Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bohaterski Brajan i inni mieszkańcy Łódzkiego, o których zaczęto mówić po śmierci

Anna Gronczewska
archiwum Dziennika Łódzkiego/materiały policji
Gdyby nie stali się ofiarami morderstw lub wypadków nikt by pewnie nie usłyszał. A tak trafili na pierwsze strony gazet. Tak jak bohaterski Brajan czy policjanci zabici przez strażnika więziennego. Ich groby znajdują się na łódzkich cmentarzach.

Śmierć historyka

Wiele osób odwiedzających Stary Cmentarz przy ul. Ogrodowej zwraca uwagę na grób Tadeusza Hübnera. Gdy umarł miał 25 lat. Na uwagę zwraca zwłaszcza napis na grobie.

- Jako historyk podający dokumentalna prawdę o o tragedii polskiego narodu w latach II wojny światowej został zdradzony po czym w dniach 23-24.III. 1966 r. w skrytobójczej i męczeńskiej śmierci odebrano mu życie, a zbrodni tej dokonali na nim znikczemnieni rodacy – można przeczytać na nagrobku. - Zawsze wierny swym ideałom i etycznym zasadom pracy. Zginął na progu życia w spisku renegatów jako historyk patriota. Pokój Jego świetlanej duszy.

Tadeusz Hübner był absolwentem Uniwersytetu Łódzkiego, starszym asystentem na Wydziale Historyczno – Filozoficznym UŁ. Pracował w Katedrze Historii Powszechnej i Starożytnej Instytutu Historii UŁ. Specjalizował się w historii wczesnośredniowiecznej Anglii. Był uczniem wybitnego historyka prof. Mariana Serejskiego. Po skończeniu w 1963 roku studiów rozpoczął pracę na uczelni.

- Był bardzo zdolnym młodym człowiekiem – wspomina jeden z kolegów ze studiów.- Profesor Sereński wiązał z nim wielką nadzieję. Mimo młodego wieku miał już zaawansowaną pracę nad doktoratem. Był też bardzo zaangażowany politycznie. Należał do Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. Uważam, że był z przekonania komunistą. Rodzice po jego śmierci wytworzyli wokół jego osoby legendę..

Tadeusz Hübner przyjaźnił się z Władysławem Marią Grabskim, młodszym bratem historyka Andrzeja Feliksa Grabskiego. To wnukowie Władysława Grabskiego, ekonomisty i premiera w II RP. Tadeusz często odwiedzał mieszkanie Władysława Marii Grabskiego. Spotykali się w większym gronie i dyskutowali na różne tematy. Po jednym z takich spotkań wyszli przed dom. Dyskusja przeniosła się na ulicę. Jeden z gości Grabskiego, student UŁ miał popchnąć Hübnera. Ten upadł i uderzył głową w krawężnik. „Dziennik Łódzki” z 1966 roku podaje, że na ul. Brzozowskiego doszło do zabójstwa, którego ofiarą padł obywatel Hübner.

- Śmierć nastąpiła prawdopodobnie na skutek uderzenia tępym narzędziem – pisał reporter „Dziennika Łódzkiego”. - Pobieżne oględziny wskazały na uszkodzenia czaszki. Podejrzanym o popełnienie morderczego czynu jest jeden ze studentów UŁ...

Paweł często we Wszystkich Świętych odwiedzając groby najbliższych przechodził koło nagrobka Tadeusza Hübnera. Tata mówił mu, że chodził z nim do I LO im. Kopernika. Czasami widział jego matkę pielęgnującą grób syna...

- Jego rodzice podkreślali, że został w tajemniczy sposób zamordowany – wspomina Paweł. - A on był bardzo prawomyślnym człowiekiem, walczył w PRL-u o prawdę. Miał być aktywnym działaczem opozycji...Tata jednak mówił, że rodzice stworzyli legendę wobec syna, którą pielęgnowali...

Kto zabił Magdę?

Na Starym Cmentarzu znajdziemy też okazały pomnik z postacią dziewczyny. To grób 16-letniej licealistki Magdy Sobczak, która została zamordowana w swoim mieszkaniu przy ul. Piotrkowskiej w Wielkanoc 1962 roku. Magda była uczennicą X LO. Sobczakowie byli znaną w Łodzi rodziną. Stanisław Sobczak prowadził zakład cukierniczy. Jak wynika ze starej książki telefonicznej znajdował się on przy ul. Gdańskiej 101. Ta mała fabryczka produkowała m.in czekoladki. Był więc jak na tamte czasy majętnym człowiekiem. Był właścicielem samochodu marki Warszawa, jeździł na weekendy do Warszawy czy Zakopanego. Żona Maria zajmowała się domem, starsza córka Dorota pracowała w jednym z łódzkich urzędów. Według opowieści koleżanek Magda była bardzo skromną dziewczyną, nie obnoszącą się bogactwem swojej rodziny. Dobrze się uczyła.

W Wielkanoc rodzice Magdy pojechali do Warszawy. Ona została w domu. W starych policyjnych aktach można było przeczytać, że w wielkanocny poniedziałek opalała się na balkonie. Potem wróciła do pokoju i zaczęła czytać „Lalkę”. We wtorek miała jechać na wycieczkę ze swym hufcem... Tego dnia o godzinie 7.00 rano koleżanka Ania zadzwoniła do Magdy, by przypomnieć jej by wzięła aparat fotograficzny, nikt nie podnosił słuchawki. Potem poszła do mieszkania Sobczaków, ale nikt nie otworzył drzwi... Kiedy wieczorem rodzice wrócili ze stolicy znaleźli zwłoki córki. Twarz i piersi były przykryte poduszką. Kiedy zdjął ją przybyły kilka minut później lekarz okazało się, że w piersi dziewczyny tkwi nóż z zastawy stołowej... Do dziś nie udało się ustalić kto zabił łódzką licealistkę...

Zabił ich strażnik

Na Starym Cmentarzu znajdziemy też mogiły Bartłomieja Kuleszy i Wiktora Będkowskiego, których zabił strażnik więzienia w Sieradzu. Trzecia z jego ofiar, Andrzej Werstak, spoczęła na pabianickim cmentarzu. Do tragedii doszło 26 marca 2007 roku. Minęła godzina 8.00, gdy do więzienia w Sieradzu przyjechali policjanci z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. Byli to młodszy aspirant. Andrzej Werstak, sierżant Bartłomiej Kulesza oraz sierżant Wiktor Będkowski, . Mieli zabrać na przesłuchanie do prokuratury jednego z aresztowanych oskarżonych o kradzieże samochodów. Kiedy nieoznakowane policyjne auto opuszczało teren sieradzkiego zakładu karnego z wieżyczki padły strzały. Strzelał 29-letni wtedy strażnik Damian C. Na miejscu zginął 31 Bartłomiej Kulesza i rok starszy Andrzej Werstak. 40-letni Wiktor Będkowski umarł w szpitalu. Ciężko ranny został aresztant, ale jemu udało się przeżyć...Strażnik Damian C. został skazany na dożywocie...

Bohaterski Brajan

Zapis tej rozmowy z dyżurnym Straży Pożarnej jeszcze dziś budzi emocje, do oczu cisną się łzy...

- Pali się u mnie! – krzyczy dziecko.

– Gdzie? – pyta strażak

– Niech pan przyjeżdża!

– A gdzie? Podaj adres!

– Na Dowborczyków. Pali się nasze mieszkanie! (…) – w tym momencie Brajan zaczyna kaszleć, a słuchawkę odbiera ojciec. 

Jego głos jest niewyraźny, dusi się i przekonuje, że sytuacja jest pod kontrolą. Dyspozytor nie wierzy i dopytuje o adres, który mężczyzna w końcu podaje. Chwilę potem na miejscu zjawia się straż pożarna.... [/cyt]

Wydarzyło się to 5 lutego 2005 roku w jednej z kamienic przy ul. Dowborczyków w Łodzi. Dochodziła godzina 14.00. 6-letni Brajan Chlebowski został w domu z chorym na cukrzycę 36-letnim ojcem. Mama była w pracy. Doszło do pożaru. Prawdopodobnie od niedopałka papierosa wrzuconego do torby na śmieci. Ojciec spał..Chłopiec zauważył ogień i zadzwonił po straż. Dzięki temu uratował życie ojca i innych mieszkańców kamienicy. Niestety Brajan pożaru nie przeżył...Zatruł się tlenkiem węgla.
Po śmierci chłopca rodzice podjęli decyzję o oddaniu jego organów do przeszczepów. Dzięki mu Brajan uratował życie kolejnych ludzi. Chłopiec został pośmiertnie odznaczony medalem „Za Ofiarność i Odwagę”. Brajan Chlebowski został pochowany na cmentarzu przy ul. Zakładowej w Łodzi.

Kamila nie żyje..

Na Starym Cmentarzu w Łodzi znajdziemy grób Kamili Idzikowskiej. Jej życie zakończyło się nagle, na schodach kamienicy przy ul. 1 Maja. Studentka Politechniki Łódzkiej zginęła od ciosów nożem, które zadał jej przypadkowo spotkany mężczyzna. Beata Kąkola, pracownica łódzkiego banku, ile razy przychodzi do ojca na cmentarz widzi mogiłę młodej dziewczyny. Znajduje się kilka grobów od miejsca, gdzie spoczął jej tata.

– Grób jest zadbany, leżą na nim kwiaty – mówi Beata. – Ile razy jestem na cmentarzu, to zawsze zatrzymuje się przy nim. Zawsze ciekawiło mnie co się stało, że tak młoda dziewczyna poszła do ziemi?

Tragiczna historia Kamili ma swój początek w piątek, 8 maja 1970 roku. Około godziny 23 Kamila wraca do domu z dwudniowej, studenckiej wycieczki. Jest na piątym roku Wydziału Mechanicznego Politechniki Łódzkiej. Po dwudniowym wyjeździe spieszy się do domu. Razem z mężem, asystentem na jej uczelni, wynajmują mieszkanie w oficynie kamienicy przy ul. 1 Maja 23... Nagle mieszkańcy domu słyszą przeraźliwy krzyk kobiety, która wzywa pomocy. Dozorczyni wyjrzała nawet przez okno. Zobaczyła tylko mężczyznę, który wychodził z klatki, przeszedł przez podwórko i zniknął w bramie. Jeden z sąsiadów zauważa na schodach zakrwawioną dziewczynę. Słaniała się na nogach. Ostatkiem sił doszła do jego kuchni. Usiadła na stołku. On pobiegł dzwonić po pogotowie i milicję. Dziewczyną zajęła się żona. Ułożyła ją na podłodze, ale jeszcze przed przyjazdem pogotowia dziewczyna umarła...

Mijały miesiące, a śledztwo w sprawie zabójstwa Kamili stało w miejscu. Tak było do października 1970 roku. Wtedy to zatrzymano 24-letniego Edwarda F. Na początku nikt nie przypuszczał, że może on mieć coś wspólnego z zabójstwem. Milicjanci zatrzymali go, bo znęcał się nad żoną. Nie było to pierwsze zatrzymanie. Do mieszkania Edwarda przy al. Kościuszki często zaglądali milicjanci. Do awantur byli też przyzwyczajeni sąsiedzi. Wiedzieli, że po pijanemu wybija szyby w domu. Edward pochodził z robotniczej rodziny. Uczył się przez dwa lata w dwuletniej zawodówce, ale rzucił szkołę i pojechał na Dolny Śląsk. Zaczął chodzić do szkoły górniczej. Ale badania wykazały, że ręka którą przed laty złamał nie pozwala mu pracować w kopalni. Usunięto go ze szkoły. On w zemście włamał się do szkolnego budynku i podpalił szafkę z dokumentami. Skazano go za to na rok więzienia. Potem był w wojsku. Milicjanci ustalili też, że jako młody, 17-letni chłopak miał sprawę za gwałt na nieletniej dziewczynie.

Teraz Edward pracował w Łódzkim Przedsiębiorstwie Budownictwa Uprzemysłowionego. Był uważany za bardzo dobrego, sumiennego pracownika. Należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Płacił regularnie składki organizacji partyjnej, nie opuszczał zebrań. Był też honorowym dawcą krwi, jednym z najlepszych w województwie. Od czterech lat był żonaty, miał dwoje dzieci. Początkowo Edward zaprzeczył, że ma cokolwiek wspólnego z zabójstwem studentki Politechniki Łódzkiej. Podaje alibi na dzień zabójstwa. Mówił, że był wtedy u teściów w Łęczycy. Milicjanci nie do końca wierzą w to alibi. Zostaje aresztowany. 3 listopada zeznaje, że zabił Kamilę. Tego dnia świętował imieniny kolegi. Wypili w kilkanaście osób 20 litrów bimbru. Jemu było jednak mało. Szukał restauracji... Po drodze doszło do bójki z dwoma mężczyznami. Edward zaczął uciekać. Schował się na klatce kamienicy przy ul. 1 Maja. Tam na schodach spotkał Kamilę... Nie mógł wytłumaczyć dlaczego ją zabił. Tłumaczył, że był pijany...Przed sądem odwołał zeznania. Skazano go na 25 lat pozbawienia wolności..

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki