Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Burzliwa historia lotniska na łódzkim Lublinku

Anna Gronczewska
Niedawno minęła 95 rocznica otwarcia lotniska Lublinek. Dziś jest ono Portem Lotniczym im. Władysława Reymonta. Przez te wszystkie lata różne były jego losy...CZYTAJ I OGLĄDAJ NA KOLEJNYCH SLAJDACH
Niedawno minęła 95 rocznica otwarcia lotniska Lublinek. Dziś jest ono Portem Lotniczym im. Władysława Reymonta. Przez te wszystkie lata różne były jego losy...CZYTAJ I OGLĄDAJ NA KOLEJNYCH SLAJDACH archiwum Dziennika Łódzkiego
Niedawno minęła 95 rocznica otwarcia lotniska Lublinek. Dziś jest ono Portem Lotniczym im. Władysława Reymonta. Przez te wszystkie lata różne były jego losy...

Łódź. Lotnicze tradycje od XIX wieku

W Łodzi tradycje lotnicze zawsze były duże. Jeśli weźmie się pod uwagę baloniarstwo, to można powiedzieć, że historia łódzkiego lotnictwa zaczęła się już pod koniec dziewiętnastego wieku. W 1894 roku w parku helenowskim odbył się pierwszy w mieście lot balonem. Był to balon gazowy, na uwięzi. Pierwszy oficjalny pokaz lotniczy dla łodzian miał miejsce w 1910 roku. Samolot systemu Farmana wystartował i lądował na terenie torów wyścigowych w Rudzie Pabianickiej. A za jego sterami siedział rosyjski pilot Siergiej Utoczkin. Jak można przeczytać w „Rozwoju” z 1910 roku, tego dnia miał się odbyć pokaz lotów dwóch aparatów - Bleriota i Farmana, ale z powodu złej pogody, a zwłaszcza silnego wiatru, wystartował tylko Utoczkin na Farmanie. Wykonał on dwa loty nad torem wyścigowym, chcąc wynagrodzić widzom stratę.

- Pokaz lotu Bleriota panów Granda i Barriera odbył się dopiero na drugi dzień – czytamy w „Rozwoju”.

Pierwszy lot nad Łodzią

Pierwszy lot nad Łodzią miał miejsce w 1912 roku. Samolot wystartował w Rudzie Pabianickiej. Kierował nim Polak, hrabia Michał Scipio del Campo. Leciał francuskim aeroplanem Bleriot-XI. Wykonał kilka ewolucji nad torem w Rudzie, po czym poleciał w kierunku dzisiejszego Górniaka, a potem Nowego Rynku(Plac Wolności). Ten lot wywołał wielką sensację wśród łodzian. Kiedy w tym samym 1912 roku zorganizowano Wystawę Rzemieślniczo – Przemysłową łodzianie mogli obejrzeć różne modele samolotów. A w locie prezentował je Wojciech Woyna, jeden z prekursorów lotnictwa w naszym mieście. Podczas pierwszej wojny światowej latał w armii carskiej. Jeszcze przed jej wybuchem w Łodzi organizowano wiele pokazów lotniczych. Między innymi wielkim wydarzeniem były wizyty rosyjskiego lotnika Wasiliewa, specjalizującego się w akrobacjach lotniczych czy też Francuza Alfonsa Poiree. Ten ostatni przyleciał z Warszawy i wylądował na torach wyścigowych w Rudzie Pabianickiej.
Po pierwszej wojnie światowej coraz poważniej mówi się o utworzeniu w Łodzi lotniska. Zaproponowano tereny wyścigów w Rudzie Pabianickiej, ale szybko uznano, że nie jest to odpowiednie miejsce. Ale dalej lądowały tam samoloty, które przylatywały do Łodzi dawać pokazy lotnicze.

Ziemia we wsi Lublinek pod lotnisko

W końcu w 1924 roku zostaje wykupiona ziemia we wsi Lublinek, w południowej części miasta i tam ma być zbudowane lotnisko. Budowa rusza w tym samy roku. Na polu zostaje postawiony drewniany hangar. Pole tak przygotowano, by mogły na nim startować i lądować samoloty. Uroczyste otwarcie lotniska Lublinek miało miejsce 13 września 1925 roku. Niedługo po tym zostaje uruchomiona pierwsza linia lotnicza. Wiedzie z Warszawy przez Łódź do Poznania. Niedługo potem uruchomiono kolejna. Tym razem ze stolicy, przez Łódź do Krakowa. Koncesję na eksploatację linii lotniczej na trasie Warszawa – Łódź – Poznań, oczywiście w obu kierunkach. uzyskała firma „Aeres”

- Tymczasem aeroplany krążą pomiędzy Warszawą i Poznanie z pominięciem Łodzi! - grzmiały gazety. - A ta przecież leży na linii ich lotów!

Łodzianie czują wstręt i obawy

Ale szybko też wyjaśniano przyczyny tego stanu rzeczy. Okazało się, że łodzianie czują „wstręt i przesadną obawę”w stosunku do komunikacji lotniczej. Zaznaczano, że to dziwne zjawisko, bo ta komunikacja przyjęła się w całym świecie! Ci nie chcieli się przekonać. Nie było chętnych na loty, więc samoloty nie miały międzylądowania na Lublinku.
- Ten stosunek do nowego wynalazku przypomina początek kolei żelaznej w Polsce – przekonywali dziennikarze łódzkich przedwojennych gazet. - Gdy pod koniec XIX wieku przeprowadzono pierwsze linie kolejowe to ten wynalazek spotkał się z ogólną niechęcią i nieufnością. Poczciwi gospodarze woleli podróżować dyliżansem lub zwykłym wozem drabiniastym niż „ryzykować” jazdę pociągiem. A przecież podróż z Łodzi do Warszawy aeroplanem trwa tylko godzinę, a do Wiednia sześć godzin!

Brakuje dróg, brakuje lotniska...

Prasa narzekała też, że Łódź to jedno z najbardziej zaniedbanych polskich miast, choć jest drugim co do wielkości w Polsce, po Warszawie.
- Pozbawione dróg możliwych do użytku, ominięte parokrotnie w nowym rozkładzie jazdy pociągów – ubolewał dziennikarz „Echa” w 1929 roku. - Nie ma też komunikacji lotniczej, która we wszystkich większych miastach jest wykorzystywana na każdym kroku, rozwija się z dnia na dzień, oddając nieocenione usługi przemysłowi, handlowi i turystyce.

Wyjątkowy kurs lotniczy

W 1929 roku powstał Łódzki Klub Lotniczy, przekształcony potem w Aeroklub Łódzki. Tworzą go Jan Andrzejewski i Wojciech Matz. Początki były trudne. Nie ma pilotów, sprzętu. Wtedy urodzony w Warcie, kapitan Stanisław Skarżyński, który kilka lat później jako pierwszy Polak przelatuje Atlantyk, doprowadza do tego, że w 1930 roku w Łodzi zostaje zorganizowany kurs lotniczy. Rozpoczyna się w maju, a kończy we wrześniu. Komendantem kursu Przysposobienia Wojskowego Lotniczego w Łodzi zostaje jeden z najsłynniejszych polskich pilotów, porucznik Franciszek Żwirko.

- Był to pierwszy taki kurs lotniczy w Polsce – mówił nam Kamil Nowicki, łodzianin zajmujący się historią miasta. - Szkolono bowiem na nim pod kątem lotnictwa wojskowego. Do tej pory tego nie robiono.

Jadą do Łodzi, by zostać lotnikami

Młodzi ludzie marzący o karierze lotnika zjeżdżają do Łodzi. Szkolą się na samolotach Henriot-28. Oprócz Żwirki latania uczyli ich Paweł Zołotow, Antoni Wolniczek i Antoni Mazurek. Z czasem Aeroklub Łódzki szkolił też szybowników. Jest rok 1938. W Łodzi brakuje odpowiednich warunków. Ale znaleziono je w Borowej Górze pod Bełchatowem, a potem w Dąbrówce koło Zgierza. Szkoleniem szybowcowym zajmuje się Stefan Letki.

Aeroklub Łódzki ciągle się rozwija. Staje się posiadaczem własnego samolotu. To górnopłat Sido-1 o znakach rejestracyjnych SP-ACZ. Z czasem tych samolotów przybywa. Przed wojną AŁ ma ich dziesięć, a także trzy szybowce. Na Zdrowiu, za stadionem Łódzkiego Klubu Sportowego zostaje zbudowana wieża spadochronowa. Tam zaczynają się szkolić łódzcy spadochroniarze. Ich pierwszym instruktorem zostaje Edmund Krzemiński.

Wojna na łódzkim lotnisku

W pierwszych dniach dniach września 1939 roku na Lublinku stacjonowały dwie eskadry samolotów lotnictwa Armii „Łódź”. Kolejne dwie, a także dywizjon, ulokowano na polowym lotnisku Widzew – Zdżary koło Ksawerowa. Lotnisko Lublinek zostało zbombardowane. Zachowała się jednak duża część lotniskowej infrastruktury. Po wkroczeniu do Łodzi Niemcy zaraz zajęli Lublinek. Zaczęto tam gromadzić zniszczone polskie samoloty. Potem stąd startowały niemieckie maszyny, które we wrześniu 1939 roku rozrzucały ulotki nad broniącą się Warszawą. Przez całą wojnę lotnisko zajmowali Niemcy. Rozbudowali je, tworząc m.in. betonowy pas startowy. Przy jego rozbudowie pracowali radzieccy jeńcy wojenni z obozu przy ul. Odrzańskiej. Lotnisko zostało powiększone o 30 hektarów. Zmieniono kierunek startów i lądowań z północy i południa na kierunek wschód - zachód, tak jak przez większą część roku wieją tu wiatry. Utwardzono trawiastą płytę lotniska. Dzięki temu i betonowemu pasowi lądowały tu niemieckie transportowce i bombowce. Uciekający z Łodzi Niemcy zniszczyli w dużej części infrastrukturę lotniska. Ono samo przeszło w ręce wojsk radzieckich. Rosjanie odbudowują lotniczą bazą, kończą też budowę pasa lotniczego rozpoczętą przez Niemców.

- Już po wyzwoleniu Łodzi, w marcu 1945 roku Rosjanie zestrzelili amerykański samolot – opowiadał nam Kamil Nowicki. - Brał on udział m.in. w bombardowaniu Drezna i został uszkodzony. A Rosjanie podpisali umowę z Amerykanami na mocy której w razie konieczności ich samoloty mogły lądować w radzieckiej strefie. Amerykański samolot leciał od strony Zgierza, podobno dawała znać, m.in. wystrzeliwując zielone rakiety, że dzieje się coś złego. Mimo tego został zestrzelony przez Rosjan. Dwóch pilotów zginęło.

Rosjanie opuścili Lublinek w połowie 1945 roku. Zaczyna tu stacjonować 1 Samodzielny Batalion Inżynieryjno-Lotniskowy pod dowództwem kpt. inż. Czibizowa, który został sformowany w Dęblinie. Jego zadaniem było odbudowywanie zniszczonych lotnisk. Z czasem uruchomiono komunikację lotniczą.

- Zniszczenia wojenne stolicy kraju spowodowały, iż pierwsze loty reaktywowanego PLL LOT na liniach krajowych rozpoczęto z łódzkiego Lublinka samolotami DC-3 i Li-2 - mówił nam zmarły w ubiegłym roku Karol Gawora, pilot i instruktor lotniczy. - Komunikacja lotnicza z Łodzią została uruchomiona w dniu 30.11.1945 roku przez otwarcie linii okrężnej Warszawa – Łódź –Kraków – Rzeszów – Lublin – Warszawa. W Łodzi w owym czasie – ze względu na zniszczoną Warszawę – znajdowało się wiele centralnych instytucji, w związku z czym połączenia lotnicze odgrywały bardzo ważną rolę. W kwietniu 1946 roku Łódź otrzymała drugie połączenie lotnicze dzięki uruchomieniu linii Warszawa – Łódź – Poznań – Katowice – Łódź – Warszawa. Linie te funkcjonowały do końca lipca, po czym ze względów paliwowo-technicznych regularna komunikacja została przerwana.

Komunikację lotniczą na Lublinku wznowiono we wrześniu 1946 roku. Otwarto wtedy linię
Warszawa – Łódź – Gdańsk. Z Łodzi można było też polecieć do Wrocławia, Katowic i Poznania. Z czasem też do Krakowa.
- Likwidacja portu lotniczego w Łodzi nastąpiła w styczniu 1959 roku – mówił nam Karol Gawora. - Decyzja ta była podyktowana zmianą polityki względem krajowej komunikacji lotniczej, ale jak zwykle zapadła w stolicy kraju bez porozumienia z władzami wojewódzkimi.

Koniec lotów pasażerskich na łódzkim lotnisku

Express Ilustrowany pisał, ze od 1 stycznia 1959 roku na Lublinku nie ląduje już żaden samolot pasażerski.
- Ministerstwo Komunikacji bez jakiegokolwiek porozumienia z gospodarzem terenu – Radą Narodową miasta Łodzi, wprowadza w życie swój plan likwidacji łódzkiego lotniska pasażerskiego, likwidacji wszystkich połączeń powietrznych Łodzi z większymi miastami kraju. - zauważali dziennikarze. - Czyżby niepopularność jednej tylko linii lotniczej, Łódź - Warszawa miała zadecydować o likwidacji lotniska w Łodzi? Łódź musi mieć lotnisko, musi mieć możność uzyskiwania błyskawicznych połączeń komunikacyjnych z krajem i zagranicą.

Karol Gawora przypuszczał, że prawdopodobnie port lotniczy nie pasował do robotniczego wizerunku miasta i władze komunistyczne wyszły z założenia, że ludzie mogą latać przez Okęcie. Na Lublinku działało już tylko lotnictwo ratownicze. Musiał się z nim też pożegnać Areoklub Łódzki..Jego lotnisko zostaje utworzone w Dąbrówce koło Zgierza, gdzie przed wojną szkolili się szybownicy. Teraz odbywało się tam też szkolenie samolotowe. Ale lotnisko w Dąbrówce było za małe, nie spełniało wymogów bezpieczeństwa. Dlatego Aeroklub Łódzki w 1953 roku przeniósł się pod Aleksandrów Łódzki. Tam miał do dyspozycji pełnowymiarowe lotnisko. Tam też przez 10 lat miał swoją bazę. Jednak w 1961 roku doszło do wielkiego nieszczęścia. Płonie drewniany hangar, a w nich blisko czterdzieści samolotów i szybowców. W 1963 roku Aeroklub Łódzki wraca na Lublinek. Rusza szkolenie pilotów samolotowych dla lotnictwa usługowego i dla Szkoły Orląt w Dęblinie, szkolą się spadochroniarze, młodzież zapisuje się do modelarni.

Lądowanie na trawie

Jak opowiadał nam Karol Gawora w marcu 1951 roku na lotnisku Lublinek doszło do dość niecodziennego wydarzenia.
- W trudnych warunkach atmosferycznych wylądował bojowy samolot odrzutowy MiG-15 nr takt. 410 - za sterami, którego siedział młody pilot podporucznik Jan Jąkała – wspominał pilot Karol Gawora. - Ze względu na krótki pas startowy (1200 m.) pilot wybrał najdłuższą przekątną, wykonując lądowanie na części trawiastej. Następnego dnia z macierzystego lotniska Warszawa - Bemowo przyleciał samolot Po-2 z dwoma pilotami (m.in. dowódcą pułku), którzy zabrali pilota i samolot.
Z Lublinkiem związana jest też katastrofa lotnicza do której doszło dwa lata wcześniej, 15 listopada 1951 roku. Dla pilota Marian Buczkowskiego, ojca Zbigniewa, dziś popularnego aktora miał być to kolejny dzień pracy. Najpierw poleciał do Szczecina, a stamtąd dotarł do Łodzi, na lotnisko Lublinek. Latał samolotami Li-2. Były to maszyny radzieckiej produkcji, ale wykonane na amerykańskiej licencji. Wykonano je na wzór samolotów DC-3, zwanych popularnie Dakotą. Polska dostała w darze od narodu radzieckiego kilkanaście takich Li-2. Wcześniej służyły Rosjanom w czasie drugiej wojny światowej. Były używane jako transportowce. W powojennej Polsce stanowiły główną siłę naszej floty pasażerskiej. Mieściły na pokładzie około trzydziestu pasażerów i członków załogi.

15 listopada 1951 roku łódzkie lotnisko Lublinek tonęło we mgle. Ale to nie mgły bał się pilot Buczkowski. Już lecąc ze Szczecina do Łodzi zauważył, że silnik Li-2 nie pracuje tak jak zawsze. Na Lublinku zgłosił awarię.
– Nie polecę, nie chcę narażać ludzi! – taką wersję wydarzeń przekazaną potem od świadków zna jego syn Zbigniew Buczkowski. Okazało się, że awaria była poważna. Samolot trzeba byłoby wprowadzić do hangaru, a naprawa silnika mogłaby zająć nawet cały dzień. Na to nie było czasu. Tym bardziej, że z Łodzi do Krakowa miał lecieć niejaki towarzysz Stanisław Gryniewski. Funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa, który był kierownikiem administracji w łódzkim Grand Hotelu. Należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Był też międzynarodowym sędzią piłkarskim.

UB-ecy pracujący na łódzkim Lublinku nie chcieli przyjąć do wiadomości, że samolot nie odleci do Krakowa. Gdy pilot Buczkowski dalej mówił o awarii, oni zaczęli twierdzić, że jest reakcjonistą. Wypomnieli mu też przyjaźń z lotnikami RAF-u. Podobno w pewnym momencie UB-ek dostawił do skroni pilota Buczkowskiego pistolet.
– Gryniewski musi być dziś w Krakowie! – wycedził.

Pierwsza katastrofa samolotu LOT po wojnie

Pilot Marian Buczkowski usiadł za sterami Li-2, uruchomił silniki. Około godziny 10.00 samolot wystartował z Lublinka w kierunku Krakowa. Na pokładzie znajdowało się czternastu pasażerów i czterech członków załogi. Samolot rozbił się nad wsią Górki Duże koło Tuszyna. Zaczepił o linię wysokiego napięcia i spadł na ziemię, a następnie stanął w płomieniach. W katastrofie zginęło 16 osób będących na pokładzie, w tym czterech członków załogi.. Była to pierwsza tragiczna katastrofa samolotu PLL LOT po II wojnie światowej w Polsce.

W 2005 roku podjęto decyzję o rozbudowie Lublinka. Do 2100 metrów wydłużono pas startowy, wybudowano nowy terminal. 30 października linia Ryanair uruchomiła regularne loty do Londynu.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki