Agnieszka Niedźwiedź, dziewczyna, która w klatce czuje się nieśmiertelna

Czytaj dalej
Fot. Fot. Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Jerzy Filipiuk

Agnieszka Niedźwiedź, dziewczyna, która w klatce czuje się nieśmiertelna

Jerzy Filipiuk

Ma dwadzieścia dwa lata, prawie dwuletnie dziecko, ukochanego chłopaka i wielkie, sportowe marzenie - zostać mistrzynią świata w MMA. Oto Agnieszka Niedźwiedź, dziewczyna w ringu dotąd niepokonana

Czy boli? Nie boli. Jest taka adrenalina, że nie czuję żadnych ciosów, nie czuję żadnego bólu. Pod jej wpływem człowiek staje się nieśmiertelny. Po walce, gdy jestem poobijana, mam siniaki, trochę boli, ale nie jest to takie straszne - mówi Agnieszka Niedźwiedź, od 13 miesięcy zawodniczka Grapplingu Kraków.

Pochodzi ze sportowej rodziny. Jej tata Czesław był hokeistą, uczestnikiem mistrzostw świata. Starszy o dwa lata brat Adam grał w piłkę, potem uprawiał brazylijskie jujitsu, a teraz trenuje MMA (mieszane sztuki walki). Tylko mama Ewa nie ma nic wspólnego ze sportem, poza tym, że kibicuje swym dzieciom.

Agnieszka, mając 7 lat, trafiła na tatami. Przez 10 lat trenowała judo. Gdy otrzymała ofertę walki w MMA, postanowiła spróbować swych sił. Przygotowywała się do niej praktycznie przez tylko 3 tygodnie.

W MMA zadebiutowała w 2012 roku w Jaśle. Zwyciężyła w I rundzie. Kolejne walki wygrała w Krakowie, Katowicach, Aberdeen, Newcastle, Swansea i Józefowie. Zwykle szybko, pewnie, jednogłośnie.

Największe problemy miała w Józefowie w pojedynku Juliją Stoliarenką: - Byłam bliska porażki przygotowana, żeby poddać walkę, odklepać, bo łamała mi rękę, ale poluzowała uchwyt i udało mi się wyjść z opresji - wspomina. Litwinkę pokonała przed końcem trzeciej rundy ciosami łokciami.

Same wygrane i... ciąża

Miała na koncie sześć zwycięstw i ani jednej przegranej, gdy nagle wspaniale rozwijającą się karierę przerwała ciąża.

- Adama poznałam na obozie judo. Miałam wtedy 17, a on 25 lat, ale nie odczuwaliśmy różnicy wieku. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Zaimponował mi, rozkochał mnie w sobie - wyznaje Agnieszka.

Adam „Tornado” Brysz pochodzi ze Świętochłowic. Przez wiele lat trenował judo, zdobywając medale w krajowych i międzynarodowych imprezach. Marzył o starcie w igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro, ale... - Nawet gdy byłem pierwszy w rankingu, to nie jeździłem na turnieje, bo mówiono, że jestem za stary, że są młodsi - zaznacza.

Ciąża Agnieszki sprawiła, że przerwała występy na dwa lata.- Gdy się dowiedziałam, że jestem w ciąży, stwierdziliśmy, że musimy skupić się na synu, bo on jest najważniejszy. Mówiliśmy sobie: „Kiedy mały się urodzi, zobaczymy, co dalej, czy będzie możliwość powrotu do sportu. Na szczęście wszystko się dobrze ułożyło - opowiada młoda mama.

Mieszkają w Krakowie, nie są małżeństwem, ale w przyszłości pewnie nim zostaną. - Nie chcieliśmy, żeby to dziecko zmusiło nas do tak ważnego kroku - podkreśla Agnieszka.

Fot. Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press

Powrót mamy na matę

Alan przyszedł na świat 15 lipca 2015 roku. - Żaden sukces sportowy nie dał mi tyle radości co synek. Dzień, w którym się urodził, był najwspanialszy w moim życiu.

Przez wiele lat była przyzwyczajona do wysiłku, ale podczas ciąży, co zrozumiałe, często odpoczywała.

Powrót do sportu nie był więc łatwy. Pierwsze zajęcia po urodzeniu dziecka odbyła już po miesiącu. Towarzyszył jej nie tylko Adam, ale i... Alan.

- Synkiem, który chodzi do żłobka, zajmują się babcie i dziadkowie, przychodzi też do niego niania. Gdy miał zaledwie miesiąc, i nikt poza nami nie mógł się nim zająć, zabieraliśmy go na treningi. Leżał na leżaczku na macie - opowiada Agnieszka.

To nie poświęcenie...

Pojawienie się synka przewartościowało życiowe priorytety Agnieszki i jej chłopaka. Oboje jednak godzą sport z domowymi obowiązkami.

- Rano zaprowadzam synka do żłobka, potem idę na trening, odbieram synka ze żłobka, jem obiad. Wieczorem do Alana przychodzi niania, ja i chłopak idziemy ćwiczyć, wracamy i kładziemy dziecko spać - przedstawia typowy obraz dnia Agnieszka. I dodaje: - Po walce czy treningach jest czas na odrobienia domowych zaległości, typu umycie okien czy zrobienie gruntowanych porządków.

Cieszy się, że ma wielkie oparcie w Adamie. Mógł z nią polecieć na niedawną walkę w Kansas City (trzecią po powrocie po ciąży), ale doszli do wniosku, że lepiej będzie, jeśli w tym czasie zostanie z Alanem w domu.

- Ważniejsza od mojej jest kariera Agnieszki. Nie chcę nazwać tego poświęceniem, ale jeśli mielibyśmy wybierać, kto miałby się realizować w sporcie, to wiadomo: trzeba być facetem i pozwolić dziewczynie spełniać marzenie - mówi Adam, który w MMA stoczył na razie jedną, zwycięską, walkę.

Adam: - Myślę jednak, że na następne walki będziemy razem śmigali.

Potulna i dominator

Agnieszka i Adam świetnie się dobrali, choć różnią się charakterami.

Ona - wielka wojowniczka w klatce - w życiu codziennym wydaje się spokojną, nikomu nie wadzącą, dobrze ułożoną i, jak sama siebie określa, cichą, wyciszoną, potulną dziewczyną. Jako mała dziewczynka często bawiła się ze starszym bratem, który wciągał je w chłopięce zabawy.

- Byłam wtedy chłopczycą - śmieje się Agnieszka.

On - doświadczony, 30-letni dziś zawodnik - jest bardzo pewny siebie, także poza sportową matą. Prawdziwy facet, mocny nie tylko w gębie. Trenuje MMA, prowadzi zajęcia motywacyjne - o podejściu do sportu, do życia. Współpracuje z największym klubem MMA na świecie, mającym siedzibę w Reykjaviku.

W klatce, na treningu, za zawodach są jednak tacy sami. Bitni, stanowczy, energiczni, charakterni.

- W sporcie odnajduję się dużo lepiej. To w nim pokazuję pazurki. Nie odczuwam jednak złości wobec rywalek, trudno mnie wyprowadzić z równowagi, chyba że ktoś mi naprawdę zajdzie za skórę - zapewnia Agnieszka. - W walce trzeba zachować chłodną głowę, nie wolno się podpalać i iść na hurra, bo to się nie skończy dobrze. Walka to trochę jak szachy: trzeba „przeczytać”, co przeciwnik zrobi i odpowiedzieć na to. Nie można iść na całość: odpalamy wiatraki i kto pierwszy padnie.

Chce pokonać „królową”

Oboje trenują pod okiem Łukasza „Saszki” Chlewickiego. Agnieszka dodatkowo ćwiczy z właścicielem klubu i specjalistą od „parteru” Marcinem Dudkiem oraz z zajmującym się „stójką” Pawłem Kotabą. Menedżerem Angieszki i Chlewickiego jest Paweł Kowalik z Warszawy. To on doradził jej przenosiny do Krakowa.

Jeszcze 20 maja Agnieszka zajmowała 10. miejsce w najważniejszych rankingach. Po pokonaniu w Kansas City Brazylijki Porto, jednej z pionierek MMA, awansowała na pozycję wiceliderki. Walczy w federacji Invicta FC, ale marzy o przejściu do najbardziej prestiżowej federacji w MMA - UFC - i pojedynku z Joanną Jędrzejczyk.

Bo Agnieszka Niedźwiedź chciałaby zostać mistrzynią świata.

Zobacz także:

Jerzy Filipiuk

Rocznik 1958. Specjalizuję się w tematyce dotyczącej piłki nożnej, piłki ręcznej, sportów walki i sportów lotniczych. Piszę jednak także o innych dyscyplinach sportu, a także o historiach nie związanych ze sportem. Lubię tworzyć teksty o wydarzeniach i ludziach, o których rzadko ktoś pisze, przedstawiać sylwetki mniej znanych, ale równie ciekawych, oryginalnych, czasami zapomnianych i... trudnych do odnalezienia postaci. Preferuję teksty informacyjne, reportaże i rozmowy. Jako dziennikarz obsługiwałem m.in. mistrzostwa świata i Europy w lataniu precyzyjnym, karate tradycyjnym, karate kyokushin, piłce ręcznej mężczyzn, byłem na meczach o europejskie puchary w piłce nożnej i piłce ręcznej. Relacjonowałem wiele ligowych i pucharowych spotkań piłkarskich, a także wydarzeń z innych dyscyplin sportowych.  Lubię sportowe - i nie tylko - ciekawostki, statystyki


https://gazetakrakowska.pl/anna-lisowska-z-ymca-krakow-mistrzynia-swiata-w-karate-kyokushin-w-kata-24-medale-polskiej-ekipy-po-pierwszym-dniu-zdjecia/ar/c2-15911897


https://gazetakrakowska.pl/norbert-szurkowski-mial-wyjsc-z-budynku-wtc-przed-godzina-9-nie-zdazyl/ar/c1-15795580


https://gazetakrakowska.pl/noc-poslubna-z-tesciowa-oraz-inne-slubne-obyczaje/ar/4756947


Moja praca


Jestem dziennikarzem sportowym z 40-letnim stażem pracy, związanym najpierw z "Gazetą Krakowską", potem "Dziennikiem Polskim", a od wielu lat z obu tymi redakcjami. To spełnienie moich chłopięcych marzeń. Gdy zaczynałem pracę, moimi narządziami były m.in. maszyna do pisania i dalekopis, w procesie wydawniczym gazet uczestniczyli m.in. drukarze i metrampaże, ich skład dokonywał się w szkodliwym dla zdrowia ołowiu, a redakcyjne dyżury kończyły się bardzo późnym wieczorem.


 


 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.