Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afera w gminie Kleszczów. Kontroler NIK boi się o swoje życie

Michał Wiśniewski
Michał Wiśniewski
Prezes NIK, Krzysztof Kwiatkowski stanowczo podkreśla, że pracownicy państwowych służb nie mogą być zastraszani, w związku z pełnionymi obowiązkami służbowymi
Prezes NIK, Krzysztof Kwiatkowski stanowczo podkreśla, że pracownicy państwowych służb nie mogą być zastraszani, w związku z pełnionymi obowiązkami służbowymi Bartek Syta/archiwum Polska Press
Czy komuś zależy, aby uciszyć funkcjonariusza NIK, który badał aferę w najbogatszej gminie w kraju? Funkcjonariusz publiczny mówi, że czuje zastraszony i ma to związek z aferą w Kleszczowie

Opisana przez inspektora Najwyższej Izby Kontroli historia nadaje się na scenariusz gangsterskiego filmu. Próba włamania do samochodu, wreszcie skradzione auto i śledzenie poczynań funkcjonariusza publicznego. Takie zeznania brzmią sensacyjnie, zwłaszcza, że zdaniem kontrolera NIK, mają związek z jego pracą zawodową. Konkretnie chodzi o kontrolę w Fundacji Rozwoju Gminy Kleszczów i pokontrolny raport, który NIK upubliczniła w lutym.

Najwyższa Izba Kontroli chroni swojego pracownika, co akurat jest zrozumiałe. Dominika Tarczyńska, rzeczniczka prasowa NIK, podkreśla, że o szczegółach sprawy nie może wiele mówić, ale potwierdza, że kontroler wystosował pismo do prezesa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego, w którym opisał, że czuje się zagrożony. Oczywiście treści dokumentu NIK nie może upublicznić, ale zarzuty kontrolera brzmią poważnie.

Ustawa o NIK autorstwa PiS ma być uderzeniem w Krzysztofa Kwiatkowskiego?

- Kontroler poinformował również, że skradziono mu samochód, którym przyjechał do Izby w celu przedstawienia wyników kontroli NIK w Kleszczowie - podkreśla Dominika Tarczyńska.

Prawdopodobnie sprawcom kradzieży chodziło o dokumenty dotyczące kontroli w Fundacji Rozwoju Gminy Kleszczów. Tych jednak ukraść się nie dało, bo inspektor NIK zdążył je zabrać z samochodu.

Kontrola NIK w łódzkim oddziale GDDKiA. Lista nieprawidłowości jest długa

O tym, że nieznani sprawcy mogli szukać dokumentów mogą także świadczyć próby włamania do kolejnego auta. O takim zdarzeniu kontroler również poinformował przełożonych. Pracujący dla Najwyższej Izby Kontroli funkcjonariusz publiczny przypuszcza, że był śledzony przez nieznane sobie osoby.

- Kontroler przekazał, że te zdarzenia mogą mieć związek z prowadzoną przez niego kontrolą w Kleszczowie - podkreśla Dominika Tarczyńska.

Sprawa jest na tyle poważna, że funkcjonariusz NIK dostał już ochronę. Sprawę badają już organy ścigania, w tym Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz Komenda Wojewódzka Policji w Łodzi.

Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK, stracił prawo jazdy za zbyt szybką jazdę

- Informacje od kontrolera NIK potraktowałem bardzo poważnie i wystosowałem zawiadomienia do szefa łódzkiej delegatury ABW i wojewódzkiego komendanta policji w Łodzi - mówi Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK. - Nie możemy dopuścić, żeby osoby działające w imieniu państwa były zastraszane - dodaje.

Jak informuje portal TVN24, zastraszany kontroler w NIK uchodził za „człowieka do zadań specjalnych”. To on często miał zajmować się najtrudniejszymi sprawami. Czyje interesy mógł naruszyć, że w ten sposób chciano go zastraszyć?

W lutym Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport z inspekcji prowadzonej przez tego kontrolera w Fundacji Rozwoju Gminy Kleszczów. To działająca od lat na terenie najbogatszej gminy w Polsce instytucja podległa radzie gminy. Zadaniem fundacji jest wspieranie przedsiębiorczości i ściąganie do gminy inwestorów. Fundacja obraca też gruntami pod budowę fabryk w strefach przemysłowych.

Właśnie o nieprawidłowościach przy ich sprzedaży mówi raport NIK.

Nadużycia na miliony?

NIK prześwietliła obrót ziemią w strefach przemysłowych w gminie Kleszczów w latach 2007 - 2013. Główne zarzuty dotyczą niekorzystania przez Fundację Rozwoju Gminy Kleszczów z prawa odkupu działek od inwestorów, jeśli nie wybudowali oni fabryk. Z 41 sprzedanych działek, połowa nie została zagospodarowana zgodnie z umową. Najbardziej wymowny jest przypadek firmy, która za ok. 144 tys. zł kupiła prawie 10 ha gruntów, by sprzedać tę działkę innemu podmiotowi za... ponad 24 mln zł. To nie wszystko, bo rok temu za 7,6 mln zł działkę tę kupił inny „inwestor”. Taki ciąg zdarzeń prowadzi do podejrzeń o pranie brudnych pieniędzy. Wątpliwości budzi też sprzedaż 5,5 ha gruntów Eko-Regionowi Kleszczów za ok. 275 tys. zł. Zakład nie powstał, a trzy lata później kleszczowska fundacja zrzekła się praw odkupu ziemi. Co ciekawe, akt ten w imieniu spółki Eko-Region podpisał Andrzej Szczepocki, który wówczas zasiadał w zarządzie tej spółki i jednocześnie prezesował fundacji. Zdaniem NIK to rażący konflikt interesów.
NIK sprawę nieprawidłowości FRGK zgłosiła do CBA i Prokuratury Generalnej.
mw

Zobacz filmowy skrót najważniejszych wydarzeń minionego tygodnia - 21 marca - 27 marca 2016 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki