Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co dzieje się w kinie lub teatrze, gdy na sali zapadają ciemności...

Maciej Kałach
Jeśli w kinie Charlie bileterka Ewa zaprasza na "Rzeź", widz naprawdę nie ma się czego obawiać
Jeśli w kinie Charlie bileterka Ewa zaprasza na "Rzeź", widz naprawdę nie ma się czego obawiać Kino Charlie
W uchodzącym za kultowy amerykańskim filmie "Fight Club" dorabiający w kinie bohater umila sobie pracę, wklejając pomiędzy klatki wyświetlanych baśni pojedyncze kadry z filmów pornograficznych. W ten sposób podczas seansu "Królewny Śnieżki" wcinającym popcorn rodzinom z małymi dziećmi przez ułamek sekundy na ekranie pokazuje się penis w stanie erekcji, co daje sprawcy szaloną satysfakcję. Bądźmy spokojni, obsługa łódzkich kin i teatrów podobnych dowcipów nie robi - ale widzowie i tak stają się przyczyną szerokiego uśmiechu bileterów oraz inspicjentów.

Walentynkowy seks przy "Pile" w trójwymiarze

Okazuje się, że seks w ciemnej sali kinowej to nie tylko niezrealizowane fantazje. Łodzianie naprawdę robią "to" pośród foteli.

- Taka parka pojawiła się u nas na balkonie w walentynki - opowiada Karolina, była pracownica obsługi kina Bałtyk. - Wybrali bardzo dziwny film na randkę, bo którąś z części krwawej "Piły" w 3D. Pewnie dlatego, że odgłosy miłości mogły być skutecznie zagłuszane przez jęki kolejnych krojonych ofiar. Kochankowie myśleli, że na balkonie nie ma nikogo więcej, ale w czasie seansów "trójwymiarowych" wszyscy widzowie muszą być nadzorowani przez obsługę...

Gdy para zorientowała się, że nie jest sama, zaniechała amorów.

- Ich miny, gdy zwracali okulary 3D, były bezcenne - wspomina Karolina.

W Bałtyku uśmiechy budzą również "znawcy kawy", narzekający w kinowym barze, że "strasznie mało tego ekspresso lejecie".

Płakać to ja mam czas na cmentarzu - nie w kinie!

Wesoło jest nie tylko w dużych kinach. Może nawet bardziej w tych studyjnych.

- Obserwując zachowania widzów kina Charlie, często mam wrażenie, że to miejsce, które przyciąga ludzi odklejonych od rzeczywistości. Być może to sprawa ducha absolutnie niepokornego Charliego Chaplina - mówi Jolanta Kolanko, która odpowiada za promocję kina.

Prawdopodobnie najwięcej "odklejonych" spotyka tam kasjerka Ewa.

- Słyszałam już pytanie "Czy zajmą się państwo moim pieskiem w trakcie seansu?" - opowiada Ewa. - A także kłótnie par o wybór tytułu, gdy małżonek oświadczył żonie, że na łzawy w jego mniemaniu film się nie wybiera, bo płakać to on ma czas na cmentarzu. Para rozwiązała spór, idąc na dwa różne seanse.

Kasjerkom z Charliego zdarza się także rozstrzygać spory, kto z pary powinien za bilety zapłacić.

Ewa jest osobą, która nie tylko sprzedaje bilety, ale także, zaraz przed seansem, wygłasza zapowiedź: "Zapraszam na film pod tytułem (...)"

- Czasem zdarza się nam zapomnieć użyć pełnego zdania, albo po prostu z braku czasu krzyknie się "Zapraszam na Salę samobójców!" czy "Zapraszam na Rzeź!" - mówi Ewa. - Wtedy reakcje bywają ciekawe. Gdy zaprosiłam młode małżeństwo na "Seks po fińsku", pan, który prowadził żonę w zaawansowanej ciąży, zanim zrozumiał, o co chodzi, spojrzał na mnie z mieszaniną zgorszenia i strachu. Na szczęście, jego żona od razu zaczęła się śmiać i zastrzegła, że pan mimo wszystko zajęty.

Małej awantury nie udało się uniknąć przy okazji seansu "Melancholii". Reżyser Lars von Trier zdecydował, aby swoje dzieło nakręcić kamerą z "ręki".

- Jeden z widzów wyszedł w trakcie filmu z bardzo nieciekawą miną. Miał pretensje, że obraz cały czas się trzęsie i nie da się tego oglądać - wspomina Ewa.

Kino przeprosiło za domniemaną usterkę projektora i zaprosiło na seans innego dnia. Oburzony widz prawdopodobnie doczytał co nieco na temat "Melancholii" po wyjściu z Charliego, bo na film von Triera już tam nie powrócił. Kino przy ul. Piotrkowskiej ma też, jak to określa Ewa, "widzów najwyższych lotów", którzy potrafią wejść przez salę do operatora i próbować pouczać pracownika w kwestii puszczania filmów

- Ale najwięcej dziwnych inicjatyw, z którymi przychodzą do nas widzowie, bierze się z miłości - sumuje Jolanta Kolanko. I przypomina, że w maju tego roku Charlie udostępniło salę na huczny ślub, bo miłość młodej pary narodziła się właśnie w kinie. Młodzi uzyskali zgodę na ceremonię od Urzędu Stanu Cywilnego.
Ilu aktorów gra w monodramie?

W repertuarze Teatru Jaracza komedie nie przeważają, ale widzowie potrafią "odstawić" niejedną śmieszną sztukę.

- Najbardziej znany jest epizod, po którym mój kolega, jako jedyny bileter w historii teatru, otrzymał pochwałę od samego dyrektora - opowiada Kacper Górski, dbający o widownię w "Jaraczu". - Dla każdego powinno być jasne, że w czasie przedstawienia nie wolno robić zdjęć. A zwłaszcza z fleszem. Jednak na widowni jedna pani nie przejmowała się tą zasadą. Po pierwszym fleszu została dyskretnie upomniana, ale gdy ponownie złamała zakaz, kolega znienacka zabrał jej z kolan torebkę i zaczął uciekać. Kobieta pobiegła za nim, a w momencie, gdy oboje opuścili salę, problem był rozwiązany. Widz, który opuszcza widownię podczas trwania spektaklu, nie może na nią wrócić. Tak głosi regulamin...

Kacper lubi również wspominać podsłuchaną rozmowę między "znawcą teatru" a jego partnerką, których wpuszczał na przedstawienie "Sex, prochy i rock and roll".

- Chyba mieli pierwszą randkę, ponieważ facet bardzo chciał zaimponować dziewczynie. Tłumaczył, że wybrał "Sex...", bo to monodram i gra w nim wielu dobrych aktorów - opowiada Kacper.

Zakochane pary, przychodzące do "Jaracza", powinny wiedzieć, że są przedmiotem zakładów bileterów.

- W oczekiwaniu na spektakl typujemy, która para będzie się intymnie obejmować, która tylko całować, a kto skupi się na przedstawieniu - przyznaje Kacper. - W większości nasze typy są trafne. Możemy je weryfikować, ponieważ obserwujemy widownię, aby interweniować, gdy ktoś np. zacznie robić zdjęcia.

Obsługa innego teatru zetknęła się z sytuacją, która chwilowo popsuła atmosferę w "świątyni sztuki". Pies charakteryzatorki znalazł się na scenie i załatwił się na samym jej środku na kwadrans przed rozpoczęciem spektaklu. Odchody udało się szybko usunąć, ale ich zapachu już nie. W dodatku na deskach teatru w środku sztuki pojawił się... duży pająk. Na szczęście aktorka, choć cierpi na arachnofobię, potrafiła opanować wielki strach i grać dalej.

Innego wieczoru jeden z widzów wziął za bileterkę aktorkę, która, zgodnie z zamysłem reżysera, siedziała już na scenie, gdy ludzie wchodzili na widownię. Niezmieszana aktorka wstała, głośno odczytała numer miejsca na bilecie i doprowadziła słabowidzącego pana do jego fotela.

Tylko nie szkolna wycieczka!

Bileterzy deklarują, że czują sympatię do każdego rodzaju widza. Poza jednym - uczestnikiem "z(dez)organizowanego" wyjścia szkolnego.

- Komórki dzwonią na prawie każdym spektaklu, młodzi ludzie na widowni piją soki i jedzą batony. Najgorsi są 16- i 17-latkowie. Gdy raz próbowaliśmy wytłumaczyć takiej grupie podstawowe zasady, prawie doszło do rękoczynów - narzeka Kacper Górski.

W teatrze lalkowym obsługa wspomina taką historię. Nauczycielki z podstawówki zgubiły kilku uczniów, którzy znudzeni przedstawieniem, postanowili w czasie antraktu pójść na wagary. Po spektaklu, gdy opiekunki nie mogły doliczyć się dzieci, wezwały policję. Jednak zguby szybko znalazły się same - na szkolnym boisku.

Wśród kiniarzy znana jest historyjka z zamkniętego już kina Świt. Przed szkolnym seansem uczniowie kupili jaja na pobliskim Bałuckim Rynku i w trakcie filmu obrzucili ekran. Świt grał akurat "Forresta Gumpa".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki