Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aleksander Gudzowaty: miliarder z Łodzi

Anna Gronczewska
Aleksander Gudzowaty urodził się w Łodzi i do tego miasta miał sentyment przez całe życie.
Aleksander Gudzowaty urodził się w Łodzi i do tego miasta miał sentyment przez całe życie. Bartek Syta/Polskapresse
Aleksander Gudzowaty zmarł w Warszawie. Miał 75 lat. W 2008 roku tygodnik "Wprost" oszacował jego majątek na 3,7 miliarda złotych i umieścił na dziewiątym miejscu listy najbogatszych Polaków.

Ostatni jego wpis na blogu jest z 22 stycznia tego roku. "Kilka dni temu wróciłem z Jerozolimy. Pracowałem tam w związku z organizowaniem powołania Światowego Centrum Tolerancji w Jerozolimie. Pracy jest jeszcze bardzo dużo, przygotowanie sprawnego funkcjonowania Centrum w przyszłości wymaga poświęcenia uwagi i staranności. Każdorazowo jednak widoczny jest postęp. Galowy wieczór zorganizowany zostanie dnia 22 maja bieżącego roku w Centrum Mormonów".

Niestety, Aleksander Gudzowaty na tę galę nie pojedzie. Jeden z najbogatszych Polaków, prezes Bartimpeksu, zmarł w czwartek w Warszawie.

Był łodzianinem, ale od wielu lat związanym z Warszawą i wielkim światem. Urodził się w Łodzi 22 września 1938 roku jako syn Eliasza i Aleksandry. Ojciec pochodził ze Lwowa. Aleksander Gudzowaty z dumą podkreślał, że jest rodowitym łodzianinem.

- Urodzonym i wychowanym przy ul. Senatorskiej - mówił nam w wywiadzie. - Tam spędziłem dzieciństwo i młodość. Widzi pani, jak się uśmiecham, wspominając tamte czasy? Wspominam je najmilej z całego swego życia. Oczywiście, dzisiaj widzę, że były to czasy szare, ale dla mnie wtedy były kolorowe. Czytało się dużo książek, spotykało z kolegami. Życie towarzyskie było sympatyczniejsze. Jestem z Łodzią związany sercem, duszą, wszystkim!

Był jedynakiem. Jego mama Aleksandra pracowała w laboratorium sanepidu przy ul. Przybyszewskiego, ojciec w Wifamie. Był robotnikiem magazynowym, ale i uczył włoskiego w szkole muzycznej.

- Przed wojną studiował filozofię w Rzymie - wyjaśnił nam Gudzowaty. - Tam poznał włoski. Robotnikiem został z własnej woli. To było pokolenie uparciuchów, ludzi z charakterem.

Aleksander chodził do liceum im. Stefana Żeromskiego przy ul. Łęczyckiej. Potem studiował metaloznawstwo na Wydziale Mechanicznym Politechniki Łódzkiej.

- Przemęczyłem się trzy lata - opowiadał pan Aleksander. - Odszedłem ze studiów. Dziś wiem, że była to pierwsza moja męska decyzja. Przy moim charakterze praca przy wielkim piecu byłaby nie do wytrzymania. W czasie studiów pracowałem w Puchatku. Myłem okna, potem prowadziłem dział reklamy i Łódzki Ośrodek Informacji Usługowej.

Zaczął studiować zaocznie handel zagraniczny na Uniwersytecie Łódzkim. Jednocześnie pracował - najpierw w Confeximie, a później w Textilimpeksie.

- Byłem tam rzeczoznawcą od krajów socjalistycznych - tłumaczył jeden z najbogatszych Polaków.

W 1970 roku wyjechał z Łodzi do Warszawy. Został pełnomocnikiem szefa Textilimpeksu w warszawskiej Korze. W 1973 na 4,5 roku pojechał jako przedstawiciel Textilimpeksu do Moskwy. Jak wyjaśnia Józef Niewiadomski, były I sekretarz KŁ PZPR w Łodzi, Gudzowaty został tam dyrektorem biura łódzkiej centrali handlu zagranicznego i w jego imieniu handlował z dawnym Związkiem Radzieckim.

Niewiadomski poznał go właśnie w Moskwie, gdy leciał do Gruzji i zatrzymał się w stolicy Rosji. Odwiedził wtedy moskiewską delegaturę Textilimpeksu.

- O zmarłych się mówi dobrze albo źle - powiedział nam Niewiadomski. - Ja więc nie powiem nic. Choć muszę zaznaczyć, że nasza znajomość nie była bliska.

Spotkali się jeszcze raz po wielu latach. Gudzowaty sprowadził wtedy do łódzkiego Teatru Wielkiego balet z Rosji.

- Wypiliśmy wtedy kawę, chwilę porozmawialiśmy - wspomina tamto spotkanie Niewiadomski.

To był balet Borysa Eifmana, na pierwszym Festiwalu Czterech Kultur...

Z Moskwy Aleksander Gudzowaty nie wrócił już do Łodzi. Zamieszkał w Warszawie, głównie dlatego, że jego pierwsza żona była warszawianką.

Na cmentarzu na Dołach, w części prawosławnej, był pochowany jego ojciec Eliasz, który zmarł w 1970 roku. W Łodzi mieszkała nadal jego matka. Kilka lat temu mówił nam, że zachował w Łodzi mieszkanie.

- Po cichu tam przyjeżdżam - zdradził. - Lubię Łódź, tęsknię za nią.

Między 1978 a 1992 rokiem Gudzowaty pracował jako dyrektor zarządzający, a później jako dyrektor naczelny PHZ Kolmex. Firma ta specjalizowała się w branży związanej z kolejnictwem. Wynegocjował rekordowy kontrakt na dostawę wagonów towarowych do Iraku.

Po odejściu z Kolmeksu założył małą firmę Garo, która została przekształcona w Bartimpex. Jego właścicielem i prezesem był od 1992 roku. Wzbogacił się na handlu barterowym. Kupował od rosyjskiego Gazpromu gaz ziemny dla Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa w zamian za żywność i artykuły przemysłowe.

W 2008 roku tygodnik "Wprost" oszacował jego majątek na 3,7 miliarda złotych i umieścił Gudzowatego na dziewiątym miejscu na liście najbogatszych Polaków. Znalazł się też wśród 100 najbogatszych osób Europy Środkowo-Wschodniej - w tym rankingu uplasował się na 56. pozycji. W 2012 roku jego majątek szacowano już "tylko" na 1,5 miliarda złotych.

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych Gudzowaty popadł w konflikt z polskim rządem, którego premierem był Jerzy Buzek. Napięte stosunki panowały też między nim a Gazpromem. Powodem było to, że Rosjanom przestała się podobać monopolistyczna pozycja spółki EuroPol Gaz, której udziałowcem jest Bartimpex. Do EuroPol Gazu należy polski odcinek rurociągu jamajskiego.

Gudzowaty opowiadał nam, że nigdy nie pomyślał, że stanie się tak bogatym człowiekiem.

- Byłem wychowany w skromnej rodzinie i nie mam wielkich potrzeb - zapewniał. - Staram się nie żyć jak nuworysz, tylko jak człowiek, który ma inne zainteresowania poza prymitywnym wydawaniem pieniędzy.

Wspominał, że bogatym stał się dzięki szczęściu. Udało mu się korzystnie sprzedać do Rosji pszenicę.

- Zarobiłem i dalej poszło samo - mówił. - Trzeba mieć szczęście, ale też ciężko pracować. No i jeszcze potrafić myśleć.

Niektórzy uważali, że w prowadzeniu interesu w tak strategicznej branży Gudzowatemu pomagały dobre kontakty z politykami. Finansował m.in. kampanię wyborczą Lecha Wałęsy. W rozmowie z nami biznesmen mówił, że nie ma o politykach dobrej opinii.

- Nie jestem zachwycony polską klasą polityczną - przekonywał. - Uważam, że jest bardzo przeciętna. Społeczeństwo jest tylko elektoratem. Znam paru polityków, koleguję się z nimi i mam nadzieję, że są to te rodzynki. Bo politycy dają najgorsze wzorce. Parlament stał się grajdołem, piekłem. Posłowie zachowują się tak, jakby zapomnieli, że jest Polska. W biznesie unikamy kontaktów z politykami. Nie posiadamy spółek za granicą. Nie możemy bawić się w transfery zysków, szukać stref podatkowych. Każda wydana i zarobiona złotówka jest rejestrowana w Polsce. To mnie uniezależnia od polityków. Ja się nikogo nie boję, niczego od nich nie potrzebuję.

Głośno zrobiło się o nim w 2006 roku, gdy ujawniono taśmy z nagraniami rozmów Gudzowatego z Józefem Oleksym. Nagrał je szef ochrony prezesa Bartimpeksu. Oleksy krytykował kolegów z SLD, w tym Aleksandra Kwaśniewskiego.

Gudzowaty opowiadał, że nie wydaje dużo.

- Tylko tyle co zjem - mówił. - Dochodzą koszty utrzymania domu i aut. Raz do roku wyjeżdżam do Australii i na Polinezję Francuską. To kosztuje.

W swej podwarszawskiej posiadłości miał piramidę, którą nazywał rzeźbą energetyczną.

- Jest to ekstrawagancja, ale w granicach normy - twierdził.

Miał też kaplicę ekumeniczną, a w niej witraże wykonane przez Teresę Wyszyńską.
- Myślę, że są to jedne z najpiękniejszych w Polsce witraży - mówił. - Symbolizują chrześcijaństwo, judaizm, islam, hinduizm i buddyzm. Są też witraże reprezentujące filozofię i witraż narodowy. Powstała przepiękna świątynia ekumeniczna. Chodzę tam często, ale nie by się modlić. To jest koncepcja filozoficzna.
Mój ojciec zajmował się religioznawstwem i zasiał we mnie szacunek dla tych tematów. Nie odprawia się tam nabożeństw, ale przychodzi tam wielu duchownych różnych wyznań, którzy są moimi przyjaciółmi.

Był też dumny ze swego domu we Francji, gdzie miał 4.700 kaktusów. Krążyły plotki, że ten dom kupił od Gucciego.

- Gucci był pierwszym mieszkańcem tego domu - wyjaśniał. - Drugim był grecki armator, od którego dom odkupiłem. On wyprowadził się w bardziej prestiżowe okolice.

Kiedy zapytaliśmy Gudzowatego, jak żyje się milionerowi, odpowiedział, że tak jak wszystkim. Tylko cały czas jest się na świeczniku.

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki