Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Boże Narodzenie 2016. Stół operacyjny zamiast wigilijnego, czyli święta na dyżurze [MAGAZYN]

Redakcja
Zawsze, gdy wspominam w domu, że mam dyżur w święta, słyszę błagalnym głosem: a nie może ktoś inny, dlaczego akurat ty? - mówi łódzki chirurg dziecięcy, który pierwszy dzień świąt spędzi na dyżurze w szpitalu

Kiedy my spędzamy czas w gronie najbliższych, śpiewamy kolędy, zasiadamy do świątecznego stołu, a po domu unosi się słodki zapach pierników i czerwonego barszczu, oni muszą być na posterunku. Lekarze, pielęgniarki, ratownicy i pozostały personel medyczny, bez którego szpital lub inna placówka ochrony zdrowia nie mogłaby funkcjonować. W okresie świątecznym będą ratować zdrowie i życie wielu łodzian, być może także naszych bliskich.

Stół wigilijny zamieniają na operacyjny

Kalendarz katolicki obfituje w wiele czerwonych kartek, czyli świąt, które dla większości z nas oznaczają dni wolne od pracy. W ich przypadku jest inaczej. Ktoś dyżurować musi, a grafiki na najważniejsze święta w wielu szpitalach najczęściej ustalane są z dużym wyprzedzeniem.

- I tak zawsze, gdy wspominam w domu, że mam dyżur w święta, słyszę błagalnym głosem: a nie może ktoś inny, dlaczego akurat ty? - mówi jeden z łódzkich chirurgów dziecięcych, który na dyżurze spędzi tegoroczny pierwszy dzień świąt.

Żeby było sprawiedliwie w szpitalach obowiązuje system dyżurowy. - Dzielimy się po 12 godzin, by każdy z nas mógł spędzić chociaż część świąt z rodziną - mówi dr Robert Kłeczek, lekarz dyżurujący w pierwszy dzień świąt w szpitalnym oddziale ratunkowym w szpitalu im. Jonschera w Łodzi.

Dyżur na tym specyficznym oddziale wydaje się być świąteczną karą. Czarny medyczny humor mówi, że SOR przyjmie każdego, jeśli tylko ma siłę czekać. Trafiają tam wszyscy poturbowani, skarżący się na bóle i przywiezieni karetką. Często pijani.

Praca tam to nie tylko medycyna, ale i szybka weryfikacja pokładów własnej cierpliwości. Podział dyżurów wygląda tak: jeden z lekarzy przychodzi w wigilię na rano, kończy na przykład o godzinie 19 i wraca, by zasiąść z rodziną do świątecznego stołu, w jego miejsce wchodzi wtedy drugi dyżurny lekarz, który swój stół wigilijny zamienia na operacyjny. I tak do rana, do następnej zmiany. Problem jest wtedy, gdy świąt jest w nadmiarze, a ludzi brakuje.

- Połówka jednego ze świątecznych dni pozostaje nieobsadzona, więc chyba będziemy losować - żartował w rozmowie ze mną jeszcze przed świętami dr Kłeczek.

Drobne świąteczne śniadanie, chwila rozmowy i do pracy

O czym myśli się podczas takiego dyżuru? Atmosfera w pracy jest inna niż w normalny dzień , bardziej podniosła?

- Przypominając sobie świąteczne dyżury kilka lat wstecz, to faktycznie czuło się święta w powietrzu. Teraz nie ma na to czasu. Liczba pacjentów trafiających do szpitala jest coraz większa i rzadko znajduje się chociaż chwilę, żeby wspólnie zebrać się i pomyśleć w ogóle o tym, że są święta, że to wyjątkowy czas. Staramy się jednak zorganizować dla siebie jakieś drobne śniadanie świąteczne, chwilę porozmawiać, czy podzielić się opłatkiem, ale to są dosłownie minuty i wracamy do pracy - opowiada dr Kłeczek. - Nawet trudno być w tym czasie myślami z rodziną. Wszyscy raczej skupiamy się na pracy i liczymy, że nie trafi nam się ciężko chory pacjent. Nikomu to nie sprawia przyjemności, ani nam, ani pacjentowi, a tym bardziej jego rodzinie. Wiadomo, że na święta też chcielibyśmy mieć trochę spokoju, a jeśli już taki ciężki przypadek dostajemy, nie mamy chwili wytchnienia. Zagryzamy zęby i robimy swoje, by pomóc, by ratować.

ZOBACZ |Wydarzenia minionego tygodnia w Łódzkiem

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Pacjenci „od święta” zapominają, że coś im dolega

Ale i pacjenci wydają się być bardziej wyrozumiali. Nawet upojonych alkoholem jakby mniej. Szpitale nie są jednak puste. W wigilię jeszcze ktoś przyjedzie, ale w pierwszy dzień świąt już rzadziej.

Lekarze, świątecznych pacjentów trafiających do szpitala dzielą na dwie grupy. Pierwsza to ci, których dolegliwości faktycznie nie pozwalają zostać w domu i potrzebują natychmiastowej pomocy specjalisty. Druga grupa jest specyficzna. To zazwyczaj osoby, do których na święta przyjeżdżają rodziny i dochodzą do wniosku, że stan zdrowia bliskiej osoby nie jest najlepszy i potrzebują lekarza. Zaliczają się do niej przede wszystkim starsze osoby, które mieszkają same, często w bardzo złych warunkach.

Medyczny armagedon w szpitalu robi się tuż po degustacji wszystkich świątecznych przysmaków i trunków. Do szpitala zjeżdżają ci tzw. planowi pacjenci, którzy nie chcieli leżeć w szpitalu na święta, ale i chorzy z bólami brzucha.

- To zmieniało się latami. Dawno temu na święta w szpitalu były pojedyncze osoby. Później był taki okres, że zostawała spora część pacjentów, ale nie mówiono głośno, że to są ci „podrzuceni” przez rodziny, choć czasem właśnie takie wrażenie to sprawiało. Dziś już tak nie jest - wspomina dr Kłeczek.

Wigilia bez odpoczynku. Rodzą się dzieci i pracować trzeba

I choć przyszłe mamy wolą mieć wyznaczony termin porodu jeszcze przed wigilią, by na święta być w domu, nie zawsze maleństwo garnie się na świat. Jedną z dwóch położnych dyżurujących w święta w szpitalu im. Madurowicza w Łodzi jest Dorota Linczewska. W zawodzie pracuje od 30 lat i wiele świąt w szpitalu ma za sobą.

- Nie ma świąt, których nie zahaczymy dyżurem. Zawsze jakiś się trafi. Przyznam szczerze, że można się do tego przyzwyczaić, aczkolwiek lepiej znosiłam takie sytuacje, gdy byłam młodsza. Dziś wolałabym posiedzieć z wnukami i całą rodziną - przyznaje pani Dorota, położna. - Ale cieszę się, że w tym roku chociaż wigilię spędzimy razem, bo dla mnie dyżur tego dnia byłby najgorszą z możliwych opcji.

Położne również mają pełne ręce roboty w święta. Jeśli nie ma żadnego porodu, co należy raczej do rzadkości, muszą zajmować się pacjentkami przebywającymi w tym czasie w oddziale.

- Jeśli już wypada nam dyżur w takie dni, staramy się zadbać o to, by atmosfera była przyjemna i świąteczna. Dekoracje robią wiele, lampki czy stroiki, w tle puścimy kolędę, czasami też zostawiamy dla siebie nawzajem symboliczne upominki - mówi Dorota Linczewska.

W drugi dzień świąt nie wysiadamy z karetki

Łatwo nie mają także ratownicy medyczni. Jeśli chorzy nie przyjeżdżają sami do szpitala, najczęściej dzwonią po karetkę. Wtedy z pomocą jadą ratownicy medyczni.

- Święta nie wyróżniają się jakoś szczególnie. Pracy jest dużo, jak każdego dnia, ale na pewno mamy więcej wyjazdów do bólów brzucha - przyznaje Adam Sławnikowski, ratownik w Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi, który w tym roku dyżuruje w Wigilię.

Jak dodaje, tego dnia zazwyczaj między godz. 16, a 18 wszystkie zespoły czekają w bazie. Nie mają wyjazdów, bo mieszkańcy najpewniej dopiero zasiadają do wieczerzy. Zgłoszenia zaczynają napływać wieczorem. I nie kończą się.

- Wiele z nich dotyczy osób, które dostały skierowanie do szpitala jeszcze przed świętami, ale woleli ten czas przeczekać w domu z bliskimi. Niestety, później okazuje się, że stan chorego pogorszył się, dlatego drugiego dnia świąt zazwyczaj nie wysiadamy z karetki. Zdarzało się, że święta niestety kończyły się dla kogoś tragicznie, ponieważ na pomoc było już za późno - mówi ratownik medyczny.

Adam kończy dyżur w Wigilię o godz. 19. Wraca do domu prosto na wieczerzę. - Świadomie wybraliśmy taki zawód, bliscy rozumieją, a gdy wracam nie rozmawiamy o pracy. Wtedy jest czas dla nas - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki