Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agata Duda-Gracz: W moim domu Gombrowicz był jak Biblia [WYWIAD]

rozm. Łukasz Kaczyński
"W tym tekście jest wszystko: opowieść o władzy, miłości, pożądaniu, głupocie"
"W tym tekście jest wszystko: opowieść o władzy, miłości, pożądaniu, głupocie" Łukasz Kasprzak
Z Agatą Dudą-Gracz, reżyserką nowej premiery w Teatrze im. S. Jaracza w Łodzi, rozmawia Łukasz Kaczyński.

Po raz pierwszy sięga Pani po dramaty Witolda Gombrowicza. Czym takim urzekła Panią apatyczna księżniczka Iwona, która doprowadza wszystkich do szału?

"Iwona..." to jest przepiękny, ale zarazem bardzo trudny tekst. Pomyślałam, że nadszedł już taki czas, że po okresie realizowania przedstawień na podstawie własnych tekstów chciałabym powrócić do wielkiej literatury, do wielkiego pisarza. Do Gombrowicza nie dopisałam ani słowa. Jedyne co napisałam, to teksty piosenek śpiewanych przez Maję Kleszcz, która wraz z Wojtkiem Krzakiem skomponowała muzykę. Jedyne operacje, jakie dokonałam na tekście, to skróty i wynikająca z mojego zawodu interpretacja.

W czym tkwi piękno "Iwony..."?

Zaczyna się w fenomenalnym języku, kończy na niebywałej umiejętności Gombrowicza do tworzenia archetypów. W tym tekście jest wszystko. Można powiedzieć, że to opowieść o władzy, miłości, pożądaniu, głupocie, ale Gombrowicz przede wszystkim stworzył archetyp "Iwony". Jest może jeszcze drugi taki archetyp. To Solaris Lema. Tam to jest planeta, a tu kobieta, która potrafi wyciągnąć z ludzi ich najgłębsze lęki, która jest jak atawizm i jak sumienie. Jak traumatyczne zdarzenie, która powoduje, że się zmieniamy. Po spotkaniu z Iwoną postaci nie są w stanie być tym, kim były. Ona dokonuje destrukcji każdej z postaci i całego świata. Oczywiście, to jest przezabawnie napisane. Można w tym dostrzec podobieństwa do "Ubu króla" Alfreda Jarry, bo Gombrowiczowski król nie jest tak do końca królem i podobnie jest z królową. To z jednej strony jest jak bajka, z drugiej widzimy w tym dom: jakby Gombrowicz opisywał własnych rodziców, których ukoronował, ale też siebie w momencie dojrzewania i buntu przeciw wszystkiemu. I w tym momencie pojawia się dziewczyna - w żadnym innym dramacie się z tym nie spotkałam - która jako tytułowa postać nie jest w żaden sposób opisana. Poza tym, że prawdopodobnie jest blondynką, że jest młoda, to nigdzie nie ma jej opisu. Każda postać widzi ją inaczej. Iwona nazwana kocmołuchem staje się nim. Dla mnie jest to fenomen: Gombrowicz daje nam narzędzia do stworzenia własnej Iwony, a nie ma dwóch takich samych.

Kim dla Pani jest dziś Witold Gombrowicz: intelektualistą samotnikiem, szczerym do bólu egzystencjalistą, który nie ma złudzeń co do istoty świata?

Dla mnie Gombrowicz jest największym polskim wieszczem. Kimś, kto pisał o Polakach w sposób najbardziej dojmujący, prawdziwy i bezkompromisowy. Kimś, kto rozliczył się z polskością i "polaczkowością". Kimś, kto stworzył własny, fenomenalny język: mięsisty, nowoczesny - w dobrym tego słowa znaczeniu- i uniwersalny. Twórczości Gombrowicza nie sposób potraktować jak lektury, a jest to coś, co każdy Polak powinien przeczytać. Fenomen tej literatury polega na tym, że nie tylko pod naszą szerokością geograficzną robi ona wrażenie. On w sposób fantastyczny obserwował i "czytał" ludzi. Był bardzo bolesny, ale i obiektywny jednocześnie. W moim domu Gombrowicz był jak Biblia. Ojciec czytał go i cytował ciągle. Na jego podstawie również malował.

Jerzy Jarocki stwierdził kiedyś, że współczesny mu teatr polski podszyty jest Gombrowiczem. Czy czasem to już się nie zmieniło?

Wydaje mi się, że do pewnego momentu rzeczywiście był Gombrowiczem podszyty i dobrze byłoby, gdyby to trwało.

"Najpierw jest potrzeba opowiedzenia danej historii. Potem tekst, który uruchamia obsadę. Aktorzy uruchamiają scenariusz. Kiedy jest gotowy, zaczynam budować przestrzeń sceniczną. Jak już mam ją w głowie, pojawia się kostium - jako ostatni element". To cytat z Pani wypowiedzi. Podobny proces towarzyszył "Iwonie..."?

Tak jest w przypadku każdego spektaklu. Gdy mam powód opowiedzenia określonej historii, zaczynam szukać tekstu. Aby sięgnąć po "Iwonę...", powód i potrzebę miałam od dawna. Nie ukrywam, że też bardzo się tego bałam. Ta decyzja wymagała ogromnej pokory. Bałam się, że nie będę potrafiła zająć się Gombrowiczem bez inscenizacji. A tymczasem tak się stało, że nie ma tu żadnej scenografii, aktorzy grają na pustej scenie. Czasem pojawia się krzesło. Są ekrany, która dają nam tło, kolor. Nie ma filmów, których prawdę mówiąc nie cierpię w teatrze. Wracając zaś do wątku, gdy mam już obsadę, to pracując nad tekstem "myślę" bardzo konkretnymi aktorami w określonych rolach. Dlatego nie umiem robić zastępstw, bo dla mnie daną postać może zagrać tylko konkretna osoba.

Widziałem już zdjęcia aktorów w kostiumach, która Pani dla nich zaprojektowała. Powstały one "pod" aktorów, jako efekt tego, co udało się wypracować na próbach? Jako wypadkowa Pani pomysłów i energii aktorów?

Nie. Kostiumy wymyśliłam, zanim jeszcze przyjechałam na pierwszą próbę. Bo z Teatrem imienia Jaracza to jest o tyle szczególna sytuacja, że ja tu przyjeżdżam jak do domu. Wróciłam tu po dwóch latach (tyle czasu minęło od premiery "Apokalipsy" w Teatrze imienia Stefana Jaracza w Łodzi) do zespołu, który znam. …i który "w wyobraźni" mogę ubrać już przed pierwsza próbą.

Konsekwentnie nie sięga Pani po najnowszą dramaturgię, także polską.

Wiem, mam z tym problem. Jest oczywiście paru fantastycznych ludzi, jak mieszkający w Łodzi Tomek Kaczmarek, który pisze niezwykłe rzeczy, jak Zośka Miszczuk czy Robert Bolesto, ale poza ich tekstami, polska dramaturgia współczesna wydaje mi się bardzo mało pojemna. Często jest wytworem ludzi młodych, czyli (wciąż jeszcze?) mojego pokolenia. A my jesteśmy taką cieplarnianą młodzieżą, która nie za wiele przeżyła, zajmuje się głównie sobą, a jej problemy są na ogół dosyć wydumane. Powierzchowność i wyrywkowość tego pisarstwa sprowadza istotę rzeczy albo do fizjologii, albo do dewiacji, a w tych tematach celuje telewizja i robi to zdecydowanie lepiej niż teatr. Czytuję te teksty i czasem są one fantastyczne, ale zawsze wolę zrobić albo Szekspira, Geneta czy Ghelerodego, albo wziąć na siebie pełną odpowiedzialność i napisać scenariusz sama.

Przy "Iwonie..." także wysłała Pani do aktorów listy od postaci?

Oczywiście. Dostali je na pierwszej próbie. Znajdą się w programie spektaklu. Jak zawsze, są one zapisem wiedzy postaci o niej samej na samym początku, zanim wejdzie na scenę. To jest rodzaj nurtu, którym "popłynie" rola.

Źródła, z którego wypływa?

Wiadomo, że rola będzie kształtowała się pod wpływem zdarzeń zawartych w tekście i tych, które pojawią się w inscenizacji. Na przykład hasło "Królowa Małgorzata" w "Iwonie..." jest tak szerokie, że na samym początku zawężenie go i dookreślenie bardzo ułatwia nam pracę i sprawia, że nie prowadzimy dywagacji na próżno. Jeśli cokolwiek z tego, co jest w liście, nie sprawdza się i jest niepotrzebne, automatycznie z niego wylatuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Agata Duda-Gracz: W moim domu Gombrowicz był jak Biblia [WYWIAD] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki