18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bioenergoterapeuci - uzdrawiacze ciał czy lekarze dusz?

Matylda Witkowska
Bioenergoterapeuta Jerzy Niewiadomski uzdrawia za pomocą dotyku, a nawet przez telefon
Bioenergoterapeuta Jerzy Niewiadomski uzdrawia za pomocą dotyku, a nawet przez telefon Maciej Stanik
Według jednych bioenergoterapeuta potrafi: uleczyć kulejącą krowę na odległość, zagoić rany u cukrzyka, wyciągnąć człowieka z depresji. Według innych: może też ściągnąć na człowieka szatańskie moce i tchnąć zło w jego duszę. Według lekarzy: nie potrafi nic poza sprawną autosugestią. 40 lat po uzdrowicielu Harrisie bioenergoterapia wciąż budzi skrajne emocje, zwłaszcza w łódzkim Kościele.

Dla Jerzego Niewiadomskiego z Łodzi, prezesa Stowarzyszenia Bioenergoterapeutów Mazowsze, przygoda z uzdrawianiem zaczęła się przez przypadek.

- Rozmawiałem ze znajomą osobą i nagle spontanicznie klepnąłem ją w ramię. Po dziesięciu minutach spytała, co jej zrobiłem. Zacząłem ją przepraszać, ale okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. W tym miejscu od dawna czuła ból. Po moim dotknięciu przestało boleć - opowiada.

Z czasem został dyplomowanym bioenergoterapeutą. Pacjentów przyjmuje w gabinecie na łódzkim Radogoszczu, energię wysyła też na odległość albo przez telefon.

O tym, że to naprawdę działa, jest przekonana Barbara Polska, jego pacjentka, mieszkanka wsi w Lubelskiem.

- Kiedyś zwichnęłam sobie nogę. Poszłam do lekarza. Przepisał jakiś roztwór, w którym miałam moczyć nogę, ale to nie pomagało. Ale, jak to na wsi, ciągle musiałam gdzieś chodzić - mówi.

W jednym z czasopism znalazła reklamę łódzkiego bioenergoterapeuty.

- Zadzwoniłam do niego i poprosiłam o pomoc - opowiada.

Ta nadeszła szybko i zdalnie, za pomocą sesji telefonicznych.

- Już podczas pierwszej rozmowy czułam się lepiej, a sesja to było niesamowite uczucie, jakby płynął na człowieka strumień ciepła i wody - relacjonuje pani Barbara. Ból kostki po kilku sesjach minął.

Łódzki bioenergoterapeuta pomagał jej w kilku innych chorobach. Leczył nawet krowy pani Barbary: Precelka i Śmieszkę.

- Precelek miała problem z nogą. Po konsultacji z weterynarzem wyglądało na to, że będę musiała ją sprzedać. Wysłałam zdjęcie krowy do bioenergoterapeuty. Pomogło - relacjonuje właścicielka.

Potem pan Jerzy uzdrowił Śmieszkę, u której weterynarz orzekł problemy immunologiczne.

- Patrzyłam na krowę i wiedziałam, że pan Jerzy zaczął sesję. Od razu poczuła się lepiej - dodaje pani Barbara.

Prezes Stowarzyszenia Mazowsze pamięta jeszcze wiele innych uzdrowień. Raz chorował starszy człowiek, wieloletni pracownik jednego z łódzkich zakładów włókienniczych. Cierpiał na cukrzycę, z tego powodu amputowano mu jedną nogę. Także na drugiej miał niegojące się rany, groziła mu kolejna amputacja…

- Podczas rozmowy z nim odkryłem, że myślami ciągle jest przy swoim zakładzie, któremu poświęcił życie. Nie mógł pogodzić się z myślą, że nowa dyrekcja w kilka miesięcy zniszczyła dorobek pokoleń. To była prawdziwa przyczyna choroby. Kazałem mu zostawić to, co się stało za sobą i zapomnieć. Po kilku sesjach poziom cukru wrócił do normy, rany zaczęły się goić, pojawił się naskórek. Noga została uratowana - opowiada Niewiadomski.

W siatce złych mocy

Opowieści o cudownych uzdrowieniach można by mnożyć. Niestety, nie brakuje takich, którzy po bioenergoterapii poczuli pogorszenie...

- Kilka lat temu dużo pracowałam. Z siedzenia przy biurku i stresów czułam napięcie w karku i bóle pleców. Trafiłam do człowieka, który zajmował się bioenergoterapią i masażem - opowiada pani Teresa, łodzianka.

Po seansie bóle zmalały.

- Terapeuta swoją energią pomagał nie tylko na kolejne choroby, ale też na życiowe problemy. Z czasem zaczęłam się od niego uzależniać - wspomina.
Regularne wizyty coraz bardziej obciążały budżet pani Teresy.

- Na dodatek zaczęłam z niechęcią myśleć o religii. Dziwne, niepasujące do mnie myśli pojawiały się zawsze koło Wielkanocy i Bożego Narodzenia. Byłam przekonana, że wariuję - wspomina łodzianka.

Wtedy pani Teresa pod wpływem zaprzyjaźnionego księdza zrezygnowała z kuracji.

- Zaoszczędzone pieniądze wydałam na zwykłego masażystę. A dziwne myśli zniknęły - zapewnia.

Problemy pani Teresy to jednak nic w porównaniu z mrożącymi krew w żyłach historiami, od których aż roi się na portalach katolickich.

Dominikańskie Ośrodki Informacji o Sektach i Nowych Ruchach Religijnych na stronie badzwolny.eu cytują opisaną przez "Gościa Niedzielnego" historię Krzysztofa Zielskiego, byłego uzdrowiciela z Gliwic.

Pan Krzysztof po przypadkowym spotkaniu z bioenergoterapeutą odkrył w sobie wyjątkowe moce. Zrobił kursy reiki, uzdrawiał pacjentów w gabinecie i usuwał bóle głowy pasażerom, jadącym w tym samym autobusie. Jednak zamiast cieszyć się z sukcesów, zaczął chorować na depresję.

- Cały czas miałem myśli samobójcze. Jechałem samochodem i ciągle słyszałem w głowie: "Skręć w drzewo", "Wjedź pod tira". Moje małżeństwo stanęło na skraju rozpadu - opowiadał "Gościowi Niedzielnemu" Zielski.

Szukając pomocy, trafił do egzorcysty, ale w czasie seansu nagle odsłonił zęby i zaczął warczeć. Nie był też w stanie normalnie wejść do kaplicy. Dopiero po kilku seansach poczuł, że coś z niego "wyszło"…

- Przed kontaktem z bioenergoterapeutami ostrzegają wszyscy egzorcyści - przyznaje ksiądz Marek Bałwas, sam przygotowujący się do tego zawodu.

Jego zdaniem warto zapytać, do jakich sił odwołuje się bioenergoterapeuta.

- Jeśli rzeczywiście uzdrawia mocą Chrystusa, która jest za darmo, to niech leczy za darmo - radzi.

Ksiądz Bałwas, który w wyniku wypadku został jedynym w Polsce kapłanem na wózku inwalidzkim, sam korzystał kiedyś z pomocy bioenergoterapeuty.

- Przyprowadził go lekarz, krótko po moim wypadku. Bioenergoterapeuta miał mieć sukcesy w wybudzaniu ludzi ze śpiączki, jednak ja cały czas się modliłem i nie miał on na mnie żadnego wpływu - wyjaśnia.

Bioenergoterapia wymieniana jest jednym tchem z takimi zagrożeniami duchowymi, jak: wróżenie z kart, wywoływanie duchów, rzucanie uroków i podpisywanie cyrografów z diabłem. Jest jej przeciwny najbardziej znany w Polsce demonolog - jezuita o. Aleksander Posacki. W swoich książkach zarzuca im "ubóstwienie energii, a następnie grzech nieroztropności otwierania się na energię nieznanego pochodzenia".

BHP uzdrowiciela

A jednak Kościół nie zawsze był bioenergoterapeutom przeciwny. W latach 70. ubiegłego wieku wielką popularność zdobył tajemniczy Clive Harris, angielski uzdrowiciel, który seanse organizował bardzo często w kościołach. Potem wielką popularność zdobył rosyjski psychiatra i psychoterapeuta Anatolij Kaszpirowski. W publicznej telewizji organizował seanse hipnotyczne. Występował także w łódzkim kościele św. Teresy. Przyciągał tłumy.

Dwa tygodnie temu łódzki Kościół zelektryzowała wiadomość o mszy, którą w kościele św. Wojciecha na łódzkich Chojnach z okazji XX-lecia swojego istnienia zamówiło Stowarzyszenie Bioenergoterapeutów Mazowsze. Mszę odprawił proboszcz tamtejszej parafii. Kazanie wygłosił zaprzyjaźniony ze środowiskiem bioenergoterapeutów i Polskim Cechem Psychotronicznym ksiądz Wiesław Kamiński, proboszcz łódzkiej parafii św. Apostołów Piotra i Pawła. Jak tłumaczył, nie mógł odmówić prośbie o modlitwę.

Widok setki bioenergoterapeutów i radiestetów ze swoim poświęconym sztandarem w kościelnych ławkach oburzył część katolików. "Szatan się uwiarygodnia przebywając w kościele…" napisał na portalu społecznościowym jeden z duchownych i zaalarmował kurię biskupią. Nie spotkał się ze zrozumieniem.
Obawy duchownego dziwią prezesa Niewiadomskiego.

- Jesteśmy osobami wierzącymi, katolikami. W naszej pracy odnosimy się do energii Boskiej. Jeżeli komuś przynosimy zdrowie i ulgę w cierpieniu, to jak można to porównać do sił nieczystych, szatańskich? - pyta.

Jak to więc działa? Według bioenergoterapeutów, ciało ludzkie składa się z ciała fizycznego i siedmiu ciał energetycznych.

- Zaburzenia przepływu energii , np. stresy, wpływają negatywnie na te ciała, powodując przyszłe choroby. Naprawiając ciało energetyczne, wpływamy na ciało fizyczne - tłumaczy Niewiadomski.

Prezes podkreśla, że członkowie stowarzyszenia nie są samozwańczymi uzdrowicielami, lecz wszyscy mają uprawnienia do wykonywania zawodu, wystawione przez Polski Cech Psychotroniczny.

Zajęcia przygotowujące do egzaminu czeladniczego w zawodzie bioenergoterapeuty odbywają się w siedzibie cechu w Łodzi. Trwają 8 miesięcy i obejmują aż 300 godzin nauki. Oprócz podstaw medycyny, kręgarstwa i ziołolecznictwa, adepci bioenergoterapii poznają też podstawy duchowości hawajskiej - huny, jogi, egzorcyzmów, wychodzenia z ciała, astrologii, czakroterapii i jasnowidztwa. Taka wiedza - zdaniem bioenergoterapeutów - ma pomóc w rozwoju duchowym.

W programie jest też bhp psychotronika. To zbiór zasad i środków, które mają pomóc uzdrowicielowi w chronieniu siebie. Kontakt z energią chorego może być dla niego niebezpieczny. Zwłaszcza początkującym bioenergoterapeutom zdarza się "przyjmować" na siebie ból i choroby innych. Według bhp, należy wtedy "oddać" energię ścianie lub ziemi.

Dyplomowani i pobożni bioenergoterapeuci wzbudzili też zaufanie w łódzkiej kurii.

- Ta część osób, która prosiła o mszę świętą, ma właściwie rozumienie tego co robi, nie odwołuje się do mocy innej niż do Chrystusa - podkreślał w rozmowie z dziennikarzami biskup pomocniczy łódzki Ireneusz Pękalski.

Jak podkreślał biskup, w Kościele nie ma jednoznacznego stanowiska w stosunku do bioenergoterapii.

- Do tej pory nie ma wyraźnej wypowiedzi Kościoła na ten temat. Dlatego rozbieżności się pojawiają, także w łódzkim Kościele - tłumaczył.

Może to tylko sugestia

Prowadzenie sporu o pochodzenie leczniczej energii wydaje się absurdalne lekarzom. Bo - ich zdaniem - żadnej takiej energii nie ma, a jedynym sposobem działania na pacjenta jest sugestia.

- Medycyna trzyma się tego, co jest udowodnione naukowo, a działania bioenergoterapii nikt jeszcze nie udowodnił - mówi dr Grzegorz Krzyżanowski, urolog, wiceprezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi.

W swojej 30-letniej karierze zawodowej nie spotkał jeszcze nigdy pacjenta uzdrowionego przez bioenergoterapeutę.

- Moi pacjenci, z których wielu ma problemy onkologiczne, często pytają mnie, co sądzę o takiej terapii - przyznaje . - Uważam, że można ją stosować pod warunkiem kontynuacji konwencjonalnego leczenia. Niestety, część pacjentów takich gabinetów odwleka pójście do lekarza, co może być bardzo groźne.

Jak więc tłumaczyć przypadki "cudownego" uzdrowienia, opisywane przez pacjentów bioenergoterapeutów. Zdaniem doktora Krzyżanowskiego, jeśli coś działa, to tylko efekt sugestii.

- W medycynie nie zawsze dwa plus dwa równa się cztery. Czasem jest to trzy albo pięć. Są na przykład dwaj pacjenci z tym samym rakiem - jeden zdrowieje, a drugi umiera. Nie mamy pojęcia, dlaczego tak się dzieje. Dlatego medycyna jest taka ciekawa - mówi urolog.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki