Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Jurassic World" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
United International Pictures
To, co nie zostało uruchomione w pierwszej części sagi o dinozaurach, w czwartej działa z rozmachem i jest światowym przebojem: park rozrywki Jurassic World. Nie jest to jednak park na Zdrowiu.

"Jurassic Park" sprzed ponad dwudziestu lat był szokiem. Gdy zaproszeni przez Stevena Spielberga po raz pierwszy na wielkim ekranie przekroczyliśmy bramę do świata jeszcze większych dinozaurów, opadnięte szczęki widzów (jakże skromne wobec paszcz dinozaurów) obsługa kina jeszcze długo po seansie zbierała z podłogi pomiędzy fotelami. "Cóż jeszcze można pokazać w kinie?" - zastanawialiśmy się.

Kino co nieco jeszcze pokazało, ale takie ikony, jak "Jurassic Park" zdarzają się niezwykle rzadko. Jeszcze trudniej je powtórzyć. Tworząc czwartą część cyklu, Amerykanie postanowili zastosować sprawdzoną marketingową zasadę: ma być więcej, groźniej, efektowniej i w ogóle - jak podkreśla jeden z bohaterów filmu - bardziej "cool". Zatem już nie "Park" tylko "World", już nie śmiertelnie groźny olbrzymi T-rex, ale zmutowany genetycznie przerażający gigantyczny Indominus rex, a gdy już gady mają walczyć ze sobą, to nie w pojedynkach, ale w niemal stadnych bitwach.

Twórcy poszli też dalej w straszeniu: "Jurassic World" jest najbardziej okrutny ze wszystkich filmów serii. Trup wszelkich żywych form ściele się tu gęsto i są to odejścia gwałtowne i mało przyjemne. Krew leje się obficie, dinozaury ryczą jak szalone i naprawdę budzą grozę. A zagrożenie wynikające z przebywania obok wielkich bestii zdaje się być najbardziej odczuwalnym (i to nie tylko dzięki technice 3D).

Pójście na wielkość (po tym filmie nikt już nie powie, że rozmiar się nie liczy) i rozmach wiąże się z mnożeniem nieprawdopodobieństw, nielogiczności i zwykłego niepohamowania, ale na szczęście wszystko trzyma się konwencji, nie ma tu udawania, iż chodzi o coś innego niż zabawę i po zaakceptowaniu takiej formuły łatwo przymknąć oko na przesadę. Film jest precyzyjnie poskładany, zrealizowany w tempie wyścigu formuły 1 pozbawionego zakrętów. Podręcznikowo zaprogramowane zostały punkty zwrotne, całość tak jak trzeba trzyma w napięciu, nie pozwala się tu widzowi na refleksję nad tym, co ogląda. A dla zmiany nastroju pozwolono sobie na nieco dystansu i poczucia humoru. Czyli blockbuster jak się patrzy.

Widz sentymentalny, który zawsze uważa, że to co pierwsze jest najlepsze, dostaje kilka niezłych odniesień do legendarnego filmu Spielberga - daje się zresztą zauważyć, że Trevorrow jest po prostu fanem tamtej produkcji. Widz poszukujący znajdzie tu sobie parę skojarzeń z klasyką kina (nawet jeżeli ich tu nie ma), jak np. "Ptaki" Hitchcocka, sekwencje w stylu: bestia i leżąca piękna ze wszystkich "King Kongów" czy zdecydowany, w porównaniu z poprzednikami, skok w kierunku monster movie - filmu o potworach. Widzowie bez podobnych zapatrywań otrzymają po prostu porcję dobrej zabawy w kinie spod znaku paszczy i pazura.

Czołowe role w filmie przypadają oczywiście dinozaurom (tak, tak, spokojnie, ma swoje sceny też kultowy T-rex, no bo jakżeby inaczej). Spośród reprezentantów naszego gatunku najlepiej wypadła Bryce Dallas Howard jako Claire, która z lekkością, ale i zacięciem, a także dowcipem pokazuje przemianę swojej bohaterki, równie dobrze wypadając jako korporacyjna zmora i biegająca po lesie w szpilkach pogromczyni gadów. Owen, czyli Chris Pratt, to typowy sympatyczny twardziel, który na randkę przyjdzie w szortach, ale jak trzeba, to w ostatniej chwili wyrwie ukochaną z kłów monstrum. W parze dziecięcej - niezbędnej w każdym kinie pełnym niebezpieczeństw, za którym stoi Spielberg (tym razem producent wykonawczy) - zdecydowanie lepiej wypada Ty Simpkins, jako młodszy z braci, przy mdłym i nieprzekonującym Nicku Robinsonie.

Świetnie prezentuje się sam park rozrywki, na terenie którego rozgrywa się akcja filmu. Nie da się ukryć, że takie miejsce rzeczywiście byłoby hitem. Wiemy jednak, że współczesny człowiek szybko się nudzi: nadmiar łatwo zaspokajalnych doznań powoduje, że ciągle potrzebne są nowe. W jakim kierunku powędrują więc dinozaury (jest w filmie zabezpieczenie na rzecz kontynuacji)? Jaką jeszcze naszą potrzebę stadnej ekscytacji będą musiały zaspokoić? "Jurassic World" nie jest już tak wyraźnym ostrzeżeniem przez zabawą w Boga i nieposzanowaniem praw przyrody, jak to było w poprzednich filmach serii. To raczej, mimo nieustannego ryku potworów, zgoda na to, iż nigdy się nie zmienimy, problem zaś tkwi raczej w tym, jak zechcemy zadośćuczynić swoim ryzykownym życzeniom. I na ile będziemy potrafili nie poddać się technice. Prawdziwe jest lepsze, nawet gdy jest groźniejsze. Zawsze jednak uratuje nas wspólne działanie. Choćby tylko we dwoje.

Ocena: 4/6

JURASSIC WORLD
USA, sci-fi
reż. Colin Trevorrow
wyst. Chris Pratt, Bryce Dallas Howard, Nick Robinson

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki