Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

60 lat z ŁKS. Stadion i hala przy al. Unii moim drugim domem

Marek Łopiński
Legendy ŁKS: Ryszard Polak, Marek Dziuba, Marek Chojnacki, Jacek Żałoba, Marek Łopiński, Mirosław Bulzacki
Legendy ŁKS: Ryszard Polak, Marek Dziuba, Marek Chojnacki, Jacek Żałoba, Marek Łopiński, Mirosław Bulzacki Krzysztof Szymczak
60 lat z ŁKS minęło jak jeden dzień. Nie mam szczęścia do jubileuszy. Na 50 urodziny piłkarze spadli z ówczesnej I do II ligi. Na 70 degradacja z ekstraklasy do I ligi.

Pierwszy raz na stadionie przy al. Unii pojawiłem się mając 10 lat. Biedak nie miał na bilet, czekał na przerwę. W tamtych czasach bramy raju otwierano po pierwszej połowie. Od lat 60 ubiegłego wieku stadion i hala pod trybuną stały się moim drugim domem. To w tej hali ustanowiłem osobisty rekord siedząc przez 8 godzin na twardych ławkach sektora B, podczas półfinałów mistrzostw Polski juniorek w siatkówce.

Zdarzały się gościnne występy na innych obiektach. W widzewskiej hali przy Armii Czerwonej w nietypowych okolicznościach poznałem wileńskiego Żubra Józefa Ziunę Żylińskiego. Po zakończeniu meczu koszykarek z Wisłą Kraków i zdobyciu pierwszego mistrzostwa , razem z kolegami z XXVIII LO podrzucaliśmy do góry legendę basketu. Rok później w naszej sali przy Zakątnej z okazji awansu do I ligi siatkarek, dźwigaliśmy do góry inną klubową legendę trenera Ryszard Felisiaka. Było co podrzucać.

Na sportowe salony wprowadził mnie Michał Strzelecki, dziennikarz Expressu Ilustrowanego. Dzięki Niemu trafiłem do ŁKS-u, zaczynając od sekretarza sekcji, później kierownika I drużyny i sekcji, członka zarządu, dyrektora, kończąc na prezesie spółki.

W moim klubie interesowało mnie wiele sekcji. Dzięki temu mogłem być spikerem nie tylko na meczach piłki nożnej, ale także siatkówki i koszykówki. Zdarzały się nieformalne funkcje, przez 16 lat „opiekowałem” się sędziami. To wtedy opowiadano anegdotę, w piątkowe wieczory i noce w restauracji hotelu Centrum urzędują, złodzieje, alfonsy, damy lekkich obyczajów i Łopiński z sędziami.

Zdarzały się chwile straszne i cudowne. Kolacja w Nadarzynie przed finałem Pucharu Polski przypominała ostatnią wieczerzę, przed wyrzuceniem na śmietnik historii. Cztery lata później pieczętowaliśmy mistrzowska koronę w Ostrowcu Świętokrzyskim. Po meczu z KSZO Brazylijczyk Rodrigo wylał na mnie kubeł wody. Przyjemny był powrót do Łodzi w mokrych slipkach.

Wyjazdy zagraniczne były dodatkowym przywilejem. Październik 1983 oldboje ŁKS jadą na tournée do RFN. Wieczorami sponsorzy pobytu, miejscowe browary , poiły nas hektolitrami piwa i wina. Po powrocie do hotelu dodatkowe zajęcia. Bałem się ilu żywych wróci do Polski.

Luty 1988 jedziemy na obóz do Aten, tam poznałem bliżej Kazimierza Górskiego. Na ateńskim lotnisku, o trzeciej nad ranem, nie tylko my, ale i orbisowska wycieczka, nie sprawdzani przez ogłupiałych na Jego widok celników, przekroczyliśmy bramy raju. Rozbijając się z Panem Kaziem taksówkami po Atenach nigdy nie płaciliśmy. Na placu Omonii, o czwartej nad ranem, mieliśmy w każdej tawernie wino i gyros na krzywy ryj.

Maj 1990 jadę z drużyną jedenastolatków śp. Marcina Gutowskiego na zielonoświątkowy turniej do Paryża. Śpimy na materacach w szkole tańca, w dzielnicy algierskich emigrantów. Ogrody Wersalu, Pola Elizejskie , smak piwa za 10 franków na szczycie wieży Eiffla, cudowne dni..

Czerwiec lipiec 1993 lecimy na miesiąc do USA i Meksyku. Chicago, Dallas, Mexico City, Guadalajara, Monterrey, to niektóre przystanki, szalonej podróży. 14 startów i lądowań. Wyjechaliśmy jako wicemistrzowie Polski, wróciliśmy jako trzecia drużyna. Dzięki szefowi działu sportowego Dziennika Łódzkiego redaktorowi Wiesławowi Wróblowi mogłem w cyklu reportaży opisać cudowną tajemniczą podróż.

W lipcu 1995 pojechaliśmy na obóz do Antwerpii. Pamiętna kilkugodzinna rozmowa z Włodkiem Lubańskim na stadionie olimpijskim igrzysk 1920 roku. Nocowaliśmy w Domu Marynarza. Na śniadaniu spotykaliśmy panienki z okienka, eksponujące swoje wdzięki za szybami, świadczące usługi dla ludności w dzielnicy uciech.

Z wizyty w Manchesterze pamiętam stadionowy sklep z kilkuset klubowymi pamiątkami MU, w tym trumny w barwach Czerwonych Diabłów. Teatr Marzeń na Old Trafford, który jeszcze 20 minut przed meczem był pusty, zapełnił się w kwadrans. Spaliśmy w 100-letnim wiktoriańskim hotelu. Niektórzy grymasili, przyzwyczajeni do 2-gwiazdkowych Novoteli.

W Monte Carlo przez cały mecz z AS Monaco przygrywała dixielandowa kapela. Na trybunach piknik. Spotkanie kierownictwa klubów, uczta bogów, nektar i ambrozja. Hotel na stromym zboczu, zamiast do góry, jechało się w dół.

Te 60 lat, w tym 25 pracy z dziesiątkami reprezentantów Polski, najlepszymi trenerami, współpracę z dziennikarskimi legendami, będę pamiętał do końca moich dni.

Wiele serdeczności!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki