Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezrobotne szwaczki z regionu łódzkiego nie chcą pracować

Piotr Brzózka, Alicja Zboińska
Pracodawcy nie mogą znaleźć szwaczek do pracy, podczas gdy w pośredniakach zarejestrowane są tysiące osób tej profesji
Pracodawcy nie mogą znaleźć szwaczek do pracy, podczas gdy w pośredniakach zarejestrowane są tysiące osób tej profesji Mikołaj Suchan/Polskapresse
5,4 tysiąca bezrobotnych szwaczek zarejestrowanych jest w pośredniakach w Łódzkiem. Tymczasem tablice ogłoszeń uginają się od ofert dla osób trudniących się tym zawodem, w Łodzi można nawet spotkać na ulicach banery z napisem "zatrudnię szwaczki". Bo choć armia bezrobotnych szwaczek jest gigantyczna, pracodawcy narzekają na brak rąk do pracy. Jak to możliwe?

Halina Przybylska do swojego zakładu w Łodzi poszukuje czterech szwaczek. Zatrudni je od zaraz. Oferuje legalną pracę na etatach, w jej szwalni szyte są sukienki i tuniki. Jedyne wymagania pod adresem kandydatek to znajomość ściegów owerlok i stebnówka.

- Znalezienie chętnej osoby to nie lada wyzwanie - mówi pani Halina. - Ostatnio zgłosiła się do mnie pani, którą skierował urząd pracy. Miała piętnastoletnie doświadczenie w pracy w tym charakterze. W ogóle nie była zainteresowana pracą, chciała tylko, by podpisać jej odmowę przyjęcia do pracy. Bardzo się spieszyła, wyglądało na to, że do pracy na czarno. Szukała pretekstu, by nie podjąć zatrudnienia. Tymczasem osoba z rocznym, maksymalnie dwuletnim doświadczeniem jest w stanie bez problemu wykonywać tę pracę - dodaje Halina Przybylska.

W Polsce jest 30 tysięcy bezrobotnych szwaczek, z tego przeszło jedna szósta w Łódzkiem. Połowa z nich jest bezrobotna długotrwale, czyli powyżej 12 miesięcy. Wiele w rejestrach figuruje latami.

Bogusław Słaby ze Związku Przedsiębiorców Przemysłu Mody Lewiatan zaznacza, że część z zarejestrowanych szwaczek faktycznie nimi nie jest, bo choć pracowały w szwalniach, to jako prasowaczki albo pakowaczki. Ale słaby przyznaje, że wiele osób, figurujących w rejestrach, nie jest zainteresowanych legalną pracą, bo ma inną, tyle że na czarno.

Ale problemem jest też brak wykwalifikowanej kadry, szwaczki pracujące przed laty w dużych zakładach miały wąską specjalizację, były np. specjalistkami od rękawów i brakuje im ogólnych umiejętności, nie potrafią uszyć całego stroju.

Niskie kwalifikacje wielu kandydatek potwierdzają właściciele zakładów odzieżowych. Ale nie chodzi tylko o kandydatki, które pamiętają pracę w zakładach starego typu, lecz i o bardzo młode osoby, których nikt nie nauczył pracy.

W Łodzi działa Zespół Szkół Przemysłu Mody, który uczy wielu ciekawych profesji, ale nie przygotowuje do zawodu szwaczki. Co więcej, dyrektor szkoły Halina Włodarczyk mówi, że nie robi tego obecnie nikt w Łodzi. Pod tym samym adresem, przy ul. Naruszewicza 35, istniał wprawdzie zespół szkół z zawodówką kształcącą szwaczki, ale został zlikwidowany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki