Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Młodość" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Gutek Film
Wszystko i nic. Każda scena filmu Paolo Sorrentino ma niebywale dużo znaczeń, a zarazem są to sprawy, o których się nie mówi: które po prostu są i znaczą. Jak muzyka. Można się w nich zasłuchać lub rozsmakować pięknem każdego obrazu "Młodości". Można poszukiwać kolejnych sensów lub bez ich nazywania i wyjaśniania się nimi zachwycić i nie dowiadując dlaczego - wzruszyć.

Sorrentino, opromieniony Oscarem za "Wielkie piękno", znów zaprasza kinomanów do delektowania się wielkością tej dziedziny sztuki, wynikającą z jej uniwersalności, zachwycającej przesady, plastycznej siły wyrazu i obrazu, do którego można dobudować każde słowo. A nawet pustki, którą widz - w zależności od wrażliwości i nastroju - może wypełnić własnymi treściami i emocjami. Bo przecież emocje to wszystko, co mamy - mówi z przekonaniem reżyser ustami swoich bohaterów. I może właśnie one, wzbogacone o pragnienia, pozostają tym, co czyni nas ludźmi.

Nie historia jest dla Sorrentino najważniejsza, bo niesie ona ze sobą zbyt dużo niebezpieczeństw i spraw przykrych. A przecież główne osobistości filmu, sięgający osiemdziesiątki wybitny kompozytor Fred Ballinger i słynny reżyser Mick Boyle, przyjaciele od dziesięcioleci, mówią sobie tylko rzeczy przyjemne, te, które uznają za złe, zachowując dla siebie. Fred chce być emerytem, stanowczo odmawia wysłannikowi brytyjskiej królowej poprowadzenia koncertu swojej najpopularniejszej kompozycji przed majestatem Jej Wysokości. Czytuje gazety, znosi zarzuty córki, iż pogrąża się w apatii, muzyce świata oddaje się w samotności dyrygując otaczającą go przyrodą. Mick zaś z entuzjazmem pracuje nad swoim najważniejszym filmem, który ma być jego artystycznym i moralnym testamentem. Z grupą młodych scenarzystów poszukuje idealnego zakończenia dla tej opowieści. Obaj spędzają wakacje w luksusowym hotelu u podnóża Alp. Poddają się masażom, badaniom, niezobowiązującym pogawędkom. I otaczają grupą ekscentrycznych postaci, z których każda podczas leniwych letnich dni odsłoni swoją tajemnicę, przypominając sobie zarazem o przyszłości. Młodość chce pożreć życie. A życie nieustępliwie karmi się odchodzeniem.

Fred i Mick to także postaci znakomicie narysowane. Dystans i spokój jednego (nawet jeśli bywają pozorne), kontrastują z emocjonalnością i zapalczywością drugiego. Obaj też reprezentują różne podejście do sztuki, najważniejszej w ich życiu. Obsesja i oddanie (dla Micka każdy kolejny film to sprawa życia i śmierci) obok wielkich celów, poświęcenia i mających wpływ na całe istnienie dedykacji.

Sorrentino krok po krok konstruuje swój film z detali i nadmiaru jednocześnie. Jest tu kilka scen fenomenalnych, powalających swoją mocą i urodą. Są i takie, które można posądzać o istnienie dla samego istnienia (ale czyż i nie na tym polega kino?). Reżyser prowadzi nas jednak przez nie w doskonałym rytmie, pilotując od zachwytu do przejęcia, od namysłu do przyjemnej beztroski. Tej, której nie można się oprzeć.

Myśl Sorrentino przepięknie oddają ujmujące i zapierające dech zdjęcia Luki Bigazziego oraz celnie dobrana, poruszająca muzyka Davida Langa. Ale najpełniej "niosą" ją aktorzy. Michael Caine jako Fred i Harvey Keitel w roli Micka tworzą porywające kreacje, z innych elementów ułożone, ale perfekcyjnie się uzupełniające i absolutnie dotykające. A i wszystko co się dzieje obok nich, znakomicie wypełnia pozostałą przestrzeń: świetnie poprowadzony Paul Dano, dająca odważny występ Jane Fonda czy karykaturalny, ale nadal wielki Maradona.

Sorrentino przypomina, że starość zapomina. Zabiera jednak ze sobą w czas przemijania emocje. To one spowodowały, że w błyskach powracają rozmaite chwile z przeszłości, wryte w mózg i duszę poprzez uniesienie, które im towarzyszyło. Dzięki uczuciom bohaterowie nienajlepszego "filmu", jakim jest życie, opierają się zestarzeniu, łamią naturalny bieg czasu, przywołują to, co ich porywało w przeszłości, gotowi nawet oddać się dzikiemu erotycznemu szaleństwu w leśnych ostępach. I paradoksalnie właśnie łączące z młodością uczucia mogą najskuteczniej rozbroić nasz lęk przed nieubłaganą starością.

A sama młodość? Młodość wchodzi w postaci idealnego, nagiego ciała Miss Universe (Madalina Ghenea) do basenu wprost przed oczy starców, podarowując im jedną z ostatnich pięknych chwil życia. Oczywiście, moment wcześniej "ciało" udowodniło, że jest również niegłupie, więc nie musi się bać starości. Jednak młodość emanując tym, co w niej najbardziej pociągające, a jednocześnie tak nieznośnie szybko przemijalne, obnosząc swoją naturalność i obnażając bezczelnie swą nieśmiertelność, uprzytamnia, że dla niej, paru mgnień szczęścia i niezwalczonych emocji, które później poniosło się w starość, cała ta doczesność warta była zachodu.

Ocena: 5/6

MŁODOŚĆ
Włochy/Francja, dramat
reż.Paolo Sorrentino
wyst.Michael Caine, Harvey Keitel, Rachel Weisz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki