18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

65 lat łódzkiej szkoły filmowej [ZDJĘCIA]

Anna Gronczewska
Szkoła Filmowa w Łodzi kończy 65 lat
Szkoła Filmowa w Łodzi kończy 65 lat Krzysztof Szymczak
Szkoła filmowa w Łodzi kończy 65 lat. Ale nie oznacza to, że przechodzi na emeryturę. Czuje się wciąż bardzo dobrze, młodo, rozwija i stanowi dumę naszego miasta. Na liście absolwentów tej uczelni znajdują się najwybitniejsi reżyserzy, aktorzy, operatorzy.

Na korytarzu, koło biblioteki czeka Alan. Dla niego to pierwsze dni w łódzkiej szkole. Dostał się na reżyserię. Alan mieszka w USA, ale jego rodzice pochodzą z Łodzi.

- Mieszkam tu u babci - tłumaczy chłopak. - Przyjechałem studiować do Łodzi, bo wiele dobrego słyszałem o tej szkole. Poza tym studiowanie w szkołach filmowych w Stanach jest o wiele droższe niż tutaj.

Alan słyszał, że przed sześćdziesięciu pięciu laty zaczął się pierwszy rok akademicki w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej. Szkoła kształciła początkowo reżyserów i operatorów. Ale już w roku 1952 otwarto na niej wydział Wydział Ekonomiczno-Organizacyjny, gdzie studiowali przyszli kierownicy produkcji. Na siedzibę tej szkoły filmowej wybrano pałacyk Oskara Kona.

Pierwszym rektorem szkoły został Jerzy Toeplitz. Już w 1945 roku otwarto Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie z siedzibą w Łodzi. Jej rektorem był sam Leon Schiller. Ale w 1949 roku zastąpiła ją łódzka Państwowa Wyższa Szkoła Aktorska, w 1954 roku przemianowana na Państwową Wyższą Szkołę Teatralną im. Leona Schillera. Uczelnia kształcąca aktorów mieściła się w pałacyku Karola Poznańskiego przy ul. Gdańskiej. Dzieliła budynek z Państwowym Konserwatorium Muzycznym.

W 1958 roku połączono Państwową Wyższą Szkołę Filmową z Państwową Wyższą Szkołą Aktorską. Początkowo była to tylko Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa i Teatralna, ale w 1970 roku dodano jej człon Telewizyjna. Do dziś jej siedziba mieści się w pałacyku Oskara Kona przy ul.Targowej 61/63.

Kazimierz Karabasz, twórca polskiej szkoły dokumentu, w szkole filmowej studiował w latach 50., potem był jej wykładowcą.

- Kiedy studiowałem w szkole, to w Polsce kręciło się mało filmów, a my chcieliśmy się nauczyć czegoś więcej niż to co oglądaliśmy - wspomina prof. Kazimierz Karabasz. - Na ekranach zaczęły się pojawiać filmy włoskiego neorealizmu. Też chcieliśmy kręcić takie filmy. Próbowaliśmy, ale z miernym skutkiem.

Kazimierz Karabasz studiował w ciężkich czasach stalinizmu. Jednak w szkole studenci znajdowali azyl. Zajęcia trwały po 10 godzin dziennie, były także w soboty.

- W ogromnej większości polityka nas nie interesowała - twierdzi prof. Karabasz. - Liczył się film. Co prawda pakowano nam w różnej formie do głowy marksizm-leninizm. Czuliśmy, że to lipa, ale nie wiedzieliśmy jak ją zweryfikować.

Potem Kazimierz Karabasz został asystentem Jerzego Bossaka, dostał po opiekę rok. Po 1956 roku nastąpiły zmiany polityczne, świat zaczął się otwierać przed studentami.

Konstanty Lewkowicz, kierownik produkcji, wykładowca PWSFTviF, jej absolwent z 1956 roku, bardzo miło wspomina czasy studiów. Wtedy na przykład do szkoły trafiały kopie wszystkich najnowszych filmów, których nie obejrzało by się nigdy w polskim kinie. Był to prawdziwy rarytas. Koło szkoły kręciło się więc wielu młodych ludzi z miasta, którzy liczyli, że uda im się dostać na taki seans.

- Studentów nie było wielu, więc tworzyliśmy jedną rodzinę, wszyscy się znali - mówi Konstanty Lewkowicz.

Szkoła ma wybitnych absolwentów. Trudno wymienić wszystkich. Ale skończyła ją np. poetka Agnieszka Osiecka. Do Łodzi przyjechała w 1956 roku, by zacząć studiować reżyserię filmową. Miała już za sobą studia na dziennikarstwie Uniwersytetu Warszawskiego. W drodze do Łodzi towarzyszył jej Wojciech Solarz, kolega z dziennikarstwa i Studenckiego Teatru Satyryków, czyli STS. Potem został znanym reżyserem, m.in. "Wielkiej miłości Balzaka", "Ojca królowej", "Trzeciej granicy" czy "Plebanii". Ale wcześniej napisał muzykę do "Kochanków z ulicy Kamiennej".

- Jak Agnieszka dowiedziała się, że chcę studiować reżyserię, to pojechała ze mną na egzaminy do Łodzi - opowiada Wojciech Solarz. - Studiowaliśmy na jednym roku. Szkoła z naszych czasów, to był przede wszystkim jej rektor, profesor Jerzy Toeplitz, wielki autorytet. Wykładało w niej wielu wybitnych ludzi. Wymienię chociażby profesora Jerzego Mierzejewskiego, który wykładał plastykę filmową. Opiekunem naszego roku był sam Andrzej Munk. Prowadził niezapomniane zajęcia. Na ostatnim roku studiował wtedy Romek Polański. I nikt nie nazywał szkoły filmowej "filmówką"! Nie wiem kto wymyślił to okropne określenie!

Studenci spędzali wiele godzin w szkolnej salce projekcyjnej. W niej i na słynnych schodach koncentrowało się życie studentów.
Wojciech Solarz nie zapomni jednego z tłustych czwartków organizowanych w sali projekcyjnej. Wyświetlano wtedy film "Rozmowy o jazzie". Była to pierwsza polska produkcja poruszająca ten temat. Na górze siedzieli studenci. Jedli pączki, pili wino. - Wbrew pozorom piło się mało - zapewnia Wojciech Solarz.

Gdy organizowany był bal, to przed wejściem stała zmarła niedawno Zofia Nasierowska, żona reżysera Janusza Majewskiego, znakomity fotografik. Wpuszczała tylko te panie, które pokazały pierś... Panowie musieli pokazać inną część swego ciała...

Akademiki szkoły filmowej znajdowały się kiedyś na ul. Bystrzyckiej. Wojciech Solarz tam nie mieszkał. Pomieszkiwał u rodziny, w kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 107.

- Nie byłem tak jak Romek Polański, Janusz Majewski czy Stefan Szlachtycz, zainstalowany w Łodzi - dodaje Wojciech Solarz. - Oni stali lepiej finansowo, mieli tu swoje kwatery. Środowisko szkoły filmowej stanowiło enklawę. Wszyscy się ogromnie przyjaźnili.

Sabina Kubik już blisko 40 lat pracuje w dziekanacie reżyserii łódzkiej PWSFTviT. Nie wymieni wszystkich znanych dziś reżyserów, którzy zostawiali u niej indeksy, stemplowali legitymacje.

- Antoni Bohdziewicz, który był kierownikiem katedry reżyserii, zwykł mówić, że jeśli co dziesięć lat trafi się jakaś wybitna indywidualność to warto prowadzić taką szkołę - wspomina pani Sabina. - A takie indywidualności pojawiają się i pojawiały się znacznie częściej...

Sabina Kubik gdy trafiła do szkoły była młodą dziewczyną. Studiowała na trzecim roku polonistyki, na Uniwersytecie Łódzkim. Z różnych względów, zdecydowała się przenieść na studia zaoczne. Zaczęła szukać pracy. Okazało się, że pracownicy poszukuje dziekanat szkoły filmowej.

- Nie było wtedy osobnego dziekanatu reżyserii i wydziału operatorskiego, tylko sekretariat główny w rektoracie - opowiada Sabina Kubik. - W latach 40. i 50. przyjmowano studentów na studia unitarne. Nie było osobnych wydziałów reżyserii i operatorskiego, tylko wydział reżysersko-operatorski. Dopiero w latach 60. zaczęto przyjmować studentów na dwa osobne wydziały.

Sabina Kubik nie zapomni pierwszego dnia pracy w szkole filmowej. Był listopad 1965 roku. Dziekanem wydziału był Jerzy Bossak. Odbywał się właśnie egzamin absolutoryjny po trzecim roku studiów. I posypały się głowy... Sześć osób skreślono z listy studentów.

- Przewodniczącym komisji był profesor Bossak - dodaje pani Sabina. - Był bardzo twardym, bezwzględnym, ale sprawiedliwym człowiekiem. Wtedy w komisji egzaminacyjnej siedziało 18-20 osób. I w dodatku same tuzy, jak wspomniany Bossak, Jerzy Toeplitz, Antoni Bohdziewicz, Roman Wajdowicz, Stanisław Wohl, Jerzy Mierzejewski. Bardzo współczułam studentom, którzy mieli stanąć przed taką komisją. Jak nie byłabym w stanie wydusić z siebie słowa.

Pani Sabina wśród studentów miała swych ulubieńców. Znanych potem operatorów jak Andrzej Barszczyński czy Edward Kłosiński.

- Wśród reżyserów moim ulubieńcem był Tomasz Pobóg-Malinowski - śmieje się Sabina Kubik. - Jest teraz wykładowcą w Londyńskiej Szkole Filmowej. Jego dziadek był przedwojennym historykiem, mieszkał w Londynie. Tomek też miał dwa obywatelstwa, polskie i brytyjskie. W czasie studiów był korespondentem BBC. A co ciekawe, Tomek nie był ładny, wręcz brzydki. Koleżanki dziwiły się, co w nim widzę, a ja go uwielbiałam! Drugim moim ulubieńcem był nieżyjący już Tomek Lengren. Też typ męskiej urody. I na cześć tych dwóch Tomków mój syn ma na imię Tomasz...

Pani Sabina może pochwalić się, że obecny rektor szkoły filmowej, Mariusz Grzegorzek, jak i dziekan reżyserii, Filip Bajon, też byli "jej" studentami.

- Nie raz słyszeli mój wrzask przypominający, że trzeba oddać indeks! - dodaje. Przyznaje, że artyści mają zwykle inne podejście do biurokracji. - A dziś ta biurokracja jest znacznie większa niż przed laty - twierdzi Sabina Kubik. - Nikt nie może się jej przeciwstawić. Student musi być w systemie!

Przed laty zdarzali się studenci, którzy nakręcili dyplomowe filmy, otrzymali bardzo dobre oceny, ale nie starczało już zapału na pracę teoretyczną. Pani Sabina, gdy spotyka Marka Piwowskiego to przypomina mu, że ma do zaliczenia jeszcze egzamin z teorii sztuki. Dyplomu ukończenia szkoły nie mają Kazimierz Kutz czy Mariusz Treliński. Już po latach od opuszczenia jej murów zdobyli go Wojciech Marczewski czy Jerzy Gruza. A także późniejszy rektor PWSFTviT Henryk Kluba...
W łódzkiej szkole króluje młodość. Studenci drugiego roku wydziału aktorskiego mają ćwiczenia według technik Jerzego Grotowskiego. Prowadzi je Teresa Nawrot, aktorka mistrza. Na zajęcia przyszła Marysia Dębska z Warszawy. Cieszy się, że ma za sobą pierwszy rok. Było ciekawie, ale ciężko. Ten pierwszy rok traktowano jako rodzaj selekcji. Dwie osoby musiały odejść. Ona cieszy się, że może współpracować z tak znakomitym artystą jak Waldemar Zawodziński.

- Jak tylko tu weszłam to zakochałam się w tej szkole. I tak jest do dziś! - przekonuje Marysia.

Patryk Palusiński z Krakowa, jest już na czwartym roku wydziału aktorskiego. Twierdzi, że to nie on wybrał Łódź, ale Łódź jego wybrała.

- Zdawałem do Krakowa, Warszawy i Łodzi - wspomina. - I dostałem się tu. Nie żałuję, że tu się uczę. Możemy współpracować z zawodowymi reżyserami. Gramy w etiudach kolegów z innych wydziałów, mamy dużo zajęć filmowych. A w samej Łodzi dobrze się czuję. Choć najlepiej czułem się na pierwszym roku. Z każdym kolejnym robiło się tu bardziej niebezpiecznie...

Dominika biegnie przez korytarz wydziału aktorskiego. Ciągle w biegu... Ale nie może być inaczej skoro studiuje produkcję filmową. Jest na drugim roku.

- Rok temu, na inauguracji, rektor powiedział, że czeka nas pięcioletni Dzień Dziecka i miał rację - twierdzi Dominika. - Możemy się rozwijać, robić filmy, popełniać błędy.

Paulina Nadel jest łodzianką, absolwentką XIII LO. Do szkoły filmowej dostała się za trzecim razem. Próbowała, bo wiedziała, że nie chce nic innego robić, tylko zostać aktorką.

- Wcześniej przez pół roku studiowałam kulturoznawstwo na Uniwersytecie Łódzkim, ale tam byłam tylko trybikiem, jedną z kilkuset studentek - mówi. - Tu jestem znana z imienia i nazwiska...

Jakub Konieczny też jest na trzecim roku. Pochodzi z Warszawy. Zanim zaczął studiować w szkole filmowej miał na swym koncie kilka ról w popularnych serialach. Po rozpoczęciu studiów musiał z tego zrezygnować, co nie było łatwe. Studenci pierwszego roku nie mogą nigdzie grać. Potem już jest z tym lepiej. W wakacje Jakub kręcił zdjęcia do "Kamieni na szaniec", w reżyserii Roberta Glińskiego, byłego rektora PWSFTviT.

- Od początku chciałem tutaj studiować, choć jestem z Warszawy to nie składałem dokumentów do tamtejszej szkoły - zapewnia Kuba. - Na początku było ciężko. Całe dnie spędzałem w szkole. Do domu, w którym czekała na mnie ukochana kobieta, mogłem jeździć tylko na soboty i niedziele. Ale nie żałuję. Dobrze czuję się w Łodzi.

Marta Prus jest na piątym roku reżyserii i wszyscy wróżą jej karierę. To ona wygrała konkurs na film promujący łódzką szkołę.

- Byłam wtedy w Argentynie i wymyśliłam, że będę pytać mieszkających tam ludzi kogo znają z Polski - opowiada Marta. - Okazało się, że ludzie z jakiejś argentyńskiej wioski znali nazwiska studentów szkoły filmowej w Łodzi, moich kolegów. Oczywiście było to wyreżyserowane.

Sabina Kubik twierdzi, że ciągle całym sercem kocha szkołę. Dała jej ona bardzo wiele... Niedawno odwiedził ją reżyser z Bangladeszu, który nie był w szkole dwadzieścia lat. - Jaka piękna zrobiła się ta szkoła - powiedział. Niczego lepszego pani Sabina nie mogła usłyszeć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: 65 lat łódzkiej szkoły filmowej [ZDJĘCIA] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki