Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Buddysta wycelował z broni do świadka Jehowy? Ruszył proces

Wiesław Pierzchała
Wiesław Pierzchała
Niecodzienny proces 42-letniego Radosława S., który usłyszał prokuratorskie zarzuty dotyczące „znieważenia i kierowania gróźb karalnych z powodu przynależności wyznaniowej”, zaczął się w poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Łodzi.

Takiego procesu jeszcze nie było. Zwykle w takich przypadkach oskarżonym jest Polak, a pokrzywdzonym obcokrajowiec. Tym razem stało się inaczej, bowiem zarówno oskarżony, jak i jego ofiary są Polakami. Chodzi o to, że buddysta – zdaniem prokuratury - znieważył świadka Jehowy.

Prokurator Monika Fidos zarzuciła wyznawcy buddyzmu Radosławowi S., który odpowiada z wolnej stopy, że 4 września 2019 roku mierzył z broni pneumatycznej do matki i jej syna z powodu ich przynależności religijnej, czyli dlatego, iż należą do Świadków Jehowy. Oskarżony nie przyznał się do winy i odmówił składania zeznań. W tej sytuacji sędzia Tomasz Krawczyk odczytał jego wyjaśnienia ze śledztwa.

Wynikało z nich, że owego 4 września Radosław S. siedział na balkonie na parterze bloku przy ul. Zarzewskiej w Łodzi. Nagle usłyszał sygnał domofonu. Podniósł słuchawkę i usłyszał, że chcą z nim porozmawiać świadkowie Jehowy. Oskarżony odmówił zaznaczając, że jest buddystą i nie życzy sobie spotkania ze świadkami Jehowy. Wkrótce 42-latek usłyszał ponowny dzwonek – tym razem do drzwi. Otworzył je i ujrzał przedstawicieli Świadków Jehowy. Byli to: 45-letnia Agnieszka Ś. i jej 15-letni syn Damian.

Oskarżony nie ukrywał w śledztwie, że był zirytowany i zbulwersowany natarczywością świadków Jehowy, którzy mimo odmowy udzielonej przez domofon znaleźli się po jego drzwiami. Niemniej Radosław S. zaznaczył, że nie kierował broni w stronę przybyszów i nie groził im. Zasugerował też, że świadków Jehowy nasłał na niego znajomy Piotr D., z którym ma na pieńku i który wie, że posiada w domu pistolet pneumatyczny.

Zeznając jako świadek Agnieszka Ś. zaprzeczyła, że została nasłana przez Piotra D., którego w ogóle nie zna. Z jej relacji wynikało, że w ramach swojej działalności ewangelizacyjnej znalazła się pod blokiem przy ul. Zarzewskiej, zadzwoniła do mieszkania oskarżonego i wyjaśniła, że jest świadkiem Jehowy. W odpowiedzi usłyszała brzęczek będący sygnałem, że drzwi zostały odblokowane. Dlatego weszła z synem do klatki schodowej i do drzwi 42-latka już nie dzwoniła, ponieważ była przekonana, że skoro wpuścił ją do bloku, to zapewne chce z nią porozmawiać.
Stąd jej kompletne zaskoczenie wobec tego, co się zaraz stało.

- Drzwi się otworzyły i stanął w nich oskarżony. Wymierzył w moją stronę broń i zapytał czy widzę co to jest. „- Widzę” - odparłam. „No to spier...!” - usłyszałam. Ja i syn byliśmy w szoku. Coś takiego jeszcze nigdy nam się nie przytrafiło. Syn zaczął płakać, a ja byłam w takim szoku, że nie wiedziałam, co mam robić. Najpierw zadzwoniłam do brata Emila z naszego zboru, a potem na policję – zeznała Agnieszka Ś.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki