Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Akimudy" w Teatrze Nowym. Rosja czyli bałagan? [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
Piotr Audykowski (po lewej) z werwą, grubszymi środkami gra kremlowskiego agenta Kurojedowa. Przemysław Dąbrowski jako pisarz Wiktor i Jerzy Krasuń jako Główny
Piotr Audykowski (po lewej) z werwą, grubszymi środkami gra kremlowskiego agenta Kurojedowa. Przemysław Dąbrowski jako pisarz Wiktor i Jerzy Krasuń jako Główny Janusz Szymański / mat. teatru
Prapremiera "Akimudów" Wiktora Jerofiejewa w Teatrze Nowym im. K. Dejmka. Spektakl ściągnął ogólnopolskie media i polityków. Przyjechała m.in. Anna Grodzka

Wiktor Jerofiejew nie napisał powieści "Akimudy", aby Rosją straszyć lub ją ośmieszyć. Twórczość tego pisarza przenika duch pojednania i wola zbliżenia Europy do Rosji. Niezależnie od gier dyplomatów. Jak to zrobić? Podając w formie literackiej (tworzonej con amore, ale z rozczarowaniem wywołanym kierunkiem, jaki kraj obiera) zawiły splot politycznych, historycznych i egzystencjalnych uwarunkowań składających się na świat zwany Rosją.

Reżyser Piotr Sieklucki rozbudził oczekiwania co najmniej na polityczny skandal. Nie zaktualizował jednak powieści o zdarzenia, które niejako przepowiedziała - wywleczenie imperialnych "trupów" i wyniesienie ich na sztandary. I dobrze. Nie odrzucił też ważnych zagadnień egzystencjalnych (ale metafizyczne już tak) skupionych wokół wątku relacji głównego bohatera, pisarza Wiktora z rodzicami. Nie wyczerpuje ich jednak i nie domyka. W ogóle nic się tu nie domyka i niewiele co tłumaczy. "Akimudy" w "Nowym" są o wszystkim po trochu. Ten groch z kapustą spowodowała niedobra adaptacja przygotowana przez Tomasza Kiereńczuka - gatunkową i językową polifoniczność oryginału należy oddać siekaniem i tak nielinearnej akcji? Bałagan uczynić receptą na portret Rosji? To można by zaakceptować, gdyby był to świat pękający w szwach, dążący ku samozniszczeniu. Ale Rosja Jerofiejewa jest raczej zamkniętym, samoregulującym się systemem. Kiereńczuk po jednych wątkach prześlizguje się, inne ucina przedwcześnie zmieniając kolejność zdarzeń. Dlaczego agent Kurojedow (Piotr Audykowski, jedna z kilku ról, za którą idzie jakiś konkret - ukazanie mechanizmów władzy totalnej) godzi się na romans z akimudzkim konsulem śmierci Klarą Karłowną (gra ją udanie, bez przesady, Krzysztof Pyziak)? Dlaczego żona pisarza, Ptaszyna (Delfina Wilkońska), przystaje na spisek przeciw podającym się za istoty boskie Akimudczykom i co robi? W jakim celu pojawia się Nabokov (Wojciech Oleksiewicz) jako jedyny ze wskrzeszonych pisarzy? Pustych miejsc jest wiele i trudno wierzyć, że widz wypełni je sam. Może je zignorować, ale czy z korzyścią?

Pokazać na scenie obudzone przez Akimudczyków trupy wiodące atak na Rosję tunelem metra - to wyzwanie. Sieklucki daje widzom tylko jedną umarlaczkę, za to chutliwą (ucharakteryzowana Jolanta Jackowska podaje tekst "demonicznie").

Erotyka w ogóle przerosła reżysera. U Jerofiejewa nasycona humorem, ale wyrażająca rozpacz bohaterów, jest drzwiami do ich podświadomości - na scenie pustym znakiem. Nawet jeśli niespodziewany seks pisarza ze stylistą (Piotr Gawron-Jedlikowski) do pewnego stopnia jest zgrabnie, dowcipnie oddany i nieźle grany. Nawet jeśli Kamila Salwerowicz jako niby-święta Lizawieta, siostra Ptaszyny, mówi o intymnych doświadczeniach swej postaci w sposób niegorszący, bo analityczny (i tu na polu akcji namieszał adaptator tekstu). Profesjonalizm aktorek przerósł profesjonalizm reżysera na polu budowania poszczególnych sytuacji i posługiwania się teatralną machiną.

Sieklucki zaczął "Akimudy" od pokazania, że Rosja to wielki ideologiczny gułag. Formowanie umysłów oddaje trwająca z kwadrans, "gimnastyczna" choreografia. Nuda. A chwilę potem kolejna dłużyzna: na Kremlu trwa zakrapiana dysputa nad tym, co począć z najeźdźcami. Ciekawa jest tylko scena bójki a la maniere russe, wymagająca od aktorów, Adama Kupaja i Bartłomieja Turzyńskiego, dużej sprawności. Ale już Sławomir Sulej gra Akimuda niemal jak Prezesa w niedawnym "Klajstrze". Poza swe emploi próbuje wyjść Przemysław Dąbrowski (pisarz), udanie gdy dystansuje się do tekstu. I tyle. Sprint zamiast metafizyki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki