Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bez wojny i powszechnej mobilizacji. Zachowawcza mowa Putina

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
Władimir Putin w otoczeniu weteranów
Władimir Putin w otoczeniu weteranów kremlin.ru
Zarówno defilada zwycięstwa na placu Czerwonym, jak i przemówienie Władimira Putina, wypadły dość skromnie. Nie było wielkiego pokazu wojskowej siły i nie było ogłoszenia zwycięstwa nad Ukrainą. Zarazem Putin nie poszedł jednak naprzód, nie ogłosił stanu wojny z Ukrainą i co za tym idzie, powszechnej mobilizacji.

Przemówienie Putina ocenić można w pewnym sensie jako oznakę niezdecydowania. A więc i słabości. Z jednej strony, wszyscy pamiętamy, że od tygodni różne decyzje rosyjskie na ukraińskim froncie tłumaczono tym, że Kreml żąda sukcesu, którym można by się pochwalić 9 maja. Tymczasem okazało się, że nawet propaganda moskiewska nie jest w stanie nic takiego wymyślić po ponad dwóch miesiącach „operacji specjalnej”. Ostatnią deską ratunku miało być zdobycie Mariupola – ale bohaterscy obrońcy Azowstalu pokrzyżowali i ten plan putinowskich spin-doktorów. Z drugiej strony, skoro „nie idzie”, to trzeba chyba wzmocnić wysiłek wojenny? Stąd nie brakowało opinii ekspertów i prognoz rządów i wywiadów różnych państw, że 9 maja Putin może wykorzystać jako świetną okazję do zrobienia kolejnego kroku: wypowiedzenia formalnie wojny Ukrainie i ogłoszenia powszechnej mobilizacji w Rosji. Ale jak widzieliśmy i słyszeliśmy, tego elementu w przemówieniu Putina też zabrakło. Prezydent Rosji zasadniczo powtórzył wszystkie tezy już raz wyartykułowane pod koniec lutego, gdy uzasadniał napaść na Ukrainę. Właściwie nic nowego w przekazie Putina, a więc państwa rosyjskiego, nie pojawiło się, co może sugerować zmianę podejścia do operacji ukraińskiej – wystąpienie pod murami Kremla potwierdza raczej, że Rosja przyjęła ostatecznie strategię długotrwałej i wyniszczającej wojny z Ukrainą (oraz głębokiego konfliktu z Zachodem).

Bez zwycięstwa

Obchody 9 maja od tygodni zapowiadano jako świetny moment, by ogłosić zwycięstwo. Najpierw miało to być pokonanie całej Ukrainy i być może nawet triumfalny przemarsz ulicami Kijowa. Jednak szybko okazało się, że definicję „zwycięstwa” trzeba będzie zredukować. Najpierw miało się nim stać „całkowite wyzwolenie Donbasu”. Pod tym hasłem zmieniono cele kampanii, zmieniono dowództwo, zaś gros sił rzucono na południowy wschód Ukrainy. Sęk w tym, że kilka tygodni ofensywy było za mało, by osiągnąć granice administracyjnej obwodów donieckiego i ługańskiego. W tej sytuacji już od pewnego czasu mówiło się, że „zwycięstwem” będzie zajęcie Mariupola – miasta oblężonego już w ostatnich dniach lutego. Ale i to się nie udało, mimo zaciekłych ataków rosyjskich w ostatnich dniach. Było widać, jak bardzo chcą zdobyć Azowstal przed 9 maja. Tak więc Putin nie miał pod murami Kremlami niczego w ręku, co mógłby przedstawić jako sukces.

Bez aneksji „Taurydy”

W ostatnich tygodniach pojawiło się dużo sygnałów, że Rosja utrwala swoją obecność na okupowanych terenach południa Ukrainy. Pojawiły się doniesienia, że może być przeprowadzone „referendum” o powstaniu „Chersońskiej Republiki Ludowej”. A być może nawet „referendum” na kształt tego krymskiego w 2014 roku – czyli z opcją „przyłączenia się do Federacji Rosyjskiej”. Spekulowano, że okupowane obwód chersoński i południowa część zaporoskiego zostaną połączone w jeden podmiot (Tauryda – nawiązująca nazwą do carskiej guberni) z Krymem. Nic takiego jednak nie nastąpiło, a i pojawiające się przypuszczenia, że Putin ogłosi coś związku ze statusem ziem okupowanych, też się nie ziściły.

Bez oficjalnej wojny

Wobec niepowodzeń „operacji specjalnej”, widząc, że posiadanymi środkami nie da się pokonać Ukraińców, Putin miał nawet zdecydować się na ogłoszenie oficjalnie wojny z Ukrainą. Takie spekulacje pojawiać zaczęły się około dwóch tygodni temu. Ostrzegały przed tym źródła wywiadowcze ukraińskie, ale i zachodnie. Taką opcję brali pod uwagę eksperci. Jednak Władimir Putin nie zdecydował się na taki krok. Dlaczego? Wydaje się, że jednak na Kremlu zwyciężyła koncepcja prowadzenia wojny pozycyjnej, ograniczonej terytorialnie, wojny na wyniszczenie przeciwnika – to nie wymaga jednorazowego ogromnego wysiłku organizacyjnego całego państwa. Już przecież ponoszącego ogromne koszty kampanii (ok. 900 mln dolarów dziennie – i to bez uwzględnienia skutków sankcji). Po drugie, taka decyzja mogłaby wpłynąć – choć nie od razu – na zmianę nastawienia Rosjan do konfliktu i reżimu. Dopóki wojnę ogląda się w telewizorach, łatwo ją popierać.

Bez powszechnej mobilizacji

Ogłoszenie stanu wojny wiązać się miało z ogłoszeniem powszechnej mobilizacji. Nie jest tajemnicą, że Rosji brakuje sił ludzkich, by zdobyć wyraźną przewagę nad Ukrainą i poczynić większe postępy terytorialne. Należy pamiętać, że armia rosyjska jest skonstruowana w taki sposób, że pełnię swej siły (głównie mowa o liczebności) jest w stanie wykazać tylko w dużej regularnej wojnie. Nie w „operacji specjalnej”. Dlaczego więc Putin nie zdecydował się na ten krok? Po pierwsze, z obawy przed reakcją społeczeństwa. Co innego wysyłać na wojnę „kontraktników”, co innego tysiące wyciągniętych z domów obowiązkiem rekrutów. Miałoby to zresztą też negatywny wpływ na gospodarkę. Po drugie, przy założeniu wojny długiej i nie na pełną skalę, nie potrzeba miliona ludzi. A ukryta mobilizacja już jest prowadzona. W ten sposób generałowie mogą pozyskać w najbliższych miesiącach nawet 150-200 tys. ludzi.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Bez wojny i powszechnej mobilizacji. Zachowawcza mowa Putina - Portal i.pl

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki