Mgr Andrzej Śliwerski jest asystentem w Zakładzie Psychopatologii i Psychologii Klinicznej w Instytucie Psychologii UŁ. Ma zajęcia z osobami, które nie zawsze dorastają do wyobrażeń o studentach. W czasie ostatniej sesji nie wytrzymał.
"Jakaś epidemia. 2 osoby trafiły do szpitala, 3 są cały dzień chore, 1 ma ospę wietrzną, 2 ostre zapalenie nosa i gardła... Podejrzewam, że nabyte obniżenie odporności (sesjoza) zaczyna się rozprzestrzeniać"- napisał na swoim profilu na Facebooku.
Asystent jest bardzo aktywny w internecie. Ma stronę internetową, na której w zakładce "humor egzaminacyjny" wypisuje "ciekawsze" fragmenty z prac zaliczeniowych. "Zawód osoby badanej: taśma w firmie produkcyjnej" - cytuje. I dosadnie komentuje, choć nie podaje nazwiska autora.
Nie wszystkim się to podoba. Studenci III roku psychologii są tak oburzeni, że zawiadomili prasę.
- Wyśmiewanie się ze studentów nie jest w porządku - irytuje się jedna ze studentek psychologii. Ona i jej koledzy zarzucają wykładowcy, że podważa oficjalne dokumenty lekarskie i bez pytania publikuje fragmenty ich prac zaliczeniowych. - Uważamy, że taki człowiek nie powinien uczyć nas etyki zachowań psychologa - mówi studentka. - Idziemy ze skargą do dziekana i będziemy się domagać nagany dla mgr. Śliwerskiego.
CZYTAJ TEŻ: Sesja egzaminacyjna: metody studentów
Wykładowca tłumaczy swoją wypowiedź bezradnością.
- Co roku w czasie zaliczeń liczba zwolnień lekarskich gwałtownie rośnie. Nie mogę tego udowodnić, ale w zwykłych tygodniach prawie nie dostaję zwolnień, podczas sesji ich liczba nagle wzrasta do 9-10 na 150 osób. I tak jest co roku - wyjaśnia.
Jego zdaniem, komentowanie prac zaliczeniowych ma ustrzec od błędów kolejnych zdających.
- Skargi studentów mogą mieć związek z tym, że jedna piąta oblała kolokwium - przyznaje pracownik UŁ.
Uczelnia staje po stronie wykładowcy. - Prawo do satyry w odniesieniu do zjawisk, a nie konkretnych, znanych z imienia i nazwiska osób, jest od czasów oświecenia niezwykle ważnym prawem życia intelektualnego i akademickiego. Jest też fundamentem wolności słowa społeczeństw demokratycznych - podkreśla prof. Jarosław Płuciennik, prorektor UŁ ds. programów i jakości kształcenia. Prof. Płuciennik dodaje, że strony internetowe wykładowców są ich prywatną własnością.
- Urażeni studenci zawsze mogą udać się do prodziekana ds. studentów, albo do prorektora ds. studenckich, aby ten rozstrzygnął, czy zostały naruszone dobre obyczaje akademickie - tłumaczy prof. Płuciennik.
Mecenas Maciej Węgierski, asystent w Zakładzie Prawa Handlowego Wydziału Prawa i Administracji UŁ, podkreśla, że zachowanie asystenta mieści się w ramach prawa do cytatu. Dopuszcza to prawo autorskie, które zezwala na przytaczanie fragmentów utworów w celu ich analizy lub krytyki. Jego zdaniem, taki właśnie charakter ma strona wykładowcy.
- Humorystyczne wypowiedzi umieszczone na stronie internetowej wykładowcy są niczym innym jak zbiorem utworów, które możemy określić jako parodię - wyjaśnia mec. Węgierski. Także ocena zwolnień mieści się w granicach prawa. - Skoro sami studenci przynoszą mu zwolnienia, to pracownik jest uprawniony do wyciągnięcia obiektywnego wniosku. W końcu jest naukowcem - dodaje prawnik.
Wątpliwości ma za to prof. Edmunt Wittbrodt, były minister edukacji narodowej. - Wykładowca zwolenienie lekarskie może tylko przyjąć. - Komentowanie prac studentów nie jest eleganckie. Natomiast cytaty z prac naukowych mogą być przytaczane i komentowane - mówi.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego nie chce komentować konfliktu. A mgr Śliwerski się nie poddaje. "Na termin poprawkowy zabiorę w termos gorącą herbatkę z malinkami". Zapowiedział na Facebooku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?