiadomski. - Zdawałem sobie sprawę, że możliwości realnego socjalizmu się wyczerpały. Partia dzieliła się władzą, ale nie sądziłem, że jej przejmowanie przez opozycję nastąpi tak szybko. We wrześniu 1989 roku zrezygnowałem z pełnienie wszystkich funkcji i przeszedłem na emeryturę.

Józef Niewiadomski mówi, że 4 czerwca 1989 roku na skutek porozumień "Okrągłego Stołu" zawartych między ówczesną władzą a opozycją doszło do zmiany systemu politycznego w naszym kraju. Nie godzi się jednak z opiniami, że Polska odzyskała wtedy wolność.

- Dla mnie, łodzianina, wolność przyszła 19 stycznia 1945 roku - wyjaśnia Józef Niewiadomski. - Dzień później, po dwóch latach ukrywania się, wróciła do domu moja siostra, a 21 stycznia mój brat, który by nie jechać na roboty do Niemiec pracował jako parobek u Niemca na łódzkim Grembachu. Ja 19 marca 1945 roku wstąpiłem do harcerstwa, a 30 marca poszedłem do polskiej szkoły. Po pięciu latach przerwy! Była to szkoła numer 115. Nie zapomnę dzieciaków ze swojej klasy i kierownika szkoły pana Bukarewicza, który grał na skrzypcach. Podał melodię polskiego hymnu, a myśmy tego Mazurka Dąbrowskiego nie wyśpiewali, a wykrzyczeli! Kiedy kierownik szkoły opuścił skrzypce i smyczek to po policzkach spływały mu łzy... W maju, po trzech latach spędzonych w Oświęcimiu do domu wrócił mój ojciec. A ja na początku czerwca 1945 roku poszedłem do pierwszej komunii świętej w kościele świętego Wojciecha, który w czasie wojny zamknęli Niemcy. Podczas wojny zginęło dwóch braci mamy - jeden służył w Batalionach Chłopskich, drugi w Armii Krajowej. Wojny nie przeżył również brat ojca! Dla mnie wolność odzyskaliśmy zatem w 1945 roku.

Pan Józef przyznaje, że po 1989 roku nastąpiła demokratyzacja życia, nie było już systemu totalitarnego, nastąpiła wolność prasy. Nie wolno jednak zapomnieć, że wtedy Łódź miała 100 tysiące mieszkańców i była drugim co do wielkości miastem Polski.

Dr Sławomir Nowinowski jest dziś pracownikiem Instytutu Historii Uniwersytetu Łódzkiego. Ćwierć wieku temu był studentem ostatniego roku historii. 4 czerwca 1989 roku od świtu był na nogach. Został członkiem komisji wyborczej na ul. Narutowicza. Oczywiście z ramienia "Solidarności".

- Całą noc nie spałem z wrażenia, choć i wcześniej czas był gorący, więc na nadmiar snu nie narzekałem - wspomina Sławomir Nowinowski. - W nocy z 4 na 5 czerwca byłem w transie. Podobnie jak moi znajomi. Pamiętam, gdy podpisano protokoły, złożono meldunki, wracałem pieszo do domu, nad ranem. Zasypiałem, ale byłem szczęśliwy, bo wiedziałem już jaki jest wynik. Nie tylko w naszej komisji, ale dochodziły sygnały z Łodzi.

Sławomir Nowinowski mówi, że może nie było wtedy jeszcze euforii. Wszystko było wielką niewiadomą. Jednak miał z przyjaciółmi poczucie, że to wielki, ważny czas. - W maju mój bardzo bliski kolega miał wyjechać na kilka lat do Londynu - opowiada pan Sławomir. - Ale odłożył ten wyjazd o kilka miesięcy. Kiedy dowiedział się, że będą częściowo wolne wybory stwierdził, że nie darowałby sobie, aby w takiej chwili wyjechał. Uznał, że musi do tego przyłożyć rękę. Też został członkiem komisji wyborczej, ze wskazania "Solidarności". Chyba na Widzewie.

Sławomir Nowinowski pamięta Łódź z tamtego okresu. Niestety, dla większości ludzi te wybory były sprawą obojętną, co pokazały późniejsze badania. Znalazło to odzwierciedlenie we frekwencji.

- Sporo młodych ludzi, zwłaszcza studentów, nie akceptowało kompromisu "Okrągłego Stołu" - wyjaśnia dr Nowinowski. - Pojawił się wtedy problem rejestracji NZS, władze robiły trudności. Zaczęła się akcja protestacyjna, potem strajk. Wiele osób uważało, że te wybory to wybieg "czerwonych", by zneutralizować część opozycji. Przekonywali, że nigdy nie udało się odebrać komunistom władzy przy pomocy kartki wyborczej. Jeśli komunizm upadnie, to tylko w wyniku akcji zbrojnej, a nie częściowo wolnych wyborów.

Sławomir Nowinowski zdecydował się jednak zaangażować w wybory, choć też miał wątpliwości. Rozlepiał plakaty, roznosił ulotki. Wystarczyło się tylko zgłosić do Komitetu Obywatelskiego przy Piotrkowskiej i dostawało się działkę do zagospodarowania. Nikt nie pytał nikogo skąd przychodzi.

- U części ludzi był entuzjazm, nadzieje - mówi historyk z Uniwersytetu Łódzkiego. - Tymi nadziejami udało się nawet zarazić część obojętnych ludzi. Wtedy jeździłem do Warszawy, Krakowa. Atmosfera w Łodzi była inna. Taka jak miasto: smutna, szara. Beznadzieja PRL była w Łodzi bardziej dotkliwa niż w Krakowie czy Warszawie. Co znajdowało odzwierciedlenie w wyglądzie ulic tuż przed wyborami. W Krakowie można było odnieść wrażenie, że Komitet Obywatelski zdominował kampanię wyborczą. W Łodzi tego nie było. Nie można zapominać o pęknięciu w szeregach łódzkiej "Solidarności".

Zawsze jednak o 4 czerwcu mówił nie tylko z dużym sentymentem, ale i entuzjazmem. Choć obraz współczesnej Polski odbiega od wyobrażeń o ideale. Ale ideały, zwłaszcza w życiu społeczno-państwowym, rzadko albo nigdy w pełni się nie ziszczają. Nawet znając wszystkie mankamenty III RP nie ma wątpliwości, że dobrze zrobił angażując się w wybory sprzed ćwierć wieku. Żyjemy przecież w innym, wolnym kraju. A tego poczucia nie miał 25 lat temu...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki