18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bulzacki: Nie mamy powodów, by bać się Anglików

Marek Kondraciuk
Mirosław Bulzacki
Mirosław Bulzacki archiwum
Z Mirosławem Bulzackim z ŁKS, uczestnikiem meczów z Anglią w 1973 r., rozmawia Marek Kondraciuk:

Co najbardziej utkwiło Panu w pamięci z jedynego zwycięskiego meczu Polski z Anglią, 6 czerwca 1973 w Chorzowie 2:0?
Ale mnie Pan zaskoczył! Wszyscy pytają mnie tylko o Wembley, a przecież tam była kropka nad "i". Kluczem do awansu był właśnie mecz na Stadionie Śląskim. Trzeci raz grałem w reprezentacji, a pierwszy tak ważny mecz. Po porażce w Cardiff z Walią 0:2 trener Kazimierz Górski postawił na mnie i zagrałem w towarzyskich meczach z Jugosławią 2:2 i z Irlandią 2:2. Po raz pierwszy grałem przy stutysięcznej widowni, miałem 22 lata i byłem obok Jurka Kraski najmłodszy.

Bał się Pan Anglików?
W tym wieku człowiek nikogo się nie boi, ale respekt miałem. Starszy kolega z ŁKS Jurek Sadek, który 7 lat wcześniej w Liverpoolu strzelił gola późniejszym mistrzom świata w remisowym meczu 1:1 opowiadał, że Anglicy grają ostro, brutalnie, przepychają się. Wkrótce tego doświadczyłem. "Kocioł czarownic", jak mówiono o Śląskim wrzał. Niesamowite przeżycie.

Krył Pan zawsze środkowego napastnika i w 23 meczach żaden pański "podopieczny" nie strzelił nam gola.
Rzeczywiście, nawet Johan Cruyff, przeciwko któremu grałem trzy razy. To jest taka moja piłkarska wizytówka. Gra ofensywna mnie nie interesowała, najważniejsze, żeby środkowy napastnik nie zdobył bramki.

A jak się grało w Chorzowie przeciwko Martinowi Chiversowi, najpotężniejszemu z Anglików?
Ciężko, bo tacy atleci rzadko trafiali do futbolu. Napracowałem się, ale wygrałem z nim większość główek.

Pamięta Pan wasze pierwsze starcie?
Pierwsze starcie jest zawsze w tunelu. Piłkarze mierzą się wzrokiem, jak bokserzy przed walką. Kto nie wytrzyma presji i pierwszy odwróci oczy to tak, jakby odstawił nogę w starciu. Wiedzieliśmy, że nie można przegrać tej psychologicznej konfrontacji przed wejściem.

Co mówił przed meczem Kazimierz Górski?
Trener nie lubił zbędnego gadulstwa, bo wiedział, że to dekoncentruje. Był oszczędny w słowach. Pamiętam jednak zdanie, które później przeszło do legendy: panowie, im dłużej my jesteśmy przy piłce, tym krócej przeciwnik.

Świetnie pamiętam tamten mecz, ale dopiero dziś uświadamiam sobie, że Anglików ograła wówczas bardzo młoda, niedoświadczona drużyna.
Kraska i ja mieliśmy po 22 lata, Janek Tomaszewski i Jurek Gorgoń po 25, a za doświadczonych uchodzili Włodek Lubański i Kazio Deyna, którzy mieli po 26. Dla mnie to był trzeci mecz w kadrze, dla "Tomka" piąty, a na prawej obronie zagrał debiutant Krzysio Rześny. Pan Kazimierz nie bał się ufać młodym.

Wokół tamtego meczu narosły mity.
Tak wiem, pamiętny pierwszy gol. Robert Gadocha uderzył z wolnego, gdzieś tam nogi dołożyli Janek Banaś i Bobby Moore. Janek mówił w szatni, że chyba dotknął piłkę, ale był taki młyn, że sam nie był pewien. Myślę, że to Banaś zdobył tę bramkę.

Komentator telewizyjny Jan Ciszewski uczynił z Roya McFarlanda brutala, ale na filmie widać, że Anglik nie trafił Włodzimierza Lubańskiego, który doznał groźnej kontuzji kolana.
Tak, to było wejście bezkontaktowe. Włodek źle postawił nogę i stąd uraz, bez winy McFarlanda.

Żółtą kartkę dostał... Lubański, za symulowanie, ale później sędzia Paul Schiller chyba jej nie wpisał do protokołu. Nie wspomina o niej "Encyklopedia piłkarska Fuji".
McFarland pokazywał, że Włodek symuluje, sędzia też tak pewnie myślał, bo kazał mu wstawać, aż sięgnął po kartkę. Później nikt już o niej nie mówił, a kontuzja wyeliminowała Włodka na 3 lata.

Pół bramki, zdobytej przez Włodzimierza Lubańskiego przypisuje sobie żartem ówczesny szef banku informacji Jacek Gmoch. Słusznie?
Chyba tak. Nie było wówczas video, więc Jacek Gmoch robił tysiące notatek. Zauważył, że Bobby Moore ma inklinacje do prowadzenia piłki nawet kiedy nie ma za sobą nikogo, a więc trochę wbrew kanonom. Gmoch wiele razy akcentował to na odprawach i Włodek w odpowiednim momencie to wykorzystał. A że miał - jak to się mówi - "odejście" jak mało kto, więc Anglicy nie mieli szans już go dogonić.

Polscy piłkarze mają kompleks Anglików?
A dlaczego? Kompleks to mogliśmy mieć my, chłopaki zza żelaznej kurtyny, dla których sam wyjazd na Zachód był nie lada atrakcją. A jednak nie było mowy o kompleksach i ograliśmy ich. Kto ma mieć teraz kompleksy, ci którzy mieszkają i zarabiają w Niemczech, Włoszech, Francji i w samej Anglii? Czasem mam tylko wrażenie, że współcześni reprezentanci trochę inaczej niż my pojmują słowo "walczyć".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki