Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Janeczko: Cieszę się, że jestem łodzianinem

Anna Gronczewska
Andrzej Janeczko, piosenkarz, autor tekstów z zespołu Trzeci Oddech Kaczuchy
Andrzej Janeczko, piosenkarz, autor tekstów z zespołu Trzeci Oddech Kaczuchy Artur Kostkowski
Z Andrzejem Janeczko, piosenkarzem, autorem tekstów z zespołu Trzeci Oddech Kaczuchy, rozmawia Anna Gronczewska:

Jak to się stało, że związał się Pan z Łodzią?
To trochę długa historia. Kiedy wygraliśmy z Trzecim Oddechem Kaczuchy festiwal w Opolu i Festiwal Piosenki Studenckiej w Krakowie zabrała się za nas Estrada Warszawska. Mieszkaliśmy wtedy na stancji w Olsztynie. Dojeżdżaliśmy stamtąd do Warszawy, wsiadaliśmy w autokar i ruszaliśmy w trasę koncertową. Jesienią 1981 roku dostaliśmy propozycję współpracy od Estrady Krakowskiej. Mieliśmy zamieszkać w Krakowie. Ale wprowadzono stan wojenny. Przez miesiąc, dwa nie mieliśmy kontaktu z Estradą Krakowską. W międzyczasie odwiedził nas przedstawiciel dyrektora Ryszarda Czubaczyńskiego, Jerzy Sobczak i zaproponował nam przejście do Estrady Łódzkiej. Mieliśmy w Łodzi dostać służbowe mieszkanie. I tak tu przyjechaliśmy.

To było Pana pierwsze spotkanie z Łodzią?
Nie, wcześniej przyjeżdżaliśmy tu na występy. Mieszkaliśmy wówczas w hotelu Centrum. Łódź znaliśmy więc głównie z perspektywy okien tego hotelu. Nawet nam się podobała. Kiedy doszliśmy do porozumienia z Estradą Łódzką, to tu się przeprowadziliśmy. Razem z Barbarą Wrzesińską i Andrzejem Zaorskim zrobiliśmy program "Kaczuch Show" i przez 2 lata jeździliśmy z nim po Polsce. Z czasem wykupiliśmy mieszkanie służbowe i na stałe związaliśmy się z Łodzią. Stała się ona naszym miastem. Łódź ma jeszcze jedną zaletę, zwłaszcza przy wyjazdowej pracy jaką prowadzimy: znajduje się w centrum, wszędzie jest blisko.

Spodobała się Panu Łódź przy bliższym poznaniu?
Boję się coś złego powiedzieć o Łodzi, bo wiem że rodowici łodzianie tego nie lubią. Może mają jakiś kompleks? Kiedyś napisałem wiersz, który się kończył zdaniem: "Łódź to miasto z kompleksem Warszawy". Innym razem cykl spotkań artystów w łódzkim Spatifie odbywał się pod hasłem: "By nie szeptał kraj, że Łódź to miasto bez jaj". Pewnie niektórym się to nie spodobało. Ja pochodzę z łomżyńskiego, ale studiowałem w Olsztynie. Kiedy przyjechałem z Olsztyna, to zauważyłem jedną różnicę związaną z Łodzią.

Jaką?
Tam była większa więź między artystami. Ci ludzie się ze sobą spotykali, nawet gdy się ze sobą nie zgadzali, nie lubili, ale dyskutowali. Tego w Łodzi nie zauważyłem. Tu ludzie są pozamykani w swoich domach. A gdy ktoś zrobi coś więcej, co wykracza poza Łódź, to zaraz ściągało się go pazurami w dół.

Z czego to wynika?
Być może z robotniczych korzeni Łodzi? W Krakowie jest mieszczańska tradycja, ten Matejko, który chodził tamtejszymi ulicami, tak jak poeci Młodej Polski... W Łodzi, gdy próbowałem się nauczyć historii tego miasta, to słyszałem głównie o tkactwie, włókiennictwie, Izraelu Poznańskim. Nikt nie mówił natomiast o artystach, którzy też tworzyli historię miasta. Na przykład w plastyce historia zaczynała się tu od Katarzyny Kobro i Władysława Strzemińskiego.

Łódź się zmienia?
Nie tak, jak powinna. Łódź nie miała nigdy prawdziwej agory. Zazdrościłem tego Gdańskowi, nawet Warszawie. Mamy tylko takie quasi agory, jak Piotrkowska, Manufaktura. Nie wiem, dlaczego ryneczek znajdujący się koło parku śledzia nie został nigdy zaadaptowany dla potrzeb kultury. Nikt nim się nie zajmuje. Oczywiście, idea Manufaktury jest bardzo fajna. Ale przypomina ona rodzynek w cieście. Nie może być w nim tylko jednego rodzynka, a reszta ciasta jest zakalcem. A tak to wygląda. Idąc do Manufaktury wchodzi się z jednego miasta w inne. Stanowi ona usprawiedliwienie tego, co dzieje się w Łodzi. Tych odrapanych kamienic, obskurnych podwórek. Ale powodem jest pewnie brak pieniędzy. I Manufaktura też nie jest rynkiem. U nas cały czas walczy się o Piotrkowską. Zastanawia się dlaczego jest taka, a nie inna. Sposób jest. Oddajcie ją artystom na galerie. Będzie pełnić taką rolę, jak rynek w Krakowie czy Gdańsku. Albo zróbcie z niej czerwoną ulicę. Musi mieć jakiś kierunek...

Polubił Pan Łódź?
Nie można nie polubić miasta, w którym mieszka się 30 lat. Zna się je bardzo dobrze, przeżyło w nim wiele pięknych chwil. To miasto w wielu wypadkach bardzo mi pomogło. Jeśli się je kocha, to nie można być zaślepionym. Nie wolno się obrażać, gdy mówi się, że jedna kamienica na sto jest ładnie pomalowana.

Ale Pan już nie mieszka w Łodzi...
Rzeczywiście, mieszkam koło Strykowa, ale dalej czuję się łodzianinem. Ze swojej wsi do ulicy Inflanckiej, gdzie mieszkałem poprzednio, mam 10 minut samochodem, a do centrum 15. Szybciej dojadę do swojej wsi do Śródmieścia, niż z dalekiego Widzewa.

Ma Pan ulubione miejsca?
Oczywiście! Na pewno ulicę Piotrkowską, Manufakturę. Ogromnym sentymentem darzę Akademię Sztuk Pięknych, gdzie studiowałem. Lubię ulicę Narutowicza. Tam mieszkałem w Domu Aktora. Lubię Plac Teatralny, choć nie podoba mi się znajdująca na nim fontanna. Lubię cerkiew na rogu ulic Narutowicza i Kilińskiego. Lubiłem Dworzec Fabryczny, którego już nie ma. Szkoda mi tego dworca. Ale może był już za stary? Nie pasuje do nowej koncepcji?

Zamieniłby Pan dziś Łódź na Warszawę lub Kraków?
Z punktu widzenia mojej pracy na estradzie mieszkanie w Warszawie byłoby pożyteczniejsze. Chodziły mi po głowie takie myśli. Ale wybudowano autostradę i w ciągu 50 minut jestem w stolicy. Nie muszę się więc już tam przeprowadzać. Mogę spokojnie mieszkać koło Łodzi. Cieszę się, że jestem łodzianinem! Dzięki autostradzie będziemy w większej symbiozie z Warszawą, czego Łodzi życzę!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki