Dramatyczne sceny rozegrały się we wtorek przed południem w łódzkim ośrodku dla trudnej młodzieży. Wychowankowie - chłopcy w wieku 13 - 17 lat - zamknęli się w swoim pokoju na pierwszym piętrze Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego nr 1 w Łodzi. Grozili, że się podpalą lub w inny sposób zrobią sobie krzywdę. Groźby były realne, bo w pokoju chłopcy mieli między innymi nóż, którym przygotowują sobie kanapki.
- Gdy wychowankowie zamknęli się w pokoju, byłam na spotkaniu z prezydentem miasta. Nie miałam pewności, czy są bezpieczni, więc zadzwoniłam po pomoc na numer alarmowy - mówi Izabella Kołecka, dyrektor Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego nr 1 w Łodzi.
Prawdopodobnie wcześniej taki sam telefon wykonał jeden z podopiecznych ośrodka. To on przekazał informację, że cała czwórka chce sobie zrobić krzywdę.
Na miejsce natychmiast wezwano policję i straż pożarną. Strażacy rozłożyli skokochron pod oknem pokoju, w którym zamknęli się wychowankowie, a policjanci rozpoczęli negocjacje z chłopcami. Po kilkunastu minutach młodzi ludzie zgodzili się na rozmowę i opuszczenie pokoju.
Okazało się, że nie chcieli nikomu zrobić krzywdy, a okupacja pokoju i groźby miały być sposobem, by zwrócić uwagę na problem w MOW. Chłopcy bardzo się przyjaźnili i gdy usłyszeli, że mogą zostać rozdzieleni i przewiezieni do różnych ośrodków, zajmujących się młodzieżą, sprawiającą kłopoty wychowawcze, postanowili zainterweniować.
- Swoje zachowanie tłumaczyli tylko obawami przed przewiezieniem ich do różnych ośrodków - mówi kom. Adam Kolasa z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Wychowankowie przyznali, że są zżyci ze sobą i nie wyobrażają sobie, że mogą zostać rozdzieleni.
Najstarszy z chłopców, który zabarykadował się w pokoju, przebywał w łódzkim ośrodku od 2012 roku. Wszyscy trafili tu za demoralizację i lekceważenie obowiązku szkolnego.
To nie pierwszy taki incydent w łódzkim ośrodku. W ubiegłym roku w świetlicy ośrodka zabarykadowało się siedmiu chłopców. Ostatecznie wyprowadzono ich w kajdankach, bo terroryzowali innych wychowanków. Na ciele nastolatków widoczne były ślady pobicia, a dyrektorka placówki musiała wzywać policję.
Sprawa okazała się jednak poważniejsza. Po tym incydencie wychowankowie odważyli się na szczere rozmowy z dyrektorką, której mieli opowiedzieć, że są bici nie tylko przez swoich kolegów, ale również przez opiekunów. Pokłosiem tego było doniesienie do prokuratury o możliwości stosowania przemocy fizycznej przez wychowawców, które na początku tego roku złożyła dyrektorka placówki. Z tego też powodu, do czasu wyjaśnienia sprawy, wstrzymane zostały przyjęcia do ośrodka wychowawczego, a niektórzy wychowankowie zostali odwiezieni do innych placówek. W ośrodku zostało 18 podopiecznych.
CZYTAJ TEŻ:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?