Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aleksy Rżewski był prezydentem Łodzi. jego wnuk Tomasz został żołnierzem...

Anna Gronczewska
Krzysztof Szymczak/archiwum rodzinne
Aleksy Rżewski był pierwszym prezydentem Łodzi po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Jego wnuk Tomasz został żołnierzem. Służył w Siłach Zbrojnych Organizacji Narodów Zjednoczonych. Tam uległ poważnemu wypadkowi.

Tomasz Rżewski siedzi na wózku inwalidzkim w swoim zgierskim mieszkaniu. Pokazuje medale, dyplomy. Nie znał swego dziadka, Aleksego, który był pierwszym prezydentem Łodzi. Ale wychowywał się w jego etosie.

- Dla mnie i dla całej mojej rodziny, najważniejszy był zawsze Bóg, honor, ojczyzna - zapewniał nas Tomasz Rżewski. - Tradycje wojskowe również. Zostałem więc żołnierzem tak jak moi wujkowie.

Pan Tomasz zapłacił za to wysoką cenę. Stracił zdrowie.

Syberia za walkę z caratem

Historię swego dziadka Aleksego Rżewskiego zna ze szczegółami. Dziadek urodził się w Łodzi w 1885 roku. Jego rodzicami byli Władysław, a matką - Józefa z Waliszewskich. Był najstarszym z czworga rodzeństwa. Nie pochodził z bogatej rodziny. Rodzice dzierżawili młyn w podłódzkim Rszewie. Mały Aleksy był wychowywany w patriotycznej tradycji. Jego przodkowie walczyli w Powstaniu Styczniowym. Za udział w tym zrywie patriotycznym jego rodzinie skonfiskowano majątek. Przyszły prezydent Łodzi miał 5 lat, gdy zginął w wypadku jego ojciec Władysław, który pracował jako ślusarz i monter w zakładach A. Szepkego. Aleksy musiał szybko wkroczyć w dorosły świat. Po śmierci ojca jej sytuacja finansowa jeszcze się pogorszyła. Aleksy miał 11 lat, gdy zaczął pracować w fabryce Gampe i Lamprecht, która mieściła się przy dzisiejszej al. Politechniki. To, że tak szybko zaczął zarabiać na życie sprawiło, że nie miał odpowiedniego wykształcenia. Jednak młody Aleksy szybko zrozumiał, że nie może zaniedbać nauki. Jako 15-latek zapisał się więc do koła oświaty narodowej. Tam zaczynał pogłębiać wiedzę.

Zanim 27 marca 1919 roku rada miasta wybrała go prezydentem Łodzi, przeszedł w życiu wiele.

- Życie dziadka to jak przygody Jamesa Bonda - śmieje się jego wnuk. W 1903 roku 18-letni Rżewski wstępuje do Polskiej Partii Socjalistycznej. Chce walczyć nie tylko o poprawę losu robotników, ale też o wolną Polskę. Zostaje członkiem organizacji bojowej PPS i otrzymuje pseudonim „Przebój”. Walczy z Rosjanami na ulicach Łodzi podczas Rewolucji 1905 roku, zostaje ranny. Jego pozycja w PPS musi być mocna skoro młody chłopak zostaje łódzkim delegatem na zjazd partii we Lwowie. Aleksy cały czas walczy z caratem. Zostaje ranny w potyczce pod Cedrowicami, po czym osadzony w więzieniu w Łęczycy. Jednak niczego mu nie udowodniono i zostaje zwolniony. Wraca do Łodzi i zostaje sekretarzem Związku Robotników Przemysłu Włókienniczego. Jednocześnie zakłada kółko samokształceniowe. Pisze artykuły, układa wiersze. Jest cały czas śledzony przez carską policję W 1907 roku zostaje aresztowany za działalność konspiracyjną, a następnie wysłany na Sybir. Trafia do miejscowości Woskrienskoje. Stamtąd ucieka. W trakcie ucieczki trafia do jednej z chat, w której mieszka Polka. Jej mąż jest kozackim podoficerem.

- Kozak ten, ze względu na wielką miłość do swej polskiej żony daje dziadkowi strój kozackiego żołnierza - opowiadał nam Tomasz Rżewski. - I w tym mundurze pokonuje niemal całą drogę do Polski.

Na emigracji we Francji i w Niemczech przebywa do 1913 roku. Wtedy postanawia wrócić do Łodzi. Dalej musi się ukrywać. Zostaje tramwajarzem. Pracuje na linii Łódź - Konstantynów. Dzięki temu łatwo mu się przemieszczać z ulotkami. Gdy w 1914 roku do Łodzi przybywają Legiony pomaga werbować legionistów. Tworzy też w tym mieście Polską Organizację Wojskową i jest później jej czołowym działaczem. Gdy okupujący Łódź Niemcy postanawiają złagodzić swoją politykę wobec Polaków i zezwalają na utworzenie Rady Miejskiej, zostaje radnym. Ostre wystąpienia Rżewskiego, w których domaga się utworzenia niepodległej Polski nie podobają się okupantom.

W tym czasie miał już dwoje dzieci i jedno nieudane małżeństwo za sobą. Jego pierwszą żoną była Helena Ryźlak, która pochodziła z Nowem koło Krośniewic. W 1911 roku wzięli ślub. Ale już po roku byli w separacji. Nie był to udany związek. Nie mieli dzieci. Po latach starań Rżewskiemu udało się uzyskać stwierdzenie nieważności tego małżeństwa. Było to około 1923 roku.

W 1917 roku w Łodzi Aleksy został aresztowany przez Niemców. Dwóch niemieckich żołnierzy prowadziło go ul. Piotrkowską do więzienia. Rżewski, który trenował boks, wymierza im dwa ciosy. Niemcy padają na ziemię, a on wskakuje do przejeżdżającego tramwaju. Ucieka, ale musi się ukrywać. Wtedy Aleksy Rżewski był już związany z pochodzącą z Piotrkowa Stanisławą, matką czwórki jego dzieci. W grudniu Stanisława z dwójką starszych synów Aleksym i Zdzisławem, mieszkała w kamienicy przy dzisiejszej ul. Próchnika. Rżewski bardzo chciał spędzić święta z rodziną. Jednak wejścia do kamienicy pilnował strażnik. Niemcy liczyli, że Aleksy będzie chciał odwiedzić rodzinę i go złapią.

- Ojciec przeszedł więc dachami do swojej kamienicy i wszedł do mieszkania, Boże Narodzenie spędził z rodziną - opowiadała nam jego córka, Mirosława Juliańska.

Później Rżewski wyjechał do Lublina. Ukrywa się pod innym nazwiskiem Jan Adamski. Bierze udział w ruchu niepodległościowym. Po jednej z demonstracji zostaje aresztowany, ale szybko zwolniony ze względu na stan zdrowia. W listopadzie 1918 roku rozbraja w Radomiu Niemców. Po 11 listopada uczestniczy w pracach Tymczasowej Komisji Rządowej, która powstała w Radomiu, jest komisarzem ludowym. W grudniu 1918 roku wraca do Łodzi. Zostaje komisarzem rządu. 27 marca 1919 roku rada miasta wybiera go na prezydenta Łodzi. Aleksander Rżewski uzyskuje poparcie 48 z 64 radnych.

Prezydentem Łodzi zostaje w jednym z najtrudniejszych okresów jej historii miasta. Miasto było zniszczone przez okupantów, panował głód. To prezydent Rżewski stworzył administrację, nową zabudowę, dbał by budowano osiedla. Wprowadził w Łodzi powszechny obowiązek nauki.

- Tata zwracał przywzią-zywał wielką uwagę do edukacji, ale też na higienę - mówiłam nam Mirosława Juliańska. - Za jego czasów zakładano kanalizację, wodociągi, prąd. Ojciec tworzył też miejskie łaźnie.

Rżewski nie był lubiany przez środowisko tzw. politykierów, on zresztą też ich nie lubił. Jedna z członkiń PPS wystąpiła przeciw niemu, zarzucając malwersacje. Rżewski uniósł się honorem i wystąpił z partii, którą przed laty tworzył, choć zarzuty były bezpodstawne.

Prezydentem Łodzi był do 24 lipca 1923 roku. Nie zdecydował się, by ponownie kandydować na to stanowisko. Po odejściu z magistratu zostaje naczelnikiem łódzkiego Urzędu Stanu Cywilnego. Jako pierwszy w Polsce skodyfikował prawo małżeńskie, na które składały się przepisy obowiązujące w trzech zaborach. Wybrano go też honorowym prezesem Rady Nadzorczej Banku Spółdzielczego PPS.

W 1927 roku został starostą łódzkim. Jako starosta buduje w regionie wiele szkół. W zamian za to zostaje m.in. honorowym obywatelem Tuszyna, Rudy Pabianickiej i Aleksan-drowa. Szczególne zasługi miał zwłaszcza dla Tuszyna. Razem z burmistrzem tego miasta Józefem Domowiczem założyli Tuszyn Las. Miały to być zielone płuca Łodzi.

- Gdy ojciec przebywał we Francji zauważył, że każde duże miasto ma takie zielone zaplecze - opowiadała Mirosława Juliańska. - Tam jego mieszkańcy budują domy, spędzają w nich wakacje, weekendy. Tak zrodził się pomysł powstania Tuszyn Lasu.

W 1924 roku razem z rodziną mieszkał przy ul. Zelwe-rowicza. Zbudowano tam przed wojną samorządowe, spółdzielcze osiedle.

- Jeszcze po wojnie spłacałam to mieszkanie - mówiła Mirosława Juliańska. Bardzo kochała ojca. Był dowcipnym, wesołym człowiekiem. Oprócz Mirosławy miał jeszcze trzech synów: Aleksego, Zdzisława i Zbigniewa.

- Chłopaków trzymał krótko, ale do mnie miał słabość - śmiała się Juliańska. - Byłam najmłodsza, w dodatku wyczekiwana córka. Rozpieszczał mnie. Dawał czekoladę, choć mama zakazywała jej jeść między posiłkami.

Pani Mirosława opowiadała nam, że rodzice prowadzili otwarty dom. Na imieniny czy inne imprezy schodziło się dużo gości. Choć prezydent nie pił i nie palił, to było zawsze wesoło. Lubił pomagać innym.

- Mieszkał u nas introligator, który zajmował się biblioteką ojca - opowiadała pani Mirosława. - Katalogował książki, oprawiał. Ojciec dawał mu ubrania, zapraszał do stołu na posiłki.

Życie Aleksego Rżewskiego zakończyło się tragicznie. We wrześniu 1939 roku bronił stolicy. Po kapitulacji został w Warszawie. Dostał jednak zapewnienie, że może bezpiecznie wracać do Łodzi, będzie mógł znów otworzyć kancelarię notarialną. Uwierzył Niemcom.

Gdzie go pochowano?

8 listopada 1939 roku pojawił się w Łodzi. Dwa dni później Niemcy go aresztowali. Tak jak innych przedstawicieli łódzkiej inteligencji. Mirosława Juliańska do końca życia nie zapomni pożegnania z ojcem. Odchodząc powiedział: Mirusiu nie płaczcie, Niemcy to kulturalny naród, wyjaśnią sprawę i mnie wypuszczą. Nie wrócił. Został rozstrzelany.

- Do niedawna myśleliśmy, że został pochowany w Lesie Lućmierskim, tam jeździliśmy - opowiadał nam Tomasz Rżewski. - Ale ostatnio bardziej prawdopodobne jest to, że jego grób znajduje się w Lesie Łagiewnickim, koło klasztoru.

Tomasz Rżewski przypomina, że jego wujkowie tak on byli żołnierzami. Najstarszy z synów pierwszego prezydenta Łodzi, Aleksy skończył w 1939 roku w stopniu podporucznika Szkołę Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej. Walczył w Armii Łódź. Został ranny pod Sieradzem i dostał się do niewoli. Stamtąd uciekł. Znów dołączył do wojska, ponownie trafił do niewoli. W oflagu spędził całą wojnę. Najmłodszy z synów, Zbigniew, gdy wybuchła wojna był w Szkole Podchorążych Artylerii Konnej we Włodzimierzu Wołyńskim.

- Mój tata, Zdzisław, skończył szkołę kadetów, ale miał kłopoty z płucami, chorował na gruźlicę i nie został żołnierzem - opowiada Tomasz Rżewski. - W czasie wojny rodzina została wysiedlona z mieszkania przy ul. Mostowej (dzisiaj Zelwe-rowicza). Znalazła się w Biłgoraju. Tata został tłumaczem w tamtejszym urzędzie gminy. I dostarczał niezbędne informacje AK. Wujek Zbyszek został aresztowany przez Niemców, ale ciężko zachorował na gruźlicę. Myśleli, że umrze i go zwolnili. Pojechał do Biłgoraja, wstąpił do ZWZ, a potem AK. Przyjął pseudonim „Fernando”. Zginął w akcji w 1943 roku.

Po wojnie rodzina Rżewskich wróciła do Łodzi. Zdzisław pracował jako urzędnik. Ożenił się z Heleną z domu Woźniak. W latach 20. razem z rodzicami wyjechała do Francji. Jej ojciec był znakomitym specjalistą od samolotowych śmigieł. Pracował na lotnisku pod Paryżem.

- Do Polski wrócili w 1938 roku i otworzyli w Warszawie sklep kosmetyczny - opowiada pan Tomasz. - W czasie wojny umarł dziadek. Po jej zakończeniu mama znalazła się w Łodzi i poznała tatę.

Tomasz Rżewski miał 17 lat, gdy w 1969 roku zdał maturę w łódzkim IV LO. Nauczył się angielskiego.

- Lekcje angielskiego miałem codziennie - opowiada. - Poza tym w tym języku uczono mnie fizyki i matematyki. Dzięki mamie poznałem francuski. Po maturze postanowiłem zdawać do Wojskowej Akademii Technicznej. Chciałem kontynuować rodzinne tradycje, zostać żołnierzem, tak jak wujkowie nosić mundur.

Po skończeniu WAT skierowano go do Skierniewic. W tamtejszej jednostce został dowódcą kampanii remontowej. To ze Skierniewic, w 1975 roku wyjechał na swoją pierwszą misję wojskową.

- Znałem języki to mnie wybrano - tłumaczy. - Tak jak dziadek Aleksy mam duże zdolności językowe. Od grudnia do czerwca 1975 roku służyłem na Wzgórzach Golan. Byłem w Syrii, w obozie tłumaczy.

Wrócił do Polski. Ze Skierniewic przeniesiono go do Legionowa. Został tam dowódcą kompanii zaopatrzenia. Kiedyś w jednostce była inspekcja robiona przez jednego z generałów. Dowódca kazał zabrać kompanię poza teren. Pech chciał, że generał sprawdzał... śmietniki. Zobaczył w pobliżu żołnierzy. A byli to podwładni Tomasza Rżewskiego. Poprosił dowódcę i dokumenty. Ten ich nie miał.

- Musiałem stanąć do raportu karnego przed generałem Włodzimierzem Oliwą - wspomina pan Tomasz. - Ten przejrzał moje dokumenty i zdziwił się, że mając takie wykształcenie, znając języki obce jestem oficerem zaopatrzeniowym.

Po dwóch miesiącach Tomasz Rżewski znalazł się Zarządzie II Sztabu Generalnego, a więc w wywiadzie wojskowym. Przeszedł test na inteligencję i znajomość języków. Przez dwa lata uczęszczał na zajęcia Szkoły Wojskowych Służb Zagranicznych. Gdy wprowadzono stan wojenny był już w Warszawie. W lutym został skierowany na kolejną misję. Znów trafił na Bliski Wschód. Do kwatery Głównej UNDOF w Damaszku. Został oficerem transportowym. Odpowiadał za transport samochodowy, lotniczy na terenie misji.

Nadszedł 3 maja 1983 roku. Tego dnia jego auto było w warsztacie. Zajmowali się nim Brytyjczycy. Potem musiał pojechać na rozmowy do dowództwa. Nie pamięta co działo się w drodze powrotnej. Obudził się w szpitalu. Nie mógł ruszyć ręką i nogą. - Potem dowiedziałem się, że prawdopodobnie podczas jazdy pękła lewa opona, a może też lewa oś - dodaje. - To trochę dziwne. Do dziś mam wątpliwości...

Po pięciu dniach przetransportowano go do Polski. Miał złamany kręgosłup, pęknięcie czaszki, liczne jej wgniecenia. 20 szwów na głowie.

- Austriacy chcieli mnie transportować do Izraela, by mnie tam zoperowano - mówi Tomasz Rżewski. - Jednak Służba Bezpieczeństwa nie chciała się zgodzić. Gdyby mnie wtedy zoperowano to pewnie inaczej wyglądałoby dziś moje życie.

W Warszawie trzy miesiące przeleżał w szpitalu w gipsie. Dzięki rodzinie przeniesiono go do Konstancina. Tam operował go prof. Jan Haftek.

- Profesor powiedział, że gdyby od razu mnie operowano stan mój byłby znacznie lepszy, bo nie doszło do przerwania rdzenia kręgowego - twierdzi wnuk Aleksego Rżewskiego.

Po sześciu miesiącach żmudnej rehabilitacji stanął na nogi. Mówi, że zawdzięcza to swojemu hartowi ducha, determinacji. A także temu, że był wysportowanym człowiekiem. Zaczął chodzić. Ale do dziś niesprawna jest jego lewa ręka, a sprawność prawej ocenia się na 50 proc. Na dodatek kilkanaście lat temu przewrócił się i złamał „lepszą” nogę. Kilka lat temu doszło do złamania lewej nogi. Nie miał wyjścia, musiał zdecydować się na wózek. Dlatego zamienił mieszkanie.

- Mieszkaliśmy na ul. Liściastej, ale przeprowadziliśmy się do nowego domu w Zgierzu, gdzie jest winda, mogę bez problemu wyjechać wózkiem na dwór - dodaje pan Tomasz. - Swoją żonę Ewę, która jest fizjoterapeutka, poznał w sanatorium, już po wypadku. Mają córkę Liwię. Dziś Tomasz Rżewski jest inwalidą I grupy. Stwierdzono, że stracił 110 procent zdrowia. Wojsko ufundowało mu wózek inwalidzki, ale stało się to już po zmianie ustroju. Tomasz Rżewski cieszy się, że pamięć o jego dziadku nie ginie. Aleksy ma w Łodzi swoją ulicę, Jacek Grudzień nakręcił o nim film dokumentalny, był też patronem łódzkiego Gimnazjum nr 15.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jaki olej do smażenia?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki