Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agnieszka Więdłocha - piękna łódzka aktorka, która rozpoczęła piękną polską karierę

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Aktorka elektryzująca swoją urodą to często używane określenie potężnej broni reprezentantki tego zawodu. Łodzianka Agnieszka Więdłocha atakuje jednak również niebanalnym talentem. Czas na wielką gwiazdę?

Główna rola w święcącej właśnie triumfy na naszych ekranach komedii romantycznej „Planeta singli” (obok Macieja Stuhra) może wiele zmienić w zawodowym życiu młodej aktorki. Film w tzw. weekend otwarcia osiągnął najlepszy w ostatnich miesiącach wynik polskiej produkcji i można być pewnym, że w podsumowaniu bieżącego roku będzie to jeden z najchętniej oglądanych tytułów ze wszystkich goszczących w rodzimych kinach. Agnieszka Więdłocha jako romantyczna Ania, poszukująca idealnego mężczyzny na portalach internetowych, wypadła świetnie i uwiodła znaczną część widzów, także tych, którzy za tego typu kinem nie przepadają. Logika przemysłu filmowego wskazywałaby na to, że teraz aktorka powinna zostać zasypana propozycjami. Nawet uwzględniając fakt, że polski przemysł filmowy logiką się nie kieruje.

CZYTAJ TEŻAgnieszka Więdłocha: W końcu dopadło mnie życie, jestem trochę smutniejsza

Co ciekawe, niewiele brakowało, by Agnieszka Więdłocha nie dostała roli w „Planecie...”. Reżyser obrazu Mitja Okorn ujawnił, że zachwycił się aktorką, gdy ujrzał ją w serialu „Lekarze” w scenie miłosnej z Katarzyną Bujakiewicz. Od tej pory nosił się z myślą zaproponowania jej roli. Gdy przystąpił do pracy nad komedią romantyczną, namówił producentów do zatrudnienia łodzianki. Gdy ci dostali zdjęcie Więdłochy z agencji aktorskiej, uznali początkowo, że to nie najlepszy pomysł, bo jest ona zbyt młoda do zagrania tej postaci. Okazało się jednak, że przesłana fotografia pochodzi sprzed kilku lat. Wtedy zaproszono aktorkę na zdjęcia próbne, choć umówmy się - przecież wcale się nie zmieniła...

Ba, i wtedy mogło to się zakończyć tak, że to producenci obeszliby się smakiem. Gdy Agnieszka Więdłocha dowiedziała się, że chodzi o komedię romantyczną, jak każda aktorka ambitnie myśląca o zawodzie, skrzywiła się. „Kolejna polska komedia romantyczna?”. I trudno się dziwić, znając rodzime dokonania w tym gatunku. Na szczęście okazało się, że film zachowuje dobry poziom, a Więdłocha poradziła sobie z zadaniem perfekcyjnie. Mitja Okorn nazywa ją dziś „polską Anne Hathaway”. Miło, ale w sumie niepotrzebnie, bo to polska Agnieszka Więdłocha o iście hollywoodzkiej urodzie.

CZYTAJ TEŻ:Łódzka aktorka zagra w "Gwiezdnych wojnach"?

W trudnej Łodzi bądźmy zaś dumni, że właśnie w naszym mieście Agnieszka Więdłocha przyszła na świat (w styczniu obchodziła swoje trzydzieste urodziny). Tutaj kształciła się w szkole muzycznej, tutaj ukończyła Szkołę Filmową na Wydziale Aktorskim. W Łodzi w końcu znalazła swoją pierwszą teatralną przystań - w Teatrze im. S. Jaracza, gdzie można ją obecnie oglądać m.in. w „Komediancie” Thomasa Bernharda w reżyserii Agnieszki Olsten. Zauważono i doceniono ją od razu - łódzcy recenzenci wyróżnili aktorkę w 2010 roku Złotą Maską za najlepszy debiut sezonu za trzy role: Lei w „Dybuku” (nagrodzoną również Srebrnym Pierścieniem), Olgi w „Nad” i Rachel w „Survivalu”. Później mocno zaistniała w telewizji, przede wszystkim przejmującą, podbijającą serca publiczności rolą Leny Sajkowskiej w popularnej serii „Czas honoru” (na plan serialu trafiła jeszcze jako studentka), ale także w „Lekarzach”, „M jak miłość”, „Klubie szalonych dziewic”, „Na dobre i na złe”. Na dużym ekranie zagrała z powodzeniem m.in. w „Syberiadzie polskiej”.

Oczywiście, banałem i w dodatku nieprawdą byłoby stwierdzenie, że od zawsze chciała być aktorką. Wychowywała się w domu na przedmieściach - z jednej strony zaczynało się miasto, z drugiej pachniał las. Przez długi czas jej pomysłem na życie było więc stanowisko dyrektora zoo. Kipiała energią i pomysłami (w jednym z wywiadów wyznała, że w dzieciństwie biegała na naukę angielskiego, niemieckiego, informatykę, fotografię, tenis i zajęcia teatralne), mówiono nawet na nią „Rządzicha”, bo pomimo olbrzymiej wrażliwości i niemałej nieśmiałości potrafiła postawić na swoim (dziś bliscy częściej mówią do niej: „Więdłoszka”, „Więdłosz”, „Więdłosza”, „Wendy”, „Wiendix”...). Silną fascynacją okazała się muzyka - była wielką fanką łódzkiej Comy. Dlatego szkoła muzyczna i plany kariery na rockowej scenie. Gdy zaś zdawała maturę, rodzice byli przekonani, że pójdzie w ślady babci i zostanie... dentystką. Decyzja o zdawaniu na wydział aktorski (w tajemnicy przed ojcem) była zaskoczeniem dla rodziny. Teraz można mówić z przekonaniem, że był to najbardziej słuszny wybór spośród możliwych.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Obserwując Agnieszkę Więdłochę na scenie, na ekranie czy w relacjach z tzw. show-businessem i medialno-celebrycką otoczką mu towarzyszącą, robi wrażenie skromność i naturalność aktorki z jednej strony, a odwoływanie się do rozsądnej hierarchii wartości i wyważenie z drugiej. To artystka poszukująca, gotowa przekraczać granice, pragnąca nieustannego rozwoju. Świadoma etapu, na którym się znajduje i tego, co jest jej aktualnie potrzebne. Buduje role na własnych doświadczeniach, przeżyciach, przeczuciach (a, jak sama przyznała, także kompleksach), oblekając się w emocje postaci. Potrafi odrzucić to, co jest nieadekwatne do jej marzeń, co nie odpowiada momentowi, w którym się znajduje. Gdy się jednak już na coś zdecyduje, „wchodzi” w to na całość.

W jej aktorstwie więcej jest subtelności, czułości wobec bohatera, w którego się wciela, niż eksponowania siebie, szerokiego grania, popisywania się warsztatem i fizycznością. Pozwala w ten sposób na zbudowanie szybkiej i głębokiej bliskości między sobą, postacią a widzem. Są w tym lekkość, dobra energia, a zarazem zaglądanie pod spód, duża emocjonalność, wydobywanie na wierzch tego, co ukryte. Jednocześnie nie ucieka przed spontanicznością, ufa intuicji, lubi zaskakiwać samą siebie. Nie ukrywa, że czasem długie przygotowania, rozmyślania powodują większe zdenerwowanie. - Zdarza się, że im bardziej chcę, tym gorzej mi coś wychodzi - powiedziała kiedyś.

Obecnie Agnieszka Więdłocha wychodzi na pierwszy plan zainteresowania, a popularność ma przecież i swoją ciemną stronę. Dlatego aktorka bardzo ostrożnie i z rozwagą podchodzi do mediów i szumu, który się wokół niej rozpętał. Zwraca dużą uwagę na to, gdzie się pojawia, co mówi publicznie, mądrze nie angażuje się w wykraczające daleko poza pracę dysputy na łamach gazet i w telewizji. Wygląda na to, że swoją pozycję i rozpoznawalność zamierza budować na zawodowych dokonaniach, nie zaś błyszczeniu bon motami na każdy temat. Naturalna mądrość, a i pewnie dobrze dobrane autorytety i doradcy...

Poważny stosunek do pracy nie przeszkadza aktorce lubić, jak sama mówi, rzeczy proste i nieprzekombinowane. Preferuje szczerość. Drażni ją przerost formy nad treścią. Zarazem jest otwarta na nowości, coś, czego wcześniej nie znała. Potrafi chłonąć swój zawód, ma naturalną ciekawość. I pewnie dzięki temu nauczyła się nim cieszyć, co dokładnie widać w kolejnych jej rolach.

Zadowolenie zaś powoduje, że można decydować się na działania, których, poddając się frustracji, nigdy by się nie podjęło. Agnieszce Więdłosze pozwoliło to „na wariata” polecieć do Londynu na casting do głównej roli żeńskiej w nowych „Gwiezdnych wojnach”. Przedsięwzięcie odbywało się na stadionie rugby, zgłosiło się kilka tysięcy osób. Trochę dzięki zdecydowaniu, trochę dzięki polskiemu sprytowi, udało jej się przedostać na zdjęcia próbne, odegrała parę scenek, rozmawiała z reżyserem castingu i - cytując - została zauważona. Ostatecznie wspomnianą rolę zagrała Daisy Ridley, aktorka w podobnym typie urody. Przygoda, ale jakże niecodzienna i niedostępna wielu osobom, które na podobny krok nie potrafią się zdecydować.

Konieczność bycia blisko centrum filmowego biznesu sprawiła, że Agnieszka Więdłocha wyprowadziła się z Łodzi do Warszawy, ale nadal często wraca do rodzinnego miasta (nie tylko z racji przedstawień w „Jaraczu”). Można ją czasem spotkać w Off Piotrkowska, angażuje się też w działalność charytatywną - odwiedza podopiecznych młodzieżowego ośrodka szkolno-wychowawczego, jest ambasadorką fundacji „Kolorowy świat”, prowadzącej szkołę i przedszkole dla dzieci z porażeniem mózgowym. Wiele ją to kosztuje, także łez, ale zarazem jeszcze więcej daje.

Przede wszystkim jednak pielęgnuje swoje aktorskie marzenia. Chciałaby zagrać u Wojciecha Smarzowskiego, chętnie wystąpiłaby w filmie, którego akcja toczyłaby się w Warszawie lat dwudziestych. Od marca będziemy ją oglądać jako „optymistyczną singielkę Justynę” w nowym serialu Polsatu „Powiedz tak”, opowiadającym o organizatorce wesel, która nie potrafi ułożyć sobie uczuciowego życia.

Choć różnie bywało, dziś Agnieszka Więdłocha śmiało spogląda w przyszłość. Również dlatego, że ma nareszcie kogoś, kto zawładnął jej sercem. Niestety, wszyscy ci, którzy są zauroczeni jej rolami singielek, muszą się pogodzić z tym, że prywatnie singielką nie jest. Spotyka się z kolegą po fachu, Antonim Pawlickim. Środowisko już przebąkuje o ślubie...

Aktorka kiedyś wyznała, że przez jakiś czas zastanawiała się, czy nie wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Być może jeszcze ma na to czas - np. na Los Angeles...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Agnieszka Więdłocha - piękna łódzka aktorka, która rozpoczęła piękną polską karierę - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki