Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aleksandra Wójcik, siatkarka ŁKS Commercecon: Musimy postawić na zespołowość [wywiad]

R. Piotrowski
Na pierwszym planie Aleksandra Wójcik, mistrzyni Polski z siatkarską drużyną ŁKS Commercecon [Fot. Krzysztof Szymczak]
- Cieszę się, że trafiłam do klubu, w którym siatkówka jest dla kibiców tak ważna. Dziś, kiedy nie wszystko idzie po naszej myśli, a my potrzebujemy jeszcze trochę czasu, by złożyć to w sensowną całość, bardzo liczymy na ich wsparcie. I na zaufanie także - mówi Aleksandra Wójcik, siatkarka ŁKS Commercecon i reprezentantka Polski.

W sobotę siatkarskie mistrzynie Polski zmierzą się na wyjeździe z Legionovią. Niedługo po tym ŁKS Commercecon rozegra dwa ligowe spotkania przed własną publicznością. I właśnie przed meczami z Legionovią oraz domowymi starciami w łódzkiej Sport Arenie z Radomką Radom (środa 13 listopada) i #VolleyWrocław (piątek 15 listopada) ucięliśmy sobie dłuższą rozmowę z Aleksandrą Wójcik, przyjmującą popularnych „wiewiór”.

- W 2018 roku dziewczyna z Kamiennej Góry, też przecież włókienniczego miasta, przybyła do Łodzi. Ta nasza „ziemia obiecana” przypadła ci do gustu?
- Nie da się ukryć, że większość czasu poświęcam treningom, a gdy już trafi się trochę wolnego czasu zazwyczaj wyjeżdżam, żeby na przykład spotkać się ze znajomymi i nadrobić różnego rodzaju zaległości. W Łodzi jestem przede wszystkim dla siatkówki, ale stopniowo poznaję miasto. Cieszę się, że na to pełniejsze poznanie mam co najmniej jeszcze kilka miesięcy.

- A ŁKS? Jeśli ktoś za kilka lat zapyta cię o pierwsze skojarzenie ze słowami „Łódzki Klub Sportowy”…
- Dziś powiedziałabym: mistrzostwo Polski. To na razie największy sukces w mojej karierze.

- Złoty medal LSK był bez wątpienia zwieńczeniem dzieła, lecz odnoszę wrażenie, że nie tylko za to kibice ŁKS tak mocno pokochali „wiewióry”. Czym jeszcze, poza sukcesami, zaskarbiłyście sobie sympatię całego bez mała środowiska skupionego wokół tego klubu?
- Trudno powiedzieć, w każdym razie pierwszy raz spotkałam się z czymś takim, bo te relacje na linii kibice – drużyna, to istotnie jest swego rodzaju fenomen. Mamy wielkie szczęście być jednym z nielicznych klubów posiadających tak liczne grono sympatyków. Po finałowych meczach z Grot Budowlanymi powiedziałam, że ŁKS ma najlepszych kibiców na świecie. I obstaję przy swoim. To zdanie nadal jest aktualne. Mam nadzieję, że kibice zdają sobie sprawę z tego, jak ważni są dla nas, zresztą staramy się to okazać, chociażby wchodząc z nimi po każdym meczu w ten szczególny sposób interakcji, kiedy dziękujemy sobie wzajemnie za wsparcie. Cieszę się, że trafiłam do klubu, w którym siatkówka jest dla ludzi tak ważna. Przecież oni jeżdżą za nami dosłownie wszędzie! Dzięki nim czujemy się pewniej.

- A czego, poza dopingiem, potrzebuje sportowiec od kibica najbardziej?
- Cierpliwości. Chciałabym, aby dziś, kiedy drużyna znów się tworzy i nie wszystko nam jeszcze wychodzi, kibice w nas nie zwątpili i wciąż wspierali ŁKS tak, jak w tym najlepszym okresie. Oni, tak samo zresztą jak i my, dostrzegają, że teraz wiele rzeczy nie układa się po naszej myśli. Potrzebujemy po prostu jeszcze trochę czasu, z kolei ze strony kibiców - wsparcia. I zaufania także.

- To wasze nowe ligowe życie istotnie nie jest usłane różami, lecz biorąc pod uwagę liczbę zmian w drużynie, byliśmy na to przygotowani. Z czym ŁKS Commercecon ma dziś problem?
- Najbardziej szwankują… nasze głowy. Nie zawsze udane w naszym wykonaniu koncówki setów są tego dowodem. Często zastanawiamy się z dziewczynami nad tym, dlaczego wszystko do dwudziestego punktu funkcjonuje dobrze, a potem coś nas nagle paraliżuje. Argumenty są po naszej stronie, wygrany set zwykle na wyciągnięcie ręki, a pomimo tego nie zawsze potrafimy sprawę doprowadzić do szczęśliwego końca. To frustrujące, dlatego dziś tak wiele czasu poświęcamy właśnie końcówkom setów; temu żeby poradzić sobie z presją i znaleźć optymalne rozwiązania nawet wówczas, kiedy coś nie idzie po naszej myśli.

- A oprócz pozytywistycznej pracy u podstaw czyli „docierania” się drużyny podczas treningów, co jeszcze może w tym pomóc?
- Wykreowanie lidera, a tak naprawdę kilku. Kogoś, kto w trudnych momentach zdoła wziąć na siebie i ciężar gry, i odpowiedzialność. Kimś takim była w zeszłym sezonie na przykład Marta Wójcik. Dziś też nie musi to być jedna osoba. Każdy mecz jest przecież inny, sytuacja na parkiecie bywa dynamiczna, więc umiejętność dawania pozytywnych impulsów powinno posiąść kilka zawodniczek. Wierzę, że w Kaliszu, a tam zdołaliśmy wyjść obronną ręką z dużej opresji, przełamaliśmy tę niemoc [ŁKS przegrywał w setach już 0:1 i 1:2, ale zdołał wygrać mecz po tie-breaku – przyp. red.]. Nie możemy sobie pozwolić na podobne przestoje w grze, bo w przyszłości kilku straconych w podobnych okolicznościach punktów może nam zwyczajnie zabraknąć.

- Mogę się mylić, ale odnoszę wrażenie, że obie kadrowiczki, a więc zarówno ty, jak i Klaudia Alagierska, starają się teraz jeszcze częściej nadawać ton wydarzeniom na boisku. Trener Marek Solarewicz wymaga tego od ciebie?
- Na pewno dzięki zebranym w zeszłym sezonie doświadczeniom moja pewność siebie wzrosła. Dzięki temu nie mam problemu z tym, aby wziąć na siebie odpowiedzialność. Wiele zależy tu jednak od kontekstu – czasami to kwestia dnia, dyspozycji, sposobu gry rywala, dlatego lidera czyli zawodniczki najlepiej w danym momencie dysponowanej, powinniśmy szukać w każdym spotkaniu. A czy trener wymaga tego ode mnie? Przede wszystkim sama dużo od siebie wymagam.

- Do takiej roli, co udowodniłaś już w zeszłym sezonie, predysponują cię umiejętności. Czas na kolejny krok?
- Kiedy pojawiłam się w ŁKS miałam obawy. Nie wiedziałam, czy sprostam wymaganiom tej drużyny i tego klubu. Cieszę się, że trener Michal Mašek postawił na mnie i pozwolił rozwinąć skrzydła. To mnie wzmocniło siatkarsko, ale wciąż przede mną dużo pracy, bo to zawsze niekończący się proces. I dotyczy nie tylko elementów stricte siatkarskich, ale i innego rodzaju pracy – chociażby pracy nad mentalnością oraz nad tym, by umieć odnaleźć się w różnych sytuacjach, także tych wymagających wyjścia poza strefę komfortu. Na szczęście mogę liczyć na wsparcie dziewczyn i sztabu trenerskiego, więc wszystko idzie w dobrym kierunku.

- Jaki element siatkarskiego rzemiosła doskonali obecnie Aleksandra Wójcik?
- Przede wszystkim pracujemy nad poprawą gry zespołu jako całości, bo indywidualnie wyglądamy nieźle. Chodzi o to, żebyśmy razem wyszły na boisko i właśnie razem, jako zespół, potrafiły pokazać nasze umiejętności. Komunikacja, nasze „głowy”, zgranie i zespołowość – to jest najważniejsze.

- Zespołowość czyli motyw przewodni drużyny „wiewiór”.
- Tak, bo był to klucz do sukcesu w zeszłym sezonie. Pozwalał przezwyciężać trudne chwile i koniec końców pomógł zdobyć mistrzostwo Polski. Wszystkie dziewczyny, także te, które rozpoczynały mecz na ławce rezerwowych, czuły się potrzebne, dzięki czemu, gdy pojawiały się na parkiecie, potrafiły pomóc drużynie w osiągnięciu celu. Musimy na to postawić także w tych rozgrywkach. Sezon jest długi, kalendarz napięty i wiele meczów przed nami…

- Poza grą w klubie jest jeszcze reprezentacja Polski, a ty mówisz o występach w kadrze z dużą atencją.
- Gra w reprezentacji zawsze była moim marzeniem. Ostatnio miałam dłuższą przerwę, zresztą w przeszłości różnie bywało z tą moją grą w kadrze, ale cieszę się, że trener znalazł dla mnie miejsce, a dzięki temu wzięłam udział w przygotowaniach do kwalifikacji olimpijskich. Mistrzostwa Europy, rozgrywane w dodatku przed własnymi kibicami, wywołały we mnie wielkie emocje. Nie potrafię opisać ich słowami, ale to naprawdę coś niezwykłego.

- Ale na mistrzostwach Europy nie zakończy się twoja przygoda z kadrą?
- Mam nadzieję, że nie. Wkrótce sprawa się wyjaśni, gdy selekcjoner wyśle powołania, bo przecież przed nami turniej kwalifikacyjny do Igrzysk Olimpijskich. Na razie skupiam się na tym, co jest tu i teraz czyli pracy w klubie. O czasie na reprezentację, o ile ten jest mi pisany, pomyślę później. Na razie to sprawa, która znajduje się gdzieś z tyłu głowy.

- Czyli na tapecie znów ŁKS Commercecon. Rozumiem, że „wiewióry” nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa?
- W tym sezonie nie powiedziały nawet pierwszego [śmiech – przyp. red.]. Chcemy trochę odciąć się już od historii zakończonej mistrzostwem Polski. Dziś to inna drużyna, w której doszło do zmian, w tym na kluczowej pozycji rozgrywającej, gdzie pojawiły się dwie nowe zawodniczki [Eva Mori i Nicole Edelman – przyp. red.]. Potrzebujemy czasu, aby się dotrzeć. Często sukces rodzi się w bólach i wierzę, że tak będzie teraz. Naprawdę ciężko pracujemy, aby wyglądało to z tygodnia na tydzień i z meczu na mecz coraz lepiej. Bardzo chcemy dać kibicom ŁKS dużo radości. Mam nadzieję, że oni wciąż będą z nami. Stanowią przecież naszą siłę.

Rozmawiał: Remek Piotrowski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki