Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Amit Lath, Hindus z Łodzi dostał najwyższe odznaczenie od prezydent swojego kraju. Poznajcie jego niesamowitą historię

Anna Gronczewska
Amit Lath, Hindus mieszkający w Łodzi i prezydent Indii Draupadi Murmu. Więcej na kolejnych zdjęciach
Amit Lath, Hindus mieszkający w Łodzi i prezydent Indii Draupadi Murmu. Więcej na kolejnych zdjęciach archiwum prywatne Amit Lath/archiwum DŁ
Amit Lath, Hindus mieszkający w Łodzi, brał udział w ewakuacji hinduskich studentów z Ukrainy. Prezydent Indii Draupadi Murmu wręczyła mu nagrodę Pravasi Bharatiya Samman. To najwyższe wyróżnienie przyznawane Hindusom przebywającym za granicą.

Amit Lath, Hindus z Łodzi z ważnym odznaczeniem

24 lutego ubiegłego roku wybuchła wojna na Ukrainie. Amit Lath około godziny 20 dostał telefon z ambasady Indii w Warszawie. Pani ambasador prosiła go pomoc. Trzeba było załatwić noclegi dla ewakuowanych z Ukrainy młodych Hindusów, którzy tam studiowali medycynę.

- Chodziło o to, by nocleg był blisko granicy i w jednym miejscu – wspomina Amit. - Wtedy łatwiej było wszystko ogarnąć, a ewakuowani byli pod kontrolą, łatwiej było ich sprawdzić. Nie chcieliśmy rozrzucać ich po 50 hotelach.

Zobaczcie zdjęcia

Amit miał akurat w tym czasie polecieć do Turcji, ma konferencję tekstylną. Zrezygnował z tego wyjazdu. Wiedział, że są ważniejsze sprawy. Wziął do ręki telefon i zaczął szukać noclegów w Rzeszowie. Pomagali mu przedstawiciele hinduskiej ambasady, znajomi.

- Dochodziła druga w nocy, a nic nie mogliśmy znaleźć – opowiada. - Chodziło o nocleg dla 250 osób. Chciano 200-400 zł za nocleg albo mówiono, że wolne są dwa czy trzy pokoje.

Ale po jakimś czasie Amit stwierdził, że dobro wraca. Dostał telefon do dr Stanisława Mazura i Joanny Dobrzańskiej, którzy prowadzą rzeszowski hotel „Prezydencki” z wielką salą konferencyjną.

- Zadzwoniłem do nich o trzeciej w nocy – mówi Amit Lath. - Bardzo się zdziwili, że dzwonię o tej porze. Wytłumaczyłem o co chodzi. Przysłali mi zdjęcie sali konferencyjnej z ...krzesłami. Odpowiedziałem, że chcemy łóżka, nie krzesła..Po dwóch – trzech godzinach dostałem zdjęcie z łóżkami...

Ale historia! Hindus z Łodzi: Wszyscy pomagali

Amit koordynował całą akcję. Cieszy się, że obdarzono go takim zaufaniem. Nie musiał płacić zaliczek, używać kart kredytowych. To świadczy jaki respekt, szacunek i zaufanie mieli do niego Polacy, a także do Hindusów mieszkających w Polsce. Miejsca noclegowe udało się załatwić jeszcze w galerii „Full market”, hotelu „Ostoja”. W sumie tylko w hotelu „Prezydenckim” nocowało 850 młodych Hindusów, a w „Ostoi” blisko 600.

- Za wszystko płacił rząd indyjski! - zapewnia Amit. - Dzięki doktor Mazurowi i Joannie Dobrzańskiej przybywający z Ukrainy studenci mogli liczyć na pomoc 30 polskich lekarzy. Udało się załatwić sprawy formalne, bo młodzi Hindusi nie mieli polskich wiz. Wielu uciekając z Ukrainy zgubiło lub zostawiło w akademikach paszporty.

Na początku jednak Amit przeżył szok. Do miejsc noclegowych dotarło tylko 18 studentów. Tłumaczy, że wynikało to z tego, że na granicach był wielki tłok.

- Na granicy było kilkaset tysięcy Ukraińcow – mówi Amit Lath. - Nie przepuszczano cudzoziemców. Wielu z moich rodaków wysiadało z busów i szło 30-50 kilometrów do granicy. Tam spędzali dwa – trzy dni. Ich rodzice bali się, że nie zobaczą swoich dzieci.

Jednak z czasem wszystko ruszyło. W sumie z Ukrainy udało się ewakuować 6,5 tysiąca hinduskich studentów medycyny. Do kraju wracali wojskowymi samolotami. Pomagały też hinduskie linie lotnicze.

Amit Lath wspomina, że bardzo pomogła wtedy ambasada indyjska, na miejsce przyjechali z Indii przedstawiciele ministerstwa spraw zagranicznych. Pomagała diaspora hinduska mieszkająca w Polsce.

- Ja mogłem liczyć na wsparcie rodziny – dodaje. - Moi synowie powiedzieli, że mam być na granicy dopóki ostatni student nie wróci do Indii.

Hindusi z Polski

Dziś w Polsce mieszka około 45 tysięcy Hindusów, z czego 5 tysięcy w Łodzi i jej najbliższych okolicach. Amit Lath może powiedzieć, że jest tym, który przecierał w naszym regionie hinduski szlak. Do Łodzi przyjechał już w 1999 roku. Miał wtedy 21 lat. Pochodzi z Bombaju. W jego rodzinie wszyscy zajmowali się tekstyliami. Tata, rodzeństwo.

- Nieżyjący już tata miał sześciu braci i siostrę, wszyscy byli związani z tekstyliami – śmieje się Amit. - Ale ja jako pierwszy i jedyny opuściłem Indie...

Na taki krok zdecydował się...przez tekstylia. Hindusi zaczęli badać polski rynek, nawiązywać kontakty z polskimi firmami. Chcieli tu sprzedawać surowce, materiały. Polacy z zainteresowaniem wysłuchiwali propozycji, ale zaraz stwierdzali, że Indie leżą za daleko od ich kraju. Trudno więc będzie nawiązać stałą współpracę.

- Jak będziecie mieli w Polsce firmę to możemy porozmawiać! - mówili kończąc rozmowę z hinduskimi biznesmenami.

Amit przyjechał do Polski i zaczął robić interesy w tym kraju. Zbudował tu sieć dystrybutorów. W 2004 roku uznali, że trzeba założyć spółkę i bezpośrednio zająć się eksportem materiałów do Polski. Wtedy powstała spółka Sharda. Najpierw miała biuro w Łodzi. Potem kupili nieruchomość w Pabianicach. Dziś mają tu biura, magazyny. A Sharda Europe jest największym partnerem handlowym między Indiami i Polską w branży tekstylnej. Ale współpracuje też z innymi krajami w Europie i na świecie.

- Sprzedajemy półsurowce, które używane są potem do produkcji mundurów dla wojska, materaców, tapicerki do pociągów, autobusów – wyjaśnia Amit Lath. - Z naszych półsurowców produkuje się też bandaże. Znajdzie się je w 2.800 polskich szpitali! Można powiedzieć, że w tych wszystkich gotowych już produktach 25 procent stanowią sprowadzane przez nas surowce.

Amit często musi tłumaczyć, że jego firma nie jest kolejną, która zalewa Polskę azjatyckimi produktami.

- Wyjaśniam, że nasz cel jest inny – mówi Amit. - Bawełna przecież nie rośnie w Polsce. My dostarczamy więc surowiec. Firmy z tego produkują różne wyroby. Są to poważne spółki.

Przyjechał do Łodzi z Bombaju

Amit nie zapomni pierwszych tygodni w Polsce. Od początku mieszkał w Łodzi. Tak jest do dziś. Polubił to miasto, choć początki nie były takie wesołe.

- Przyjechałem tu z Bombaju, który ma 22 milionów mieszkańców – opowiada. - W Łodzi mieszka ponad 700 tysięcy ludzi. To był taki mały przeskok...

Nie zapomni jak bardzo się dziwił, że po godzinie 17, 18 ulice Łodzi pustoszały...

- Głównie było to w październiku, listopadzie – wspomina. - Ruch był tylko na ul. Piotrkowskiej. Nie zapomnę też zasypanych śniegiem ulic...W Bombaju zima to 18 stopni Celsjusza w nocy... Całe miasto żyje, ulice tętnią życiem...

Na początku Amit mieszkał na Chojnach, a biuro miał na Bałutach. Po pół roku sam też przeprowadził się na Bałuty.

- Muszę jednak zaznaczyć, że od samego początku ludzie w Łodzi, w Polsce byli dla mnie bardzo mili – dodaje. - Gdy dowiedzieli się, że jestem z Indii to chcieli we wszystkim pomagać. Zresztą tak jest do dziś. Bardzo dobrze czuje się w Polsce. Od początku zacząłem się uczyć języka. Pomogli mi klienci. Zresztą dalej uczę się polskiego, bo bardzo trudny język.

Dużym wyzwaniem dla Amita było jedzenie. Jest bowiem wegetarianinem. Ale poradził sobie i z tym problemem.

- Nie jem mięsa, ale też ryb, owoców morza – tłumaczy. - W Polsce jadłem więc zupy, różne sałatki, pierogi, placki ziemniaczane. No i polskie jabłka, która bardzo mi smakują!

Wesela na blisko 2000 tysiące gości

Początkowo mieszkał tu sam. Jego ówczesna narzeczona, a teraz żona, studiowała w Australii. Kiedy skończyła studia wróciła do rodzinnego Bombaju. Wtedy mogli wziąć ślub.

- Ślub braliśmy w Bombaju, ale na wesele przyjechało 87 osób z Polskich, których gościliśmy przez siedem dni! - dodaje Amit.

Hinduskiego wesela nie można porównać do polskiego... U Amita bawiło się na nim 1700 osób! I to jednorazowo! Cała impreza trwała tydzień. Był wieczór kawalerski, wieczór bollywoodzki.

- Bawili się na nim nasi znajomi, młodzi ludzie – wyjaśnia Amit. - Obowiązywały stroje w stylu filmów Bollywood, taka muzyka. Ale zrobiliśmy też duże przyjęcie dla starszych osób.

Oprócz głównego przyjęcia, na tych „pobocznych”, bawiło się po 200 – 300 gości.

Amit i jego żona mają dwóch synów – 13 i 6-letniego. Starszy urodził się w Bombaju, a młodszy w Łodzi. Obaj znakomicie mówią po polsku. Chodzą do międzynarodowej szkoły w Łodzi. Powstała dzięki działaniom Amita i jego żony.

- Obcokrajowcy, którzy przyjeżdżają do Łodzi do pracy, na różne kontrakty mają dzieci – opowiada. - Nie było jednak takiej międzynarodowej szkoły, do której mogliby posłać córki i synów. Takich przełomowym momentem było spotkanie ze znajomym z Indii. Chciał otworzyć w Łodzi firmę. Jednak zrezygnował z tego pomysłu. Firma jednak powstała, tylko w Krakowie. znajomy tłumaczył, że nie wybrał Łodzi, bo nie było tu szkoły, w której mogłyby się uczyć jego dzieci. Pomyślałem, że jeśli takie rzeczy decydują, że z Łodzi uciekają biznesmeni uciekają z Łodzi, to trzeba to zmienić.

W międzynarodowa szkoła w Łodzi powstała. Opiekę nad nią sprawuje Uniwersytet Łódzki. W sprawę zaangażowała się także Łódzka Specjalna Strefa Ekonomiczna. Na początku chodziło do niej 13 dzieci. Dziś ma 75 uczniów z 19 krajów.

- We wszystkich tych międzynarodowych szkołach obowiązuje taki sam system nauczania – wyjaśnia Amit Lath. - Tak więc, gdy po trzech czy czterech latach menadżer, czy biznesmen wyjeżdża do innego kraju, to zmiana szkoły dla jego dziecka nie ma dla niego żadnego znaczenia. Lekcje odbywają się po angielsku. Dodatkowo dzieci mogą się uczyć hiszpańskiego, chińskiego, hindi, polskiego.

Od 2017 roku Amit Lath i jego rodzina mają polskie obywatelstwo. On jest wiceprezesem Indyjsko – Polskiej Izby Gospodarczej. Prezydent Indii Draupadi Murmu wręczając Amitowi nagrodę Pravasi Bharatiya Samman wyróżniła go nie tylko za ewakuację hinduskich studentów z Ukrainy. Doceniono go za utrzymywanie od lat relacji biznesowych między Polską i Indiami.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki