Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bracia czekają, aż ktoś ich w końcu zabierze do domu

Joanna Barczykowska
123rf
Krzysiek ma dziewięć lat, Mariusz pięć. W domu dziecka w Łodzi są ponad dwa lata. Najdłużej ze wszystkich dzieci.

Snują plany na przyszłość. Opowiadają o rodzicach, mimo że nigdy nie mieli prawdziwej rodziny. Krzysiek, starszy z braci, kiedy jedzie z opiekunkami do przedszkola lub do lekarza, pokazuje swój stary dom. Za każdym razem na innym osiedlu. Opowiada o zabawkach i miłych chwilach, których nigdy nie zaznał. Tworzą swój świat - jak wszystkie dzieci z domu dziecka. Opowiadają innym, jak to spędzali czas z mamą, jak jeździli na wycieczki, jak to mieli piękny dom. Ich rzeczywistość była zbyt brutalna, by się do niej przyznawać. Zbyt brutalna, by ją pamiętać.

Krzysiek ma dziewięć lat, a Mariusz pięć. W domu dziecka w Łodzi są od dwóch lat. Najdłużej ze wszystkich podopiecznych. Przeżyli już niejedno rozstanie i niejedno pożegnanie z kolegami z domu dziecka. Oni wciąż tu są. Czekają na swoją kolej i nie tracą nadziei. W domu dziecka, kiedy ktoś z podopiecznych odchodzi do nowej rodziny, organizuje się imprezę pożegnalną. Jest tort, piosenki i miłe słowa. Często są też łzy. Krzysiek i Mariusz uczestniczyli już w wielu takich imprezach. Chcieliby kiedyś przeżyć swoją. Bo jak wytłumaczyć dziec-ku, dlatego to nie po nie przyszli nowi rodzice? Jak wytłumaczyć, dlaczego to nie ono będzie miało w końcu mamę i tatę?

- Bracia trafili do nas dwa lata temu. Mają uregulowaną sytuację prawną. Ich rodzice są pozbawieni władzy rodzicielskiej. Dzieci już od kilkunastu miesięcy są zgłoszone do Ośrodka Adopcyjnego TPD przy alei Piłsudskiego 152. Mimo to nie mieliśmy ani jednych chętnych kandydatów na rodziców. Przez dwa lata nikt się nawet nie zainteresował, a chłopcy są coraz starsi i coraz bardziej potrzebują prawdziwego domu - opowiada pani Karolina, opiekun prawny chłopców z domu dziecka.

Wszystko przez to, że chłopcy są chorzy i choć coraz lepiej się rozwijają i robią duże postępy, to kandydaci na rodziców boją się takiego obciążenia.

Krzyś, starszy z braci, urodził się z zespołem tarczycowym. Ma kłopoty ze wzrokiem. Chodzi jeszcze do przedszkola, ale niedługo pójdzie do szkoły. Mimo lekkiego opóźnienia w rozwoju, bardzo szybko się uczy. To niezwykle uroczy, drobny chłopiec. Ma dziewięć lat, choć nie wygląda na swój wiek. Ma niedobór masy ciała.

- Krzysiek ma też wadę wymowy. Bardzo długo nie mówił w ogóle. Jego biologiczni rodzice nie zajęli się tym problemem. Kiedy chłopiec trafił do domu dziecka w wieku siedmiu lat, zaczęliśmy z nim rozmawiać. Krzysiek ma zajęcia z logopedą. Uczy się kolejnych słów i staje się bardzo gadatliwy - opowiada pani Ewelina, psycholog w do-mu dziecka. - Krzysiek jest bardzo kontaktowy. Najchętniej opowiedziałby wszystko napotkanym osobom. Opiekunki w domu dziecka to jego ukochane ciotki.

Ostatnie dwa lata, choć spędzone w domu dziecka, były dla chłopców prawdziwym przełomem. Zaczęli się uczyć literek, cyferek, piosenek. Ciocie z domu dziecka starają się ich tulić jak najczęściej. Mają tu swój pokój i suche, miłe i ciepłe łóżka. Tego w ich prawdziwym domu nigdy nie było. Opiekunowie nie chcą zdradzać nam szczegółów na temat domu i warunków, w jakich żyli chłopcy.

- To zbyt drastyczne. Oni naprawdę dużo przeżyli. Uczą się życia i świata od początku. Najpiękniejsze jest jednak to, że są tak otwarci i chłonni. Na każdego człowieka patrzą z wielką nadzieją - opowiada pani Ewelina, psycholog. - Moim zdaniem, chłopcy są na najlepszej drodze. Krzysiek, ten starszy, jest jakby przewodnikiem. Młodszy Mariusz robi wszystko co starszy brat. Krzysiek bardzo szybko nawiązuje kontakty. Jest bardzo łagodny i ciekawy świata. Często nas przytula, a jak jesteśmy smutne, to pyta, czy wszy-stko w porządku.

Mariusz ma pięć lat. Też jest opóźniony w rozwoju. Ma niedobór masy ciała i wzrostu, ale nie ma uszkodzonej tarczycy.

- Mariusz bardzo szybko nawiązuje kontakt z rówieśnikami, ale nie mówi jeszcze za dużo. To się jednak szybko zmienia. Mariusz będzie prawie zdrowym chłopcem - mówi pani Karolina, jego opiekun prawny.

Chłopcy są praktycznie nierozłączni. Krzysiek jest niezwykle słodkim dzieckiem. Jego uśmiech rekompensuje opiekunkom wszystkie troski. Mariusz jest bardziej wstydliwy i małomówny, ale bardzo ufny i szczery. Chłopcy bardzo chcieliby, żeby ktoś ich pokochał. Chętnych wciąż jednak brakuje.

Większość kandydatów na rodziców adopcyjnych odrzuca chłopców już po przeczytaniu tzw. teczki. Tam nie ma zdjęć, nie ma uśmiechów i szczerych oczu. Są tylko suche fakty, które odstraszają od chłopców wszystkich potencjalnych rodziców.

- Kandydaci na rodziców nie mogą kierować się emocjami. Muszą podjąć racjonalną i w pełni odpowiedzialną decyzję. Dlatego w teczce nie ma zdjęć. Rodzice też nie spotykają się od razu z dzieciakami -tłumaczy psycholog z domu dziecka. - Nie chodzi też o to, żeby przyszli rodzice decydowali się na dziecko z litości. Zdjęcie byłoby grą na emocjach, a to przy podejmowaniu decyzji na całe życie jest niewskazane.

W teczce chłopców jest opinia psychologa, pedagoga, opinia lekarska i informacje o stanie zdrowia. I to jest ich największy problem. Przyszli rodzice boją się zbyt dużego obciążenia.

- Kandydaci na rodziców też mają swoje preferencje. Większość chciałaby małe i zdrowe dzieci, a niestety w domach dziecka jest coraz więcej dzieci chorych, z zaburzeniami kardiologicznymi czy neurologicznymi. One też potrzebują miłości i rodziny - mówi pani Ewelina, psycholog.

Opiekunowie braci nie tracą nadziei. Chłopcy mocno wierzą, że przeżyją jeszcze swoją imprezę pożegnalną. I zaproszą kolegów na tort.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki