Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anioły uratowały upadającą restaurację? Niezwykła akcja charytatywna klientów Zajadalni pod Aniołami w Łodzi

MT
Klienci Zajadalni pod Aniołami, osiedlowej restauracji na łódzkiej Retkini, postanowili uratować upadający przez lockdown lokal. Zebrali pieniądze i kupili u niej kolację charytatywną dla 200 potrzebujących. Szefowa Zajadalni wierzy, że nad całą operacją czuwały anioły, których figurki od lat zbiera w swoim lokalu...CZYTAJ DALEJ >>>>
Klienci Zajadalni pod Aniołami, osiedlowej restauracji na łódzkiej Retkini, postanowili uratować upadający przez lockdown lokal. Zebrali pieniądze i kupili u niej kolację charytatywną dla 200 potrzebujących. Szefowa Zajadalni wierzy, że nad całą operacją czuwały anioły, których figurki od lat zbiera w swoim lokalu...CZYTAJ DALEJ >>>>Krzysztof Szymczak
Klienci Zajadalni pod Aniołami, osiedlowej restauracji na łódzkiej Retkini, postanowili uratować upadający przez lockdown lokal. Zebrali pieniądze i kupili u niej kolację charytatywną dla 200 potrzebujących. Szefowa Zajadalni wierzy, że nad całą operacją czuwały anioły, których figurki od lat zbiera w swoim lokalu...

Epidemia koronawirusa prawie doprowadziła do upadku Zajadalnię pod Aniołami. Serwująca domowe obiady mała restauracyjka z łódzkiej Retkini przez obostrzenia drugi już raz została pozbawiona dochodów.

- Na początku grudnia po raz pierwszy od 10 lat doszłam do ściany. Chciałam już zamknąć lokal - mówi Małgorzata Witkowska, właścicielka lokalu.

Pierwszy okres pandemii i lockdownu Zajadalnia pod Aniołami przetrwała dzięki karmieniu medyków. Na obiady przyjeżdżali wtedy ciężko zapracowani ratownicy, a wielu klientów wykupywało dla nich specjalne „zawieszone” obiady, które medycy mogli dostać bezpłatnie. W ten sposób restauracji udało się przetrwać kilka wiosennych tygodni.

Latem sytuacja się poprawiła, ale drugi, jesienny lockdown okazał się już dramatyczny. Wiosenny entuzjazm społeczeństwa minął, chętnych do dokarmiania medyków było dużo mniej. Rosnące liczby zakażonych wystraszyły większość klientów. Wielu z nich to osoby starsze, samotne, schorowane, które przestały nawet brać dania na wynos.

– Takie osoby nie zamówią do domu jedzenia przez internet, wielu z nich boi się wychodzić w czasie epidemii z domu - mówi restauratorka.

Małgorzata ma złote serce

Obroty w restauracji spadły kilkukrotnie. Do tego pojawiła się konieczność kupna kasy fiskalnej do księgowania online, a w dalszej perspektywie także zgrzewarki opakowań do potraw na wynos. To zapowiadało kolejne koszty w wysokości co najmniej kilku tysięcy złotych. Przed Małgorzatą Witkowską pojawiła się ściana nie do przejścia. - Nie było ruchu w restauracji i żadnych pieniędzy w kasie - mówi. Pojawiła się myśl o zamknięciu restauracji.

Wtedy z pomocą przyszli klienci. Ewelina Jaśkiewicz prowadzi na ul. Dowborczyków zakład spa. Od dawna korzysta z obiadów w Zajadalni pod Aniołami. Uznała, że takiej osobie jak pani Małgorzata trzeba pomóc.

- Pani Małgorzata ma złote serce. Pomagała wielu osobom, uznałam, że teraz trzeba pomóc jej - mówi.

Tak jak wielu klientów innych restauracji postanowiła założyć internetową zrzutkę na pomoc dla Zajadalni pod Aniołami. Ale Małgorzata Witkowska nie chciała wziąć pieniędzy dla siebie. Powstał więc pomysł podwójnej akcji charytatywnej. Zbiórka przeznaczona została na zamówienie u pani Małgorzaty wieczerzy wigilijnej dla osób potrzebujących i daniu jej pracy.

Ofertę wigilijnych dań chętnie przyjęło kilka instytucji. Potrawy zamówili bezdomni mężczyźni w schronisku bł. Brata Alberta, kobiety i dzieci z Domu Samotnej Matki im. St. Leszczyńskiej, a także podopieczni jednego z łódzkich domów dziecka.

Okazało się, że pomoc kulinarna jest im w tym roku bardzo potrzebna. Dom Samotnej Matki i Schronisko im. Bł Brata Alberta zostały w ostatnich tygodniach dotknięte przez koronawirusa. To utrudniło normalne przygotowania do świąt.

Dlatego siostra Magdalena Krawczyk, szefowa domu samotnej matki, jest wdzięczna za ten pomysł. - To odciąży pracowników kuchni - mówi siostra. - A naszym mamom będzie miło, że ktoś o nich pamięta.

Zrzutka zaplanowana była na 10 tys. zł. Udało się zebrać połowę. To trochę mało, ale pani Małgorzata wywiązała się z zadania. Zrezygnowała z najdroższych ryb, ograniczając się do nadal smacznych, tradycyjnych dań postnych: zupy grzybowej, kapusty z grochem, pierogów i makiełek.

Anioły mają swój udział

Nie została z pracą sama. Jedna z klientek zaproponowała dorzucenie ciast, inny klient zaoferował dowóz. Wielu stałych klientów wpłaciło datki.

- A ci, co nie wsparli datkiem, wsparli nas dobrym słowem. W dzisiejszych czasach to też jest bardzo ważne - mówi restauratorka.

Wigilijne potrawy zostały już ugotowane, są rozwożone od początku tygodnia. Ostatnie trafią w wigilijny dzień do domu samotnej matki.

Pani Małgorzata Witkowska jest przekonana, że do powodzenia akcji i uratowania restauracji przyczyniły się anioły, których figurki zbiera od lat. -Myślę, że bez tych aniołów już by nas nie było - mówi Witkowska.

Jej kolekcja zaczęła się od jednego drewnianego aniołka kupionego jako pamiątka z Bieszczad. Wkrótce w domu zebrało się ich kilkanaście sztuk. Przy przeprowadzce okazało się jednak, że nie ma gdzie ich postawić. Dlatego łodzianka ustawiła je w swojej restauracji. Klienci natychmiast zaczęli donosić kolejne. - Gdy zmieniałam lokal, klienci uznali, że anioły powinny też znaleźć się w nazwie. I tak powstała Zajadalnia pod Aniołami - mówi restauratorka.

Dziś ma w restauracji około 2 tysięcy aniołków. Nie wszystkie mieszczą się na ścianach, część czeka na wystawienie w pudłach.

- Przygarniam wszystkie anioły. Nie można pozwolić, żeby coś złego takiemu aniołowi się wydarzyło - mówi restauratorka.

Niektóre figurki są szczególne. Kilka przyniósł jej jako podziękowanie biedny klient, który korzysta często z zawieszonych obiadów. - Niewątpliwie były to anioły uratowane przed śmietnikiem. To był z jego strony bardzo miły gest - mówi pani Małgorzata. Jednym z jej ulubionych jest anioł z Islandii z nordycką runą. - Staram się codziennie mieć tam zapaloną świeczkę, ponoć dzięki temu anioł pomaga spełnić dobre życzenia - mówi restauratorka.

Obiady z tablicy

„Pani Małgorzata sama jest aniołem” - napisała w opisie zbiórki Ewelina Jaśkiewicz. Zapewnia, że nikt z Zajdalni pod Aniołami nie wyjdzie nigdy głodny. Pani Małgorzata od lat prowadzi bowiem akcje charytatywne.

Od roku w Zajadalni pod Aniołami istnieją tzw. zawieszone obiady. To posiłki wykupywane przez klientów restauracji i „zawieszane” na specjalnej tablicy ogłoszeń. Takie obiady czekają na potrzebujących, którzy mogą poprosić o ich darmowe wydanie.

Zawieszone obiady wykupuje regularnie kilkanaście osób. To często stali klienci, którzy zawieszają obiady przy swoich zamówieniach internetowych.

- Ale byli ludzie, którzy potrafili przyjechać z drugiego krańca Łodzi i zostawić 50 zł na zawieszone obiady - mówi Małgorzata Witkowska.

Ale pani Małgorzata chce też dać coś od siebie. Dlatego normalna zupa kosztuje u niej 6,50 zł, a zawieszona 5. Także drugie danie przy zawieszeniu jest tańsze.

Restauratorka karmi też głodnych wtedy, gdy zawieszonych obiadów zabraknie. -Z reguły nie gotujemy na styk, zawsze coś do jedzenia zostaje. Dlatego staram się dać głodnym choćby zupę - mówi restauratorka.

Swoich klientów wspiera też dobrym słowem. Osiedlowa restauracyjka to dla licznych retkińskich seniorów jedno z niewielu miejsc spotkań.

- Przychodzą do mnie sąsiedzi, umawiają się we trójkę na jedną godzinę. Zjedzą obiad, potem sobie rozmawiają - mówi restauratorka.

Czasem pani Małgorzata towarzyszy ludziom w kłopotach dnia codziennego, wspiera w chorobach, pociesza po śmierci współmałżonka, gani za nadużywanie alkoholu. Wielu klientów zna od lat.

- Na przykład starsze małżeństwo przychodzi na obiady, umiera żona, potem przychodzi już tylko sam mąż - opowiada restauratorka.

Brak takiego lokalu oznaczałby dla lokalnej społeczności ogromną stratę. Dzięki świątecznej akcji pojawiła się jednak nadzieja na przetrwanie. Sporo osób usłyszało o Zajadalni pod Aniołami, część z nich zamówiła obiady. Pojawiły się nowe zawieszone posiłki, zamówienia na świąteczne pierogi. Jest nadzieja na catering dla półkolonii.

Ale pani Małgorzata przekonuje, że nie tylko sama praca jest ważna. - Przede wszystkim nastrój jest lepszy - mówi pani Małgorzata. Dlatego nadchodzące święta spędzi już z nadzieją na lepszą przyszłość.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki