Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Gunman: Odkupienie" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Sean Penn solidnie się do swojej roli przygotował: poprawił muskulaturę, potrenował sztuki walki, zacisnął zęby do wygłaszania kwestii, nauczył się ładnie nosić plecak i karabin, efektownie cierpieć
Sean Penn solidnie się do swojej roli przygotował: poprawił muskulaturę, potrenował sztuki walki, zacisnął zęby do wygłaszania kwestii, nauczył się ładnie nosić plecak i karabin, efektownie cierpieć Monolith Films
Film "Gunman: Odkupienie" z Seanem Pennem w roli głównej już na ekranach kin. Staromodny, ale niezmiernie nudny thriller z kiepskimi postaciami i pięknymi obrazkami.

Hollywood wykreował już najrozmaitszych bohaterów kina akcji - nawet takich, których byśmy nigdy o to nie podejrzewali. Teraz wyobraźcie sobie w tym gronie 55-letniego (to dziś modny wiek dla zwycięzców filmowych walk), 173-centymetrowego Seana Penna. Pasuje?

Aktor solidnie się do swojej roli przygotował: poprawił muskulaturę, potrenował sztuki walki, zacisnął zęby do wygłaszania kwestii, nauczył się ładnie nosić plecak i karabin oraz efektownie cierpieć. Wciela się w Jima Terriera, pracownika jednej z amerykańskich korporacji, którego poznajemy w ogarniętej chaosem Demokratycznej Republice Konga, gdzie zabezpiecza ważną inwestycję na rzecz mieszkańców, a tak naprawdę jest likwidatorem pracującym na zlecenie tajnej organizacji. W chwilach wolnych od pracy kocha się w zaangażowanej na rzecz pomocy ofiarom wojny domowej lekarce oraz przyjaźni z patrzącymi spode łba typami. Pewnego dnia otrzymuje zlecenie zastrzelenia ministra górnictwa Konga. Jednym z punktów kontraktu jest jednak natychmiastowy wyjazd z kraju po misji. Jim nawet nie zdąży uprzedzić swojej ukochanej. Co oczywiście będzie miało konsekwencje. Jak wszystko, co uczynił...

Fabuła filmu jest tak sztampowa, że bardzo łatwo przewidzieć, co nastąpi. Nie oczekując więc niespodzianek w zakresie tego, co się ma wydarzyć, nastawiamy się na to, jak to zostanie pokazane i opowiedziane. I tu pojawia się pierwsze rozczarowanie. Film Pierre'a Morela jest bowiem niewymownie nudny i ciągnie się jak flaki z olejem. Nie ma tu emocji, twórcom produkcji ani na moment nie udało się zbudować napięcia, całość pozostawia widza kompletnie obojętnym. Łopata obficie sypie tu kawę na ławę wywołując skurcze i pulsujący ból zębów szczególnie w chwilach odwoływania się do psychologii (te sceny rozterek, wyrzutów i dręczących wspomnień Terriera... ach, jakaż głębia i prawda!). Niespecjalnie dba się tu o sens, nawet sekwencje walk nie wznoszą się ponad przeciętność: kończyny kręcą młyńce, kule świszczą, a noże ciała dziurawią, ale ani tu finezji, ani pomysłu operatora na niebanalne sfilmowanie okładających się po głowach mężczyzn. W efekcie szybko spać się chce, nie pomagają nawet dość ciężkawe mrugnięcia okiem z ekranu, mające ambicje żartów z konwencji. By zaś nie był to sen spokojny, dodaje nam się tu groźny wątek społeczny i przestrogę przed bezdusznym biznesem, który dla zysków na obcym lądzie jest gotowy poświęcać jego mieszkańców, dla postawienia kropki nad "i" wygłaszaną przez pana z telewizji. Jestem przekonany, że poruszony widz po przebudzeniu wyjedzie wraz z bohaterami filmu kopać studnie w Afryce...

Zaskoczenie i rozczarowanie pogłębia sam Sean Penn. Aktor przecież udany, z kilkoma świetnymi rolami na koncie. Tu bez charyzmy, traktujący swoją postać nad wyraz poważnie (może właśnie niepotrzebnie), z nadmiernym nawet zaangażowaniem próbujący nowego w karierze wizerunku, ale nie skrojonego na jego ekranową osobowość. I nie tłumaczy wszystkiego fakt, iż w scenariuszu dostał materiał tak wątły, że z trudem przyszło ulepić z niego cokolwiek. Podobnie w pełni nie tłumaczy trafionego występu Javiera Bardema powierzona mu rola bardziej skomplikowanego moralnie osobnika, co zwykle jest atrakcyjniejsze dla aktora niż granie pozytywnego bohatera. Bardemowi trafiło się więcej, ale też potrafił wyraziściej niż Penn zniuansować swoją postać, momentami się nią zabawić, a chwilami nadać autentycznego dramatyzmu. No i trudno się dziwić, że podoba się kobietom... Co ciekawe jednak, najsolidniej w pamięci zapisze się Ray Winstone w drugoplanowej, ale świetnie pomyślanej i charakterystycznej roli "ostatniej deski ratunku" głównego bohatera. Nad papierową postacią Annie, którą ledwie odgrywa Jasmine Trinca, lepiej opuścić kotarę milczenia.

Plusem jest zaś częsta zmiana miejsca akcji (o ile słowa "akcja" nie będziemy w przypadku tego filmu uznawać za nadużycie). Dzięki temu oglądający ma miłą okazję zobaczenia licznych urokliwych pocztówek z różnych lokacji, łącznie z jednym z najpiękniejszych miast świata, jakim jest - nie tylko zdaniem podpisanego - Barcelona.

Thriller to gatunek obficie operujący kliszami i stereotypami, co bywa też i jego atutem. Konieczne są jednak błyskotliwość i świeżość w żonglowaniu nimi. Morel zrobił to z wdziękiem Arnolda Schwarzeneggera tańczącego "Jezioro łabędzie", udowadniając zarazem, jak trudnym potrafi być tworzenie tak konwencjonalnego kina. Teraz wszystko zależy od tego, jak bardzo Seanowi Pennowi spodobało się ratowanie świata. Jeśli bardzo bardzo, to odkupienie od niego ewentualnego pomysłu na kontynuację topornych przygód Jima Terriera może być bardzo bardzo kosztowne.

Ocena: 2/6
Gunman: Odkupienie,
USA, thriller,
reż. Pierre Morel,
wyst. Sean Penn, Javier Bardem, Ray Winstone

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki