Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arcybiskup łódzki Grzegorz Ryś: Nawet nie mam czasu tęsknić za Krakowem, dobrze się czuję w Łodzi

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Ingres arcybiskupa Grzegorza Rysia.
Ingres arcybiskupa Grzegorza Rysia. Krzysztof Szymczak
Rozmowa z arcybiskupem Grzegorzem Rysiem, metropolitą łódzkim.

Ponad rok ksiądz arcybiskup jest ordynariuszem archidiecezji łódzkiej. Jaki to był okres?

Na pewno był to dla mnie pracowity rok, trudno opisać go jednym zdaniem. Ten pierwszy rok jest zawsze po to, by się przyjrzeć wszystkiemu, poznać ludzi, ich problemy. To jest ogromna diecezja, liczy 1,3 miliona ludzi. Ma swój charakter, swoje specyficzne wyzwania. Ale gdybym po roku chciał powiedzieć, że znam tę diecezję, byłoby to stwierdzenie na wyrost.

Wspomniał ks. arcybiskup o specyficznych wyzwaniach archidiecezji. Co to za wyzwania?

Nie wiem, czy potrafię wszystko wymienić, ale są rzeczy, które rzucają się w oczy. Na pewno należy wspomnieć o wyzwaniu ekumenicznym. I tu udało się najwięcej zrobić. Sama Łódź mówi o sobie, że jest miastem zrodzonym z czterech kultur. Ale to samo można odnieść do pozostałych większych czy mniejszych ośrodków, takich jak Piotrków, Brzeziny, Bełchatów czy Zgierz. Drugi potężny wymiar to wyzwanie charytatywne.

Wiem, ile tematów jest do podjęcia choćby w samej Łodzi. Jest potężny obszar bezdomności, bezrobocia, biedy. Taka jest specyfika miasta, gdzie wiele tych obszarów działalności charytatywnej władze Łodzi wprost zlecają instytutom kościelnym, takim jak Caritas czy Stowarzyszenie Przyjaciół św. Brata Alberta. Kościół jest bardzo widoczny w tej działalności. A trzecim wyzwaniem, od którego trzeba by było zacząć, jest obszar ewangelizacyjny.

Zatrzymajmy się przy sprawach ekumenicznych. Grudniowa Ekumeniczna Pielgrzymka do Ziemi Świętej była takim dobrym podsumowaniem tych spraw?

Nie tylko ona. Tych wydarzeń ekumenicznych było więcej. Generalnie był to dobry rok ekumeniczny. Choćby przez to, że wreszcie otrzymaliśmy w Polsce ekumeniczny przekład całej Biblii. I na przykład wokół tego zrobiliśmy spotkanie w Bełchatowie. Będą pewnie kolejne wydarzenia związane z tym faktem.

Nie powróciła na łódzkie ulice Ekumeniczna Droga Krzyżowa, ale mamy Drogę Światła, która była dużym wydarzeniem...

Nie mam prawa wypowiadać się za rzeczy przeszłe. Nie będę więc mówił, jak ta Droga Krzyżowa zniknęła. Natomiast to, że wróciła w formie Drogi Światła, było naszą wspólną decyzją. Nie zadecydowałem za inne Kościoły. Choć tęsknota za powrotem Ekumenicznej Drogi Krzyżowej jest wielka. Stąd w ramach pielgrzymki do Ziemi Świętej odbyła się łódzka Ekumeniczna Droga Krzyżowa ulicami Jerozolimy. Dla pielgrzymów była jednym z największych przeżyć. Wielu świeckich, duchownych z innych Kościołów mówiło z wielkim wzruszeniem, że doczekali się takiego jej wznowienia, właśnie w Jerozolimie.

Szykuje się kolejne wielkie wydarzenie. W styczniu odbędą się w Łodzi ogólnopolskie obchody Dnia Judaizmu...

Dzień Judaizmu w Kościele katolickim w Polsce zawsze otwiera Tydzień Ekumeniczny. Obchodzony jest 17 stycznia, a dzień później rozpoczyna się Tydzień Ekumeniczny. Dzień Judaizmu odbywa się zawsze w lokalnych Kościołach. Przeżywaliśmy go w Łodzi w mijającym roku. Poproszono nas, by w 2019 roku odbyły się u nas centralne uroczystości.

Spróbujemy temu sprostać. Natomiast samo wydarzenie Tygodnia Ekumenicznego jest niesamowicie ważne. To nie jest tydzień, tylko tak naprawdę 10 dni. Staramy się, by w tym roku ten Tydzień Ekumeniczny ożywić poza Łodzią - w Piotrkowie, Bełchatowie, Zelowie. Są miejsca, gdzie ta modlitwa ekumeniczna trochę ucichła, więc teraz ją podsycamy.

Mówiąc o ważnych zadaniach Kościoła łódzkiego, wymienił ks. arcybiskup działalność charytatywną. Ksiądz sam jeździł autobusem dla bezdomnych. Były wzruszające momenty?

W pamięci zapadł mi cały obraz tego wieczoru. Istotne jest to, że ten autobus obsługują panowie, którzy na co dzień mieszkają w schronisku dla bezdomnych. Sami wiedzą, co to bezdomność, głód. Muszę powiedzieć, że byłem poruszony piękną postawą ludzi, którzy przychodzili do tego autobusu po ciepły posiłek. Porządkiem, który zachowywali, wielką kulturą osobistą. Nie jest to dla nich łatwa sytuacja. Myślę, że będę do tego systematycznie wracał i namawiał innych.

Ważny był też autobus jeżdżący przez cały tydzień przed uroczystością Chrystusa Króla. To też są doświadczenia, które musimy przegadać. Autobus w Tygodniu Ubogich nie rozwoził tylko żywności. Można było porozmawiać z księdzem, psychologiem, prawnikiem. Ogrzać się, zjeść coś ciepłego.

Gdy ksiądz arcybiskup przyjechał do Łodzi, to mówiono, że to taka trudna diecezja. Tak jest rzeczywiście?

Ale czym to mierzyć? Gdy ktoś mierzy w twardych liczbach, czyli dominicantes i comunicantes, to nie są one najwyższe. To wyznacza duży obraz pracy. Komentarz do tych liczb trzeba osadzać w szerszym kontekście. Jeśli co niedzielę do kościoła chodzi dwadzieścia kilka procent osób z parafii, a po kolędzie przyjmuje księży nieraz dziewięćdziesiąt kilka procent, oznacza to, że jest możliwy obszar spotkania. Jest ogromna szansa, by te dwadzieścia kilka procent urosło. Jest kontakt z ludźmi, którzy nie unikają spotkania, nie trzaskają drzwiami. Myślę, że jest to ważne. Odbywa się rozpisany na trzy lata diecezjalny Synod Pastoralny.

Wierni pracują w grupach synodalnych. Przez następne pół roku już w gronie członków Synodu porozmawiamy o tym, co wypracowano w tych grupach. Było ponad 170 grup. To mniej niż liczba parafii w diecezji. Ale za każdą tą grupą staje jakiś zespół ludzi, którzy są zainteresowani Kościołem. Podejmują rozmowę o tym, co w nim ważne, co funkcjonuje dobrze, a co wymaga zmiany. To nie jest rozmowa na zasadzie chciejstwa czy postulowania czegoś z powietrza, tylko wychodzi z lektury Pisma Świętego, kościelnych dokumentów, tekstów papieża Franciszka. Zespoły te wykonują pracę w wymiarze duchowym. Może się okazać, że ta praca jest ważniejsza niż dokumenty Synodu. Mam nadzieję, że ta aktywność synodalna będzie narastać w parafiach, dekanatach, ruchach kościelnych.

Tylko żeby nie było to jedynie teorią. Mówi się, że świat przechodzi kryzys wiary.

Wszystko zależy od punktu odniesienia. Pamiętam debatę, która toczyła się w Polsce na początku lat 90. Wszyscy wróżyli naszemu społeczeństwu szybką sekularyzację, odpływ wiernych z Kościoła. Potem okazało się, że owszem, następuje to w jakiejś mierze, ale nie są to takie liczby, które niektórym by się marzyły. Natomiast sekularyzacja jest wyzwaniem, które owocuje też pozytywnie.

W jakim sensie?

Po pierwsze, uświadamia nam, gdzie jest granica między sacrum a profanum. I od tej strony jest potrzebna. Poza tym zwykle w świetle tego zjawiska postawy się polaryzują. Z jednej strony ubywa ludzi w kościołach, a z drugiej przybywa tych, którzy są poważnie zaangażowani w sprawy wiary. Chcą się dzielić swoją wiarą i wychodzić z nią do apostolstwa, na przykład tam, gdzie maleje liczba dominicantes, rośnie comunicantes.

Nie da się jedną liczbą pokazać wszystkiego tego, jak ten Kościół wygląda. Mamy w Łodzi, a także w innych miejscowościach diecezji, bardzo dynamiczne grupy ewangelizacyjne. Nie brakuje tu Kościoła dojrzałej wiary. Jest więc do kogo wyjść i z kim wyjść. To bardzo piękne.

A nie ma problemu z młodymi ludźmi w Kościele? Podobno z religii wypisują się dzieci z podstawówek...

To nie dlatego że chcą. To jest szerszy kontekst. Trzeba rozmawiać o rodzinie. Dzieci w podstawówce same nie wypisują się z religii. Robią to ich rodzice.

W szkołach średnich robią to same. Jest tu problem?

Problem nie wynika tylko z tego, że dzisiaj ktoś wypisuje się z religii. Trzeba pytać o źródła. Te dzieci, które są wypisywane z religii są dziećmi rodziców, którzy przeszli 12 lat katechezy w szkole. I to, co mówię, nie jest przeciw religii w szkole. Tylko przeciw temu, by nie pozostawiać całej formacji religijnej młodego człowieka szkole. Jest ogromna potrzeba ewangelizacji młodych, nie tylko ich nauczania. Bardzo się cieszę z tego, jak bardzo udała się pierwsza Arena Młodych, która się odbyła w łódzkiej Atlas Arenie. Jesteśmy w ogniu przygotowań do jej kolejnej odsłony. Wiem, że jest duże zainteresowanie młodych ludzi tym wydarzeniem. To budzi nadzieję. W tym roku odbędzie się również Arena Rodzin. Będzie miała miejsce w okresie Wielkiego Postu.

Cały pierwszy rok Synodu był poświęcony młodym ludziom. Wszystkie zebrania synodalne pokazywały, że nie rozwiąże się problemów młodych, jeśli się nie pójdzie z Ewangelią do rodzin. Młodemu człowiekowi nie da się zastąpić rodziny. Młodzi ciągle wskazują rodzinę jako największą wartość w życiu. Rodziców jako najważniejsze autorytety. Nawet jeśli się buntują, to o najważniejszych sprawach życiowych rozmawiają z rodzicami. Musimy tę rzeczywistość opisać i poznać, a nie ustawiać według życzeniowego portretu. Wtedy też będziemy skutecznie działać.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE...

Zobacz też: Arcybiskup Grzegorz Ryś kontrowersyjnie o zagładzie Żydów

Czy jednak nie jest tak, że brakuje księży z charyzmą, którzy pociągnęliby za sobą tych młodych ludzi?

Księża są ważni, ale nie jest tak, że ewangelizuje się w pojedynkę. Ja Panu Bogu dziękuję za każdego księdza. Nie każdy ksiądz jest charyzmatyczny, ale każdy może swoje kościelne obowiązki wykonywać w sposób rzetelny, kompetentny i budować wspólnotę. A buduje ją wtedy, jeśli jest pośród ludzi, którym głosi słowo i sprawuje sakramenty. Potrafi wyłonić tych, którzy są wyraźnie wzywani przez Pana Jezusa do ewangelizacji. Mają ku niej dary, charyzmaty, posługi do spełnienia w Kościele. Sam ksiądz nie wystarczy. Młody człowiek musi być zaproszony do Kościoła, w którym odnajdzie się jak w domu. Nie tylko do okazyjnego spotkania z księdzem, który jest wyśmienity w tym, co robi.

Wiele osób mówi, że przestaje chodzić do kościoła właśnie przez księdza...

Papież Franciszek powiedział, że gdy jedno drzewo pada w lesie, to robi więcej huku niż pozostałe, które stoją. Coś jest na rzeczy... My też mówimy do siebie na rekolekcjach kapłańskich, że grzech kapłana ma potężne konsekwencje. Nie bez powodu w Starym Testamencie za grzech arcykapłana była składana taka sama ofiara jak za grzechy całego ludu. To jest dziś jeden z ważniejszych tematów. Teraz wychodzi na jaw nasz grzech, grzech ludzi Kościoła. To jest duża szansa pokazania, że Kościół nie składa się ze świętych. Święta jest Ewangelia, a nie ludzie. Nie budujemy Kościoła na sobie i nie prowadzimy ludzi do spotkania ze sobą, tylko chcemy ich prowadzić do spotkania z Chrystusem.

Tak będzie zawsze. Grzech księdza jest w konsekwencjach straszliwy. Jednak umiejętność stanięcia przed Kościołem z wyznaniem winy, podjęciem pokuty, powiedzeniem przepraszam i nie tylko, przyjęciem konsekwencji swoich złych czynów też jest ogromnym przeżyciem dla całego Kościoła. Od najbardziej banalnych rzeczy. Pamiętam młodych ludzi, którzy mówili z przejęciem, że widzieli księdza, który się spowiadał. Trochę jest w tym naszej winy, że tak ukryliśmy się z wiarą, że ludzie są zdziwieni widokiem księdza przystępującego do spowiedzi. A tak naprawdę potrzebujemy jej bardziej niż ktokolwiek inny.

Trwa kolęda. Niektórzy się denerwują, że ksiądz wchodzi, wychodzi, nie ma czasu na rozmowę...

Jeśli tak się dzieje, to słusznie się denerwują. Trzeba pamiętać, że kolęda jest momentem modlitwy i błogosławieństwa. Jeśli ma się to odbyć niesztampowo, to w spotkaniu w wierze ksiądz powinien być zainteresowany tym, do kogo przyszedł, jakie ci ludzie mają problemy, czym żyją. Jeśli ma się za nich modlić, udzielić błogosławieństwa, to powinien nawet w tak krótkim czasie poznać ich na tyle, na ile jest to możliwe. Być otwartym na pytania z ich strony. Księża to wiedzą, ale swoje robi liczba osób, które się odwiedza, i zmęczenie, które się wtedy pojawia.

A co z kopertą, czyli ofiarą, którą daje się księdzu chodzącemu po kolędzie?

Nie wierzę, że stanowi ona problem. Widzę, jaka jest ofiarność na rzecz polskiego Kościoła. Myślę, że jest to temat nakręcany z zewnątrz i podpowiadany. Największą sensacją jest to, ile dać! Jeśli zdarzają się sytuacje, że ksiądz zagląda do koperty, to są naganne. Ale myślę, że jest ich niewiele. Znam wiele parafii, gdzie księża nie zbierają pieniędzy, albo w jednym domu wezmą, a w drugim zostawią tę kopertę.

Jak się ksiądz arcybiskup czuje w Łodzi? Gdy tu przyjeżdżał to mówił, że żal zostawiać Kraków...

Bardzo dobrze czuję się w Łodzi. W Krakowie przeżyłem pięćdziesiąt trzy lata. Nie da się tego wyrzucić lub udawać, że nie ma. To ciągle dla mnie pierwsze pół wieku w życiu duchowym, doświadczenie wiary i nie tylko. Natomiast na to, co przywiozłem z Krakowa, nakłada się nowe doświadczenie łódzkie. Ono jest niezmiernie ciekawe. Powiedziałbym półżartem, że nawet nie mam czasu tęsknić za Krakowem.

Czego życzyłby ksiądz arcybiskup wiernym i Kościołowi łódzkiemu w Nowym Roku?

Mamy przed sobą ogromnie ważny rok Synodu skoncentrowany na rodzinie. Skraca się dystans do wielkiej szansy, jaką będzie 100-lecie diecezji. To mobilizujące momenty. Mam nadzieję, że ruszymy z obiecywaną „Arką”.

Zobacz też: Arcybiskup Grzegorz Ryś kontrowersyjnie o zagładzie Żydów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Arcybiskup łódzki Grzegorz Ryś: Nawet nie mam czasu tęsknić za Krakowem, dobrze się czuję w Łodzi - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki