Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bałuty, które pozostały już tylko we wspomnieniach łodzian [ZDJĘCIA]

Anna Gronczewska
Archiwum Państwowe / Łódź
Bałuty to dla wielu łodzian magiczne miejsce. Część tu się urodziła, spędziła swoją młodość. Inni na Bałutach mieszkają całe życie. Muzeum Miasta Łodzi w setną rocznicę włączenia tej dzielnicy do Łodzi przypomina jej historię. A także wspomnienia związanych z nią rodzin

Na czynnej do niedzieli wystawie w Muzeum Miasta Łodzi można oglądać bałuckie pamiątki, zdjęcia. Zapoznać się z historiami kilku rodzin związanych z Bałutami. Jak choćby Staszewskich. Na Bałutach zamieszkali na początku XX wieku. Senior rodu przyjechał tu z Bełchatowa. Roman ożenił się ze Stanisławą Kowalkiewicz. Ich syn, Lucjan Staszewski, skończył przed wojną Politechnikę Warszawską. Jego żoną została Janina Kamińska. W czasie wojny pan Lucjan uczył na tajnych kompletach. Po zakończeniu okupacji został nauczycielem fizyki w II LO im. G. Narutowicza w Łodzi. Potem trafił do Instytutu Elektroniki Politechniki Łódzkiej. Zajmował się też tłumaczeniami, malarstwem, rysunkiem. Rodzina Staszewskich cały czas była związana z Bałutami. Mieszkała najpierw na ul. ks. Brzóski, a potem na ul. Marynarskiej.

Lucjan Staszewski w Łodzi poznał Janinę Kamińską. Jej rodzina pochodziła z Tuszyna. Ale na początku XX wieku jej rodzice, Władysław i Helena, przyjechali do Łodzi. On był majstrem w fabrykach włókienniczych, ona pracowała u Geyera. Pani Janina miała dwóch braci: Stefana i Władysława juniora. Stefan przed wojną był łódzkim urzędnikiem. Gdy wybuchła wojna, wstąpił do Armii Krajowej, był więziony przez Niemców. Nie wiadomo co się z nim stało, zaginął bez wieści. Jego brat Władysław przed wojną pracował w Izbie Skarbowej, w łódzkiej rozgłośni radiowej. Był uzdolnionym poetą. Gdy wybuchła wojna, starał się przedostać do Wilna. Ale trafił w ręce sowietów. Zginął w 1940 roku. Prawdopodobnie znajduje się na białoruskiej liście katyńskiej.

Lucjan i Janina mieli dwoje dzieci. Zmarła niedawno Jadwiga skończyła Akademię Sztuk Pięknych. Tańczyła w zespole Feliksa Parnella, występowała w teatrach studenckich. Po koniec lat 60. prowadziła Famę. Projektowała meble, zabawki. Jej brat Witold skończył Wydział Elektryczny na Politechnice Łódzkiej, obronił doktorat. Teraz prowadzi Galerię PŁ oraz Klub Seniora.

Zupełnie inną historię ma kolejna bałucka rodzina, Gąsiorowskich. Teodor Gąsiorowski przyjechał do Łodzi na początku lat 50. Tu skończył szkołę włókienniczą. Został krawcem. Osiadł na Bałutach. Przy ul. Zgierskiej 34 otworzył zakład krawiecki. Był częstym gościem na pobliskim Rynku Bałuckim. Kupował niezbędne dodatki do zakładu, m.in. na znajdującym się tam stoisku pasmanteryjnym. Tam koronkami handlowała 19-letnia Janina Miszczak. Pan Teodor zainteresował się piękną łodzianką. W 1955 roku została jego żoną. Wesele odbyło się w drewnianym domu panny młodej przy ul. Zgierskiej. Młoda para w prezencie ślubnym dostała m.in. porcelanowy komplet z wałbrzyskiej huty, który zaprezentowano na wystawie.

Po ślubie pani Janina pracowała blisko domu, w sklepie „Społem” przy ul. Zgierskiej 38. Miło wspominała tę pracę. Zachowało się wiele zdjęć ze spotkań z kolegami i koleżankami ze sklepu. Panu Teodorowi coraz trudniej było w czasach komunizmu prowadzić prywatny zakład krawiecki. Zaczął więc pracować w zakładach im. Marchlewskiego...

Rodzina Jurkiewiczów z Bałutami związana jest od lat. Seniorami tego rodu byli Zofia i Wawrzyniec. Niestety, Wawrzyniec odszedł młodo z tego świata. Rodzinę musiała utrzymywać Zofia. Ale była kobietą przedsiębiorczą. U schyłku życia, w 1915 roku, wybudowała na Bałutach dom. Żyła z czynszu, jaki płacili lokatorzy.

Zofia i Wawrzyniec mieli dwie córki. Maria wyszła za mąż za Ludwika Smolika. Natomiast Aniela poślubiła Józefa Owczarka.
Józef Owczarek był człowiekiem zamożnym, ale nie żył tylko dla siebie. Przekazał Łódzkiemu Chrześcijańskiemu Towarzystwu Dobroczynności plac przy ul. Lutomierskiej. Natomiast siostra jego żony Maria Smolik została mariawitką. Zachowało się posiadane przez nią Pismo Święte Nowego Testamentu, wydane w 1928 roku przez kościół mariawitów. Jej mąż Ludwik był czeladnikiem kowalskim. Jak mówi rodzinna tradycja, pracował przy wykonaniu ozdobnej, kutej bramy do fabryki Izraela Poznańskiego.

Franciszka, córka Marii, wyszła za mąż za jednego z lokatorów, Andrzeja Zachariasza. Uchodził za bardzo eleganckiego mężczyznę. Do dziś zachował się jego melonik i binokle. Państwo Zachariaszowie nie mieli dzieci. Część domu odziedziczyła po nich siostra Franciszki. Helena i jej mąż Franciszek Michałowski. W czasie wojny musieli opuścić dom na Bałutach, gdzie utworzono getto. Do dziś rodzinie nie udało się go odzyskać...

Syn państwa Michałowskich, zmarły w 1972 roku Ludwik, był właścicielem dwóch pięknych psów rasy dog. Bardzo lubił się z nimi fotografować. Jeden z psów był wyszkolony. Z wiaderkiem w pysku szedł na pobliski rynek przy ul. Bazarowej, by kupić skrawki mięsa. Gdy długo nie wracał, pan Ludwik wiedział, że jakiś sprytny bałuciarz chciał pewnie odebrać psu zakupy. Ten oddawał wiaderko, ale zaraz potem przyduszał złodzieja do ziemi i czekał na swego pana. Tylko on mógł uwolnić mieszkańca Bałut z objęć doga...

Na Bałutach mieszkała też rodzina Stępniaków. Senior rodu Roch ożenił się z Marianną. Urodził się im syn Stefan. Roch pracował na poczcie. Urzędnik pocztowy był wtedy bardzo poważanym zawodem. I dobrze płatnym. Nic więc dziwnego, że za odłożone pieniądze Roch Stępniak kupił plac na Bałutach, przy ul. Wrześnieńskiej. Wybudował na niej drewniany dom. Jego syn zaczął się uczyć w gimnazjum im. Piłsudskiego. Ale ojciec umarł i 14-letni Stefan musiał iść do pracy. Koledzy Rocha załatwili chłopcu posadę na poczcie. Potem młody Stefan został powołany do wojska. Służył w Grudziądzu. Walczył podczas wojny polsko-bolszewickiej. Po wojnie wrócił do Łodzi, mieszkał na ul. Wrześnieńskiej i pracował na poczcie. Został kierownikiem wagonu pocztowego. W czasie II wojny światowej rodzinę Stępniaków wysiedlono na ul. Kaszubską. Na Bałuty wrócili po wojnie.

Stefan Stępniak miał dwoje dzieci: Hannę i Stanisława. Hanna uczyła się w szkole TPD przy ul. Limanowskiego. Potem skończyła medycynę na łódzkiej Akademii Medycznej. Wspominała, że gdy wracała wieczorem z zajęć, tata wychodził po nią na przystanek. Stojący w bramach bałuccy chłopcy uspokajali go.

- Nic pani córce się nie stanie, ona jest stąd, może czuć się bezpiecznie! - zapewniali pana Stefana.

Państwo Stępniakowie jako pierwsi na ulicy stali się właścicielem telewizora. Nazywał się „Zefir” i wzbudzał powszechny podziw. Sąsiedzi odwiedzali Stępniaków, obowiązkowo z własnymi krzesłami, by obejrzeć ciekawe programy.

Kiedyś na ul. Wrześnieńskiej pojawili się filmowcy. Kręcili „Stawkę większą niż życie”. Domek Stępniaków bardzo im się spodobał, a zwłaszcza znajdujący się w środku kredens. Skończyło się na tym, że w odcinku „Edyta” możemy oglądać drewniany ganek domu państwa Stępniaków. Dom został zburzony w 1973 roku, kiedy w okolicy budowano bloki...
Wszyscy wiedzą, że słynnego kapitana Hansa Klossa, głównego bohatera wspomnianej „Stawki większej niż życie”, grał Stanisław Mikulski, zmarły w listopadzie ubiegłego roku popularny aktor. Stanisław Mikulski lubił podkreślać, że jest chłopakiem z Bałut. Urodził się tam 1 maja 1929 roku.

- Przyszedłem na świat przy ulicy Lutomierskiej, mieszkałem na Limanowskiego - mówił nam w wywiadzie Stanisław Mikulski. - A gdy wybuchła wojna, gdy w tej części Bałut utworzono getto, to przenieśliśmy się do Śródmieścia. Mieszkaliśmy na rogu Narutowicza i Sienkiewicza, tuż przy łódzkiej telewizji.

Kiedy wybuchła wojna, Stanisław Mikulski miał 10 lat. Jak opowiadał nam, chodził już do szkoły i sporo pamiętał z tamtych czasów. We wrześniu 1939 roku miał iść do czwartej klasy szkoły powszechnej. Mieściła się ona najpierw na rogu ul. Hipotecznej i Limanowskiego.

Na Bałutach rodzina Mikulskich mieszkała w czynszowej kamienicy.

- Pamiętam, że miała dwa piętra - wspominał jeden z najpopularniejszych polskich aktorów. - Nasze mieszkanie nie było wielkie. Ojciec Jan był tkaczem, mama Helena pracowała jako tkaczka. Mieliśmy tam bardzo skromne warunki. Kiedy przenieśliśmy się w czasie wojny do centrum Łodzi, to zmieniły się nam warunki mieszkaniowe. Na lepsze. Dostaliśmy pokój czy dwa, ale było to większe mieszkanie niż to w kamienicy przy Limanowskiego. Mieszkaliśmy w czwórkę, czyli rodzice i ja z siostrą. Potem, po śmierci dziadka, wprowadziła się do nas babcia. Dziadek zmarł w 1939 roku. Już w piątkę przeprowadziliśmy się na ulicę Narutowicza.

We wspomnieniach aktorach zachował się wspaniały obraz Bałut, czas beztroskich, dziecięcych zabaw.

- Bawiliśmy się w kowbojów, strzelaliśmy do siebie - opowiadał. - Mówiliśmy po „angielsku”. Był to taki bełkot, naśladujący nieudolnie ten język. A wzięło się to z naszych wizyt w kinie. Chodziliśmy tam chętnie na zagraniczne filmy. Nie rozumieliśmy słowa, z tego co mówią aktorzy. Były napisy, ale my jeszcze nie potrafiliśmy dobrze czytać. Naśladowaliśmy więc później język aktorów. Pamiętam, że w czasie zimy próbowałem na naszym podwórku jeździć na łyżwach. Na podwórku był ściek kanalizacyjny. On zimą zamarzał. Tam próbowałem jeździć na łyżwach.

Na wystawie w Muzeum Miasta Łodzi można obejrzeć obrazy Jana Filipskiego, absolwenta warszawskiej szkoły sztuk zdobniczych i malarstwa. Był malarzem amatorem. Pochodził z Warszawy, do Łodzi przyjechał w 1946 roku. Mieszkał w niej do śmierci. Na swoich obrazach przedstawiał bałuckie domy, uliczki.

- Chcę ocalić od zapomnienia obiekty historyczne, zabytkowe, ale głównie dzielnice łódzkiego proletariatu odchodzące w zapomnienie - mówił o swej twórczości Jan Filipski. - Szare kamienice, parterowe drewniaki,. Płoty poczerniałe od starości, podwórka i ogródki. Bałuty pełne dawnego smutku, nostalgii...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki