Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bramkarz Widzewa Jakub Wrąbel się żeni. Prosto z boiska do kościoła. Uroczystość w dniu ostatniej kolejki Fortuna 1 Ligi. Zdjęcia

Red.
Fot. Krzysztof Szymczak
Mówi bramkarz Widzewa Jakub Wrąbel: - Czas prywatny spędzam przede wszystkim z narzeczoną, więc wtedy udaje mi się trochę uciec od piłki nożnej. W moim zawodzie ważne są regeneracja i odpoczynek, więc trzeba mieć to na uwadze, wracając z treningu do mieszkania. W wolnych chwilach lubię pograć trochę na komputerze. Ale ostatnio w domu pochłania nas zupełnie inna sprawa. Przygotowujemy się właśnie do ślubu…

Oto wywiad z Jakubem Wrąblem. Materiał powstał we współpracy z Widzewem Łódź

Masz swoje sposoby, żeby zachować pełną koncentrację od pierwszego do ostatniego gwizdka?
- Nie mam problemu z tym, by być skupionym przez pełne 90 minut. Staram się podpowiadać zespołowi. Przesuwam się, rozgrzewam. To wszystko pomaga mi utrzymywać koncentrację i być - również myślami - cały czas w grze. Czekam na swój moment i robię wszystko, by być wówczas gotowym.

A jak to jest poza boiskiem? Masz swoje metody na odpoczynek i relaks?
- Czas prywatny spędzam przede wszystkim z narzeczoną, więc wtedy udaje mi się trochę uciec od piłki nożnej. W moim zawodzie ważne są regeneracja i odpoczynek, więc trzeba mieć to na uwadze, wracając z treningu do mieszkania. W wolnych chwilach lubię pograć trochę na komputerze. Ale ostatnio w domu pochłania nas zupełnie inna sprawa. Przygotowujemy się właśnie do ślubu…

Ślubu? Kiedy?
- Tak, mamy termin zarezerwowany na 12 czerwca tego roku. Dlatego mam nadzieję, że ostatni mecz będziemy mogli zagrać w piątek 11 czerwca (śmiech). Kiedy dopinaliśmy szczegóły, jako piłkarz Wisły Płock, kierowałem się terminarzem ekstraklasy, która kończy rozgrywki w połowie maja. Życie napisało jednak zupełnie inny scenariusz, ale mam nadzieję, że w czasie ślubu będę mógł znów myśleć o ekstraklasie, tym razem już jako piłkarz Widzewa, który wywalczy do niej awans.

Czyli w teorii może być tak, że jeśli ostatnią kolejkę przyjdzie wam grać w sobotę, prosto z boiska będziesz musiał pędzić do kościoła?
- Różnie może się wydarzyć. Nie mogę wykluczyć takiej możliwości, ale mam nadzieję, że do tego czasu sytuacja będzie już dużo jaśniejsza.

Angażujesz się w przygotowania?
- Staram się, ale wiadomo, że za wiele szczegółów odpowiada przede wszystkim moja narzeczona. Pomagam przy tych największych sprawach. Udało nam się zresztą już większość ustalić. Zostały nam tak naprawdę zaproszenia.

Narzeczona jest z tobą w Łodzi? Jak radzi sobie z kolejnymi przenosinami związanymi ze zmianami klubów?
- Tak, od niedawna jest tu na stałe. Myślę, że radzi sobie z tym bardzo dobrze. Przywykła już do takiego życia, także do tego, że regularnie muszę wyjeżdżać z drużyną na mecze. W pewnym momencie w naszym życiu pojawił się na szczęście kot, więc pod moją nieobecność nie czuje się już samotna. Na pewno tęskni za domem, ale staramy się w miarę możliwości odwiedzać rodzinne strony.

Dobrze dogadujesz się z kotem?
- Raczej tak, chociaż w jego życiu jestem jednostką drugorzędną. Na pierwszym miejscu jest narzeczona, która spędza z nim zdecydowanie więcej czasu. Moim sukcesem jest to, że jestem akceptowany, bo lista takich osób jest bardzo krótka (śmiech).

Sprawiasz wrażenie osoby spokojnej i stonowanej, co nie do końca pasuje do stereotypu bramkarza. Jak sobie radzisz z rolą, w którą musisz wejść na boisku, czyli dyrygenta całej formacji defensywnej?
- Przede wszystkim skupiam się na tym, co ważne. Nie przejmuję się sprawami zbędnymi. Stąd bierze się mój wewnętrzny spokój. Na boisku lubię podpowiadać. Mam określoną perspektywę, widzę całe pole od tyłu. Ode mnie zaczyna się akcja. Wiem, jak bardzo ważna jest odpowiednia komunikacja, więc starałem się od najmłodszych lat stale w tym elemencie poprawiać. Żyję meczem, mam dobry kontakt z zawodnikami.

Pracowałeś z wieloma trenerami bramkarzy, m.in. z doskonale znanym kibicom Widzewa Józefem Młynarczykiem. Czy któryś z nich bardziej wpłynął na styl twojej gry?
- Każdy trener ma swoje doświadczenia i różne wymagania, ale podstawy, zwłaszcza bramkarskie, u wszystkich są podobne. Z każdej współpracy zawsze chciałem wyciągnąć dla siebie jak najwięcej. Ale trzeba pamiętać, że sporo zależy też od pierwszego szkoleniowca - od tego, jakiej gry oczekuje od bramkarza, w kontekście np. wychodzenia wysoko, włączania się do gry, podpowiadania kolegom z obrony.

W przeszłości współpracowałeś nie tylko z trenerami, ale też z psychologiem. Czy okazało się to pomocne?
- Gdy byłem w Śląsku rozwiązanie takie zasugerował dyrektor Matysek. Kilka ciekawych rzeczy z tych spotkań na pewno wyciągnąłem, ale była to osoba zajmująca się ogólnie psychologią sportu, a nie piłki nożnej, więc nie miało to aż takiego przełożenia na moją postawę na boisku. Chociaż oczywiście pozwoliło zrozumieć i lepiej poznać pewne mechanizmy psychologiczne.

Czyli cierpliwie czekasz na rozwój wypadków, ale wymarzony plan na czerwiec to ślub i awans do ekstraklasy?
- Oczywiście, to by było coś pięknego. Najlepiej gdyby udało się wywalczyć awans przed ślubem, wtedy postaram się zaprosić na wesele całą drużynę!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki