Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bartosz Zmarzlik „Zza kulis Orlen Teamu”: Najpierw pękł... tysiąc, a potem był defekt i przymusowy spacer (felieton)

Bartosz Zmarzlik
Bartosz Zmarzlik (kask czerwony)
Bartosz Zmarzlik (kask czerwony) Lech Muszyński/PAP
Tysiąc biegów w lidze to oczywiście dużo. W sumie, jak sobie o tym pomyślę, to trochę tych kółek w życiu człowiek już się nakręcił, a przecież cały czas jestem młody. Ba, nie tylko w moim otoczeniu słyszę głosy, że dopiero teraz wchodzę w optymalny wiek dla żużlowca. A co za tym idzie - wszystko, co najlepsze w sportowej karierze, powinno być wciąż przede mną, nie zaś za mną. W każdym razie ja właśnie tej wersji zamierzam się trzymać.

Na pewno taki jubileusz jest fajny, ale to tylko liczby, statystyki. A po prawdzie - najbardziej liczy się to, co człowiek czuje, kiedy rozwija prędkość do ponad 100 km/h. Oczywiście wygrałem swój tysięczny wyścig w lidze polskiej, jednak na pewno, wyjeżdżając na tor, o tym nie myślałem. Nie wiedziałem w ogóle, że już tyle wyścigów za mną. To miłe, że ktoś to liczy. Na pewno kiedyś będzie można to powspominać. Stosowny czas na rozpamiętywanie przyjdzie jednak dopiero wówczas, gdy przestanę się ścigać. Teraz nie ma sensu się rozpraszać.

Startuję w lidze polskiej od 2011 roku. To naprawdę dużo czasu. Cały czas chcę się rozwijać, poprawiać, szukać nowinek, które pomogą mi być jeszcze lepszym. Ostatnimi czasy dużo ludzi mówi, że zdobyłem wszystko i że nie można już się bardziej rozwijać. To nieprawda.

Zawsze za każdą zmianą idzie coś nowego. Człowiek uczy się nowych rzeczy, musi pokombinować z nowymi ustawieniami, odzyskuje ekscytację. Nie lubię stagnacji. Cały czas musi się coś dziać, bo po prostu nie lubię nudy.

Zresztą, o czym już zdaje się wspominałem, speedway to taki sport, że regulować trzeba nie tylko silniki i generalnie ustawienia w motocyklu, ale też siebie. I to nieustannie. Nie zapominam o tym i na bieżąco szukam optymalnych „przełożeń” we własnym organizmie. Bo taka po prostu jest konieczność: nie tylko po to, żeby nie popaść w rutynę, a z czasem nie zardzewieć.

Pisząc te słowa, byłem w Danii na finałach FIM Speedway of Nations. W środę, 27 lipca, startowaliśmy w pierwszym półfinale, z którego do finału wchodziły trzy zespoły. Ależ to były ciężkie zawody! Zaczęliśmy nawet nie najgorzej, ale im dalej w las, tym problemy narastały. Szukałem optymalnych ustawień przez całe zawody, wykonaliśmy naprawdę gigantyczną pracę. Dopiero w biegu barażowym, w którym pokonaliśmy Niemców, udało się awansować do finału. I to pokazuje dobitnie, że w żużlu cały czas trzeba mocno pracować, szukać, bo jeden bieg może zniweczyć cały twój plan.

Pogoda w Danii, o dziwo, była bardzo dobra. Co prawda, gdy jechaliśmy w półfinale, było przeraźliwie zimno, jednak kolejne dni były już bardzo słoneczne. Ja oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie zabrał do busa roweru. W czwartek byłem na samotnej przejażdżce po okolicy, jednak zanotowałem „defekt”: pękła mi dętka na 30. kilometrze i musiałem wracać spacerkiem. Na szczęście po drodze znalazłem sklep rowerowy i momentalnie mój pojazd wrócił do żywych.

W piątek pojawiliśmy się znowu na stadionie, żeby wspierać juniorską kadrę Polski w walce o złoty medal. Wcześniej jednak umówiłem się z Taiem Woffindenem, Maciejem Janowskim, Mikkelem Michelsenem i Frederikiem Jakobsenem - oczywiście - na… wycieczkę rowerową po Danii. Naprawdę lubię kolarstwo. Jak mam do wyboru bieganie albo rower, to oczywiście zawsze wybiorę rower. Na taką formę aktywności absolutnie nie trzeba mnie namawiać - to dla mnie prawdziwa przyjemność. Cóż, w Tour de Pologne na pewno już nie wystartuję, za późno na tak radykalne przebranżowienie, ale z przyjaciółmi z żużlowych torów jeszcze z pewnością nieraz wspólnie utworzymy… peleton.

Bartosz Zmarzlik

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Bartosz Zmarzlik „Zza kulis Orlen Teamu”: Najpierw pękł... tysiąc, a potem był defekt i przymusowy spacer (felieton) - Sportowy24

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki