Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cezary Grabarczyk: Start ułatwiła mi decyzja prokuratury i liczne rekomendacje struktur PO

rozm. Piotr Brzózka
Grabarczyk: cieszę się, że Iwona Śledzińska Katarsińska przyjęła  miejsce, które było jej wcześniej proponowane
Grabarczyk: cieszę się, że Iwona Śledzińska Katarsińska przyjęła miejsce, które było jej wcześniej proponowane Piotr Smolinski/archiwum Polska Press
Rozmowa z Cezarym Grabarczykiem, posłem PO,

Propozycję startu do Sejmu z 1. miejsca listy PO, złożył Pan rektorowi UŁ Włodzimierzowi Nykielowi kilka dni przed tym, jak zarząd krajowy partii zmienił kształt list w całej Polsce. Czyli wiedział Pan już wcześniej, że nie utrzyma "jedynki" dla siebie...
Jestem wiceprzewodniczącym Platformy, blisko współpracuję z przewodniczącą, premier Ewą Kopacz. Pamiętam dobrze jej zapowiedź, która mocno wybrzmiała na konwencji krajowej - powiedziała wtedy, że będziemy poszukiwać nowych twarzy. Gdy dyskutowaliśmy w regionie o kształcie list, nie ukrywałem, że będę szukał kandydata reprezentującego Łódź akademicką. Mamy renomowane uczelnie, które w tym roku obchodziły 70-lecie, jest licząca ponad 100 tys. osób wspólnota akademicka, a do tej pory to środowisko nie gościło na listach PO. Dlatego przygotowując się do przedstawienia nowego kandydata na pierwsze miejsce listy, podjąłem się rozmowy z rektorem Nykielem.

Poszukiwania nowego kandydata to była Pana własna inicjatywa? Przecież chwilę wcześniej zarząd i rada regionu zatwierdziły Pana na pierwszym miejscu listy, a Pan tę jedynkę przyjął.
Ale już w trakcie zarządu rozmawialiśmy o możliwych scenariuszach i ten scenariusz także prezentowałem.

Wspomniał Pan o 100-tysięcznej społeczności akademickiej. To wielka rzesza potencjalnych wyborców, pytanie: czy to tak prosto działa, czy dobrze skalkulowaliście ten ruch? Na pewno Pan zauważył, że kandydatura urzędującego rektora wywołała ogromne kontrowersje - i to delikatnie rzecz ujmując.
Parlament to miejsce, w którym tworzy się prawo. Wiedza ekspercka bardzo się przydaje. Zawsze po wyborach podawane są statystyki, ilu prawników, ilu ekonomistów zasiada w parlamencie. I za każdym razie są narzekania, że jest ich niewielu. A my proponujemy eksperta najwyższej próby, profesora prawa finansowego. W parlamencie jest miejsce zarówno dla osób uprawiających rzemiosło polityczne, jak i dla ekspertów.

A nie jest Panu szkoda profesora? Rektor, człowiek z dorobkiem naukowym, wylądował w politycznym bagnie, w internecie jest hejtowany niczym pospolity polityk.
Jeśli mówimy o debacie publicznej, możemy się zastanowić nad sposobem prowadzenia tej debaty. A pan profesor Nykiel całym swoim dotychczasowym dorobkiem potwierdził, że jest znawcą prawa. I na pewno wzmocni parlament. Pan profesor sam wspominał, że były już wcześniej przypadki, iż urzędujący rektorzy uniwersytetów zasiadali w parlamencie. Nie było wówczas tego rodzaju emocji. Sądzę, że pan rektor, jeśli zostanie obdarzony zaufaniem wyborców, przekona tych, którzy dziś wątpią w zasadność jego uczestnictwa w wyborach.

Mocno musiał Pan prosić rektora o przyjęcie jedynki na liście?
Prof. Nykiel kończy kadencję rektora w przyszłym roku. Jest rodowitym łodzianinem i wydaje się, że nie miał problemu z podjęciem decyzji. Proponujemy wyborcom bezpartyjnego eksperta.

Myśli Pan, że lista PO jest mocna? Patrząc na nazwiska sprzed 4 lat, widzimy, że ubyło dwóch polityków, którzy zrobili najlepsze wyniki, zgarniając we dwójkę ponad 90 tysięcy głosów. Obecni kandydaci są w stanie zdobyć takie poparcie, jak Krzysztof Kwiatkowski i John Godson?
Cały czas prowadzimy dialog z wyborcami, wykorzystujemy nowoczesne internetowe narzędzia, zwracamy się o obdarzenie zaufaniem przez wyborców, zdajemy też sprawozdanie z dokonań. Na liście są posłowie, którzy przez ostatnią kadencję ciężko pracowali, efekty ich pracy widać - choćby ustawę rewitalizacyjną, decyzje dotyczące m. in. twardej infrastruktury, zagwarantowanie pieniędzy na budowę tunelu średnicowego. Czekamy na decyzję o sfinansowaniu drogi S14, mam nadzieję, że zapadnie ona we wrześniu. To wszystko jest efektem pracy parlamentarzystów. Dlatego lista z ich nazwiskami, wzmocniona osobą rektora, jest mocną listą.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Śledztwa ws. pozwolenia na broń C. Grabarczyka i D. Szeligi częściowo umorzone. Źródło: tvn24/X-news

Rezygnacja Pawła Bliźniuka ze startu w wyborach Pan zdziwiła, zasmuciła, może ucieszyła?
Zasmuciła. Wydaje się, że jego szóste miejsce na liście, które było efektem całego ciągu zdarzeń, dawało mu szansę skutecznej walki o mandat. Do Sejmu wchodzili już kandydaci z 7 miejsca na liście.

On chyba mocno wierzył w wyższe miejsce...
Ja do parlamentu dostałem się w wieku 41 lat. Wcześniej podejmowałem jedną próbę, okazała się nieskuteczna. Ale zdobyłem podczas tej próby sporo ciekawych doświadczeń.

Paweł Bliźniuk to bardzo bliski współpracownik Hanny Zdanowskiej - mówi się, że prezydent Łodzi jest mocno niezadowolona z kształtu listy.
Hanna Zdanowska wiele lat bardzo blisko współpracowała ze mną.

No tak, ale nie zmienia to chyba wiele w kwestii niezadowolenia...
Sądzę, że dalej będziemy współpracować. Dla nas obojga rozwój Łodzi jest najważniejszy. Razem od wielu lat zmieniamy miasto. Kilka lat temu podejmowałem decyzje w sprawie budowy dworca Fabrycznego, co dało szansę na powstanie Nowego Centrum Łodzi. Dziś pani prezydent kontynuuje tę pracę.

Młodzi w PO mają prawo czuć się rozżaleni? Bo chyba się czują, robią nawet różne wyliczenia dotyczące swojej sytuacji.
Wyborcy rozstrzygną, doświadczenie czy młodość. Polskie prawo przewiduje, iż każdy wyborca dokonuje realnego wyboru 1 osoby z listy. Ja już kiedyś kandydowałem z 3. miejsca i zakończyłem z najlepszym wynikiem. I kandydowałem z 1. miejsca, kończąc z 3. wynikiem. To znaczy, że wyborcy - w szczególności w okręgu łódzkim - bardzo świadomie dokonują wyborów. Jeśli będą chcieli wybrać młodych kandydatów, np. panią Karolinę Kępkę czy pana Łukasza Kucharskiego, czy inną młodą osobę, wystarczy postawić X przy ich nazwiskach.

Paweł Bliźniuk przeprowadził swoją rezygnację w trybie dyskretnym. A jak Pan ocenia manewr posłanki Iwony Śledzińskiej-Katarsińskiej, która najpierw z hukiem na całą Polskę ogłosiła, że rezygnuje ze startu, a potem zgodziła się kandydować z 4. miejsca - tego samego, które otrzymała pierwotnie.
Cieszę się z jej powrotu na listę, i że przyjęła miejsce, które było jej proponowane wcześniej.

Co Pan wie na temat politycznych planów Pańskiego przyjaciela Andrzeja Biernata.
Sądzę, że on sam w odpowiednim momencie przedstawi plany na przyszłość.

A dobrze się stało, że zrezygnował ze startu w wyborach?
Mogę odesłać do oświadczenia, które wydał. Odnoszę się do jego decyzji ze zrozumieniem.

Nim poznaliśmy kształt list, wielu publicystów wymieniało nazwiska, które nie powinny się na nich znaleźć. Oprócz nazwiska Biernata, także Pańskie było wymieniane, choćby z powodu sprawy związanej z pozwoleniem na broń.
Decyzję o starcie ułatwiła mi ostateczna decyzja prokuratury, umarzająca postępowanie w tej sprawie, stwierdzająca iż nie było winy w moim działaniu. A także pomogły mi liczne rekomendacje ze struktur PO.

Ale jednocześnie prokuratura wciąż wnioskuje o odebranie Panu pozwolenia na broń.
I zapowiedziałem, że poddam się tej procedurze. Natomiast w uzasadnieniu decyzji prokuratury jest informacja, że byłem na strzelnicy i uczestniczyłem w strzelaniu.

Przez długi czas w mediach pojawiały się informacje, że nie odbył Pan egzaminu praktycznego. Dlaczego Pan nie dementował tych doniesień?
Dlatego, że toczyło się postępowanie, a ja miałem status świadka. Przed decyzją umarzającą nie mogłem komentować działań prokuratury. Natomiast dziś w uzasadnieniu umorzenia możemy przeczytać, jakie były fakty. Byłem na strzelnicy i strzelałem.

To za co policjanci dostali zarzuty, dlaczego prokuratura chce Panu cofnąć pozwolenie na broń?
Dlatego, że postępowanie zawierało wady, m. in. odwrotna była kolejność egzaminu. Jak każdy obywatel działałem w zaufaniu do organu prowadzącego. Wykonałem wszystko co było ode mnie wymagane.

PO zapewne przegra wybory, kariera ministerialna w najbliższym czasie Panu nie grozi. Jakie ma Pan ambicje? Marzy się Panu przywództwo w Platformie, jak się czasem spekuluje?
Nie przekreślałbym szans Platformy. Chyba właściwie odczytaliśmy komunikat od wyborców, zmieniamy się, mamy bardzo silnego przywódcę. Pani premier Ewa Kopacz nie tylko nakreśliła pewną wizję działań, ale też skutecznie ją realizuje. Zwiększyła aktywność rządu, przeprowadziła założoną koncepcję odmiany wizerunku PO. W 90 procentach okręgów wystawimy osoby, które nigdy nie były liderami list. Sprzeciwiamy się tezie, że Polska jest w ruinie.

Pytałem, czy pani premier może być pewna, że po wyborach ktoś nie zakwestionuje jej przywództwa, na przykład Pan.
Myślę, że nikt nie kwestionuje mojej lojalności wobec pani premier.

W lipcu apelował Pan dość niespodziewanie do minister infrastruktury w sprawie trasy S14. O co Panu właściwie chodziło?
Najpierw, razem z posłanką Elżbietą Królikowską-Kińską, wystosowaliśmy w debacie sejmowej pytanie dotyczące przygotowania S14 i jej szans na realizację. Ponieważ z uzyskanej odpowiedzi nie wynikało absolutne potwierdzenie, dlatego zwróciliśmy się z naszym apelem. I chyba w samą porę, bo kilkanaście dni później, podczas wizyty rządu w Łodzi, otrzymaliśmy potwierdzenie, że S14 jest przygotowana do realizacji i prawdopodobnie podczas wrześniowej korekty programu budowy dróg, znajdzie się na liście podstawowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki