Oskarżony, który był już karany, przebywa w areszcie śledczym. Do sądu dotarł w asyście policjantów. Odpowiadając na pytania sędziego Krzysztofa Szynka, wyjaśnił, że ma wykształcenie podstawowe i przed zatrzymaniem pracował dorywczo jako pracownik budowlany. Prokuratura zarzuciła mu usiłowanie spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, za co grozi do 10 lat więzienia.
Robert L. nie przyznał się do winy i odmówił składania zeznań. W tej sytuacja sędzia Szynk odczytał jego wyjaśnienia ze śledztwa. Wynikało z nich, że do zdarzenia doszło w andrzejki – 29 listopada 2018 roku w mieszkaniu przy ul. Przędzalnianej. Tego dnia oskarżony pił alkohol i wdychał rozpuszczalnik, dlatego nie był w najlepszej formie. Przewrócił się na schodach i doznał urazu głowy. Dlatego jego konkubina wezwała ambulans. Ratownicy chcieli zabrać 37-latka do szpitala, jednak ten nie chciał się zgodzić. Doszło do incydentu w momencie, kiedy Robert L. miał nóż w dłoni i szykował sobie kanapki. Według oskarżonego, to ratownicy rzucili się na niego. Niemniej przeprosił za incydent i zaznaczył, że nie chciał nikomu zrobić krzywdy.
CZYTAJ DALEJ >>>>
Jako świadek zeznawał pokrzywdzony, 51-letni ratownik Tomasz G. Z jego relacji wynikało, że on i kolega z karetki, Paweł G., założyli opatrunek na rozbitej głowie oskarżonego i postanowili zawieźć go do szpitala w celu zszycia rany. Tomasz G. ruszył w stronę drzwi. Chwycił za klamkę, gdy usłyszał okrzyk kolegi: „Uważaj!”. Tomasz G. odwrócił się błyskawicznie i zobaczył Roberta L., który z nożem w ręku zamachnął się na niego. Na szczęście został powstrzymany przez Pawła G., który chwycił napastnika od tyłu. Tomasz G. ruszył na pomoc. Przewrócili oskarżonego na podłogę, wyrwali mu nóż i zawiadomili swoją centralę, która zaalarmowała policjantów, a ci zatrzymali nożownika.
To kolejny w Łodzi napad na ratowników medycznych. Na początku sierpnia br. przechodnie wezwali pomoc do mężczyzny, który leżał nieprzytomny na chodniku w pobliżu przystanku MPK przy ul. Świtezianki. Przybyli ratownicy zaopiekowali się 41-latkiem. Przetransportowali go do ambulansu i zaczęli badać. Już przy pierwszym kontakcie nabrali przekonania, że ich pacjent jest pijany.
W trakcie badań 41-latek stał się agresywny i zaczął atakować medyków. Uderzał, szarpał i ubliżał niosącym mu pomoc ratownikom. Chwytał za dłonie i palce. Jednemu z nich zadał cios głową w twarz. Od agresora czuć było wyraźną woń alkoholu. Badanie wykazało prawie cztery promile alkoholu w organizmie. W rozmowie z policjantami sprawca wyparł się wszystkiego. Agresywny 41-latek trafił do policyjnej izby zatrzymań.