Problemy 7-letniego dziś Kubusia Jankowskiego z Łodzi zaczęły się w czerwcu zeszłego roku. Rodzina wybrała się zrobić zdjęcie paszportowe. Ale mimo próśb fotografa chłopiec nie był w stanie spojrzeć prosto w obiektyw. Lekarze stwierdzili zeza. Zalecili ćwiczenia wzroku i kontrolę za dwa, trzy lata.
Ale rodzice szybko zauważyli inne objawy. - Wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Kuba zaczął tracić umiejętności, wchodził po schodach jak małe dziecko, dostawiając jedną nóżkę do drugiej, nie był już w stanie jeździć na rowerku - wylicza Dorian Jankowski, tata chłopca.
Zaczęli chodzić po specjalistach, ale nikt nie postawił diagnozy. Zlecono rezonans magnetyczny, ale jego termin wyznaczony został na grudzień tego roku.
W końcu w desperacji udali się na szpitalny oddział ratunkowy. - Skłamaliśmy, że Kuba stracił przytomność - przyznaje Dorian Jankowski.
Tam badanie tomograficzne nie wykazało zmian. Dopiero w styczniu, podczas kolejnej wizyty na SOR-ze zdiagnozowano w głowie guza. Miał już wielkość mandarynki.
Wydawało się że to typowy glejak , zwany też guzem DIPG-bardzo złośliwy i błyskawicznie postępujący nowotwór, dla dzieci praktycznie śmiertelny.
CZYTAJ INNE ARTYKUŁY
- Piękno w stylu topless. Przyjemność bez ograniczeń? ZDJĘCIA
- Ile kosztuje sanatorium? Jak się przygotować do wyjazdu?
- Ile kosztuje wyjazd do sanatorium w 2020 roku? Ile się czeka?
- Skierowanie do sanatorium. Ceny i dopłaty do sanatorium
- Jak wyjechać na turnus rehabilitacyjny do sanatorium?
- 5-letni Oluś dostał najdroższy na świecie
Kubuś leczony był radiologicznie w szpitalu w Warszawie. Po tym leczeniu guz się nieco zmniejszył. Ale to wyczerpało możliwości.
Rodzice chcieli zebrać pół miliona dolarów na ekperymentalne leczenie glejaka w USA. Jednak Kuba mimo zdiagnozowanego agresywnego nowotworu nie czuł się gorzej. To sprawiło, że lekarka w Zurrichu, z którą konsultowali leczenie, przyjrzała się bliżej.
- Coś jej nie pasowało, że choroba postępuje tak wolno - mówi Dominika Jankowska, mama Kuby. Lekarka wysłała próbki do laboratorium w USA. Tam okazało się, że w guzie Kubusia nie ma mutacji typowej dla glejaka, lecz mniej złośliwą, za to typową dla innych nowotworów m.in. białaczki. Guza mózgu tego typu żaden lekarz nie widział. I nie ma opisanej metody leczenia.
Ale nowa diagnoza to także światełko w tunelu. Gdyby guz był standardowy, Kubuś mógłby już nie żyć. Tymczasem może się bawić, a nawet przepłynąć kilkanaście metrów w basenie. Od września jest zapisany do szkoły w Łodzi.
Rodzice Kuby mają nadzieję, że lekarze ze Szwajcarii i USA wspólnie rozwiążą zagadkę nietypowego guza i wspólnie znajdą sposób na wyleczenie.
- Teraz nie wiemy ile to będzie kosztowało. Ale na pewno dużo. Zwykłe badanie rezonansem magnetycznym w Szwajcarii kosztuje 30 tys. zł - mówi Dorian Jankowski.
Na leczenie chcą wykorzystać środki z dotychczasowej zbiórki. Włączyło się w nią wiele osób. Od marca w zbiórkę prowadził urząd miasta i gminy w Aleksandrowie Łódzkim. Z tego miasta pochodzi tata Kuby.
- Wszystkie biletowane wydarzenia w Aleksandrowie Łódzkim były podporządkowane tej zbiórce. Nic nie trafiało do organizatorów, tylko na zbiórkę - mówi Małgorzata Grabarczyk, wiceprezes Aleksandrowskiego Forum Społecznego, organizatora zbiórki.
Na rzecz Kuby odbył się też mecz gwiazd ŁKS- u z myśliwymi. Podczas meczu i w Aleksandrowie zebrano 233 tys. zł. Wczoraj rodzice dostali czek.
Jednak nadal prowadzona jest zbiórka na portalach siepomaga.pl i zrzutka.pl.
CZYTAJ INNE ARTYKUŁY
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?