Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co prof. Mikołejko robił w akademiku na Kicu: Fragment wywiadu-rzeki "Jak błądzić skutecznie"

Dorota Kowalska
Prof. Zbigniew Mikołejko
Prof. Zbigniew Mikołejko Bartek Syta/Polskapresse
O dzieciństwie, młodości, życiu, śmierci, kobietach i przeznaczeniu - opowiada prof. Zbigniew Mikołejko w wywiadzie rzece, jakiego udzielił Dorocie Kowalskiej. Premiera książki "Jak błądzić skutecznie" 27 lutego

Kiedy Pan polubił Warszawę?
Nie wiem - to był proces, który trwał długo i nie ogarnął wszystkiego. Poza tym różnie było z tym lubieniem w różnych latach - kiedyś, za komuny, lubiłem na przykład uniwersytet. Mimo materialnej zgrzebności i rozmaitych ograniczeń miał w sobie jakąś niezależność, dynamikę, magiczną siłę. Teraz nie ma. Są wszakże miejsca, które w Warszawie lubię.

Jakie to miejsca?
One są bardzo skąpe, przecież Warszawa nie ma centrum. Jest nasz nieszczęsny Pałac Kultury i Nauki i równie nieszczęsne budy oraz pustacie wokół. Jak wszyscy lubię w Warszawie Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat, plac Trzech Krzyży, ten cały ciąg, ale już Stare Miasto niespecjalnie. Na Nowym Mieście mam swój ulubiony, najstarszy w mieście kościół Najświętszej Maryi Panny, wspaniały kościół gotycki, w którym ongiś, zimą 1982 r., pracowałem w akcji pomocy dla środowisk twórczych. Był też taki czas za komuny, że w ogóle nie udawałem się na drugą stronę Marszałkowskiej, do tamtych dzielnic, bo tam dla mnie istniała jakaś pustka cywilizacyjna, liczył się tylko ten wąski pas od Wilanowa po Stare Miasto. A wszystko pozostałe, wszystko to, co było za linią Marszałkowska - Puławska, było krainą dzikości, nieoznaczoności, nieokreślenia. Nie lubiłem też Pragi, na której mieszkałem sporo - najpierw jako student w słynnym akademiku na Kickiego, czyli na Kicu. Krzyś Sielicki, teatrolog i dziennikarz radiowy, mieszkałem z nim zresztą w jednym pokoju, stworzył nawet definicję mieszkańca Kica, czyli kicmena. Więc wie pani, kto to jest kicmen?

Nie.

Kicmen to ktoś, kto studiuje na uniwersytecie po to, aby mieszkać na Kicu.

Tak dobrze się tam mieszkało?
Potwornie. Gryzły nas karaluchy, było biednie i koszmarnie. Natomiast życie intelektualne i towarzyskie kipiało. Bo rzeczywiście mieszkali tam dobrze wyselekcjonowani ludzie z prowincji, którzy przeszli przez niezłe szkoły średnie i dostali się na Uniwersytet Warszawski - a że tu i tu trudno się było dostać, byli mocno zaprawieni w bojach i coś tam w głowach mieli. W każdym razie najwięcej poetów na metr kwadratowy mieszkało właśnie na Kicu.

W akademiku na Kicu mieszkało się potwornie. Gryzły nas karaluchy, było biednie i koszmarnie. Ale życie intelektualne i towarzyskie kipiało

Jak się imprezowało na Kicu?
Imprezowało się śmiertelnie, do absolutnego upicia, degrengolady, upadku. Życie akademickie kipiało niezwykle.

I co żeście na tych słynnych imprezach na Kicu pijali? Wódkę, tanie wino?
Piliśmy najtańsze wino najczęściej, czasem wódkę. Ale opowiem o rozrywce ulubionej. Nie opowiadałem pani?

Jeszcze nie.
Otóż grało się tak. W męskim akademiku na Kickiego nie zamykano na noc kuchenek gazowych, podczas gdy w żeńskim zamykano, bo one, czyli studentki, próbowały się truć gazem - z rozpaczliwych miłości rzecz jasna. Natomiast w męskim akademiku, jak to u prawdziwych mężczyzn, grało się w kuchniach. Po jednej stronie stały tutaj kuchenki gazowe, po drugiej były kamienne ławy, na których można było posiekać pietruszkę czy postawić czajnik. Raz na trzy miesiące musieliśmy wiórkować podłogi i nasączać je płynną pastą do podłóg. Zostawały po tej paście grube, zakręcane butelki i bardzo przydawały nam się w tej zabawie, o której chcę opowiedzieć. Mianowicie stawiało się taką zakręconą butelkę na zapalonym gazie, grający siadali na kamiennych ławach i kto pierwszy psychicznie nie wytrzymał i wybiegał, ten stawiał pół litra. Reszta wybiegała natychmiast po przegranym, po czym butelkę roznosiło niczym granat.

I to się nie skończyło nigdy żadnym nieszczęściem?
Jak pani widzi. Były jeszcze inne zabawy i gry, działy się różne rzeczy dziwne. Na przykład: jest lato, czerwiec jakiś, siedzimy w pokoju na czwartym piętrze, pijemy wódkę. W pewnej chwili chłopak, który zawsze się jąkał, zrywa się i gada: "Nie, ta dziewczyna, ona mnie rzuciła! Nie, ja nie mogę!". Mówi płynnie, bo się sporo napił tej wódki, problemy z jąkaniem minęły. I zanim się obejrzeliśmy, hop, przez okno!

Wytrzeźwieliśmy natychmiast, biegniemy na dół. Gdzie denat? Szukamy po krzakach - denata nie ma. Prawie policję wzywamy, jednak coś nas zatrzymało, więc wracamy zmarnowani na górę. A tu denat wychodzi z sąsiedniego pokoju.

Chyba nie chce Pan powiedzieć, że upadł, otrzepał się i wbiegł na górę przed wami?
Takiego cudu nie było, ale inny się zdarzył. Miał facet szczęście, bo ze ściany wystawał metalowy pręt i on się zaczepił szlufką od portek o niego. I zaczął wrzeszczeć. No i koledzy z sąsiedniego pokoju - my w tym czasie biegliśmy już w panice na dół - wciągnęli denata na górę.

Robiliście wycieczki do dziewczyn zamieszkałych rzecz jasna w akademiku żeńskim?
Dostanie się do akademika żeńskiego w godzinach nieprawowiernych, obłożonych interdyktem, było niezwykle ciężkie. Jeszcze przemycić dziewczyny do nas jakoś się udawało, nasze portierki były bardziej podatne na perswazję, ale ich pilnowały zołzy straszliwe, wyczulone i na facetów, i na punkcie czystości cielesnej tych wszystkich panienek, które zamieszkiwały akademik żeński.

Ale niektórym udało się tam jakoś przedrzeć?
Z różnym skutkiem. Opowiem taką historię: sesja egzaminacyjna, upał straszliwy, okna pootwierane, środek nocy i nagle słyszymy krzyk potworny: "Dobijcie mnie!". Biegniemy, a za żeńskim akademikiem leży facet z połamanymi żebrami, z pękniętym kręgosłupem, jak się okazało później. Straszna rzecz! Pogotowie, zamieszanie… Ale co się stało? Człowiek udał się do panienki, jakoś się widać przemycił. Koło godziny dwunastej zachciało mu się do toalety, ale w tym czasie portierki, w związku z upodobaniem pań do popełniania samobójstw przez odkręcanie gazu, zamykały kuchenki. I jedna z portierek zobaczyła gościa, który idzie sobie nielegalnie korytarzem. Zaczęła go gnać, facet wpadł do łazienki, tam gdzie były kabiny
prysznicowe, wyszedł przez okno i stał tak na murku jakimś czy występie, trzymając się za cegłę. No i razem z tą cegłą spadł w dół.

Uratowali go?
Owszem, chodził później przez wiele miesięcy w jakimś strasznym gorsecie. Był też i książę W., który - ku zazdrości całego męskiego akademika - przemycał się do dziewczyn w sposób cudowny.

Kim był ów książę W.?
Książę Michał Woroniecki. Ten miał jakiś sposób na damski akademik. Co rano pokazywał się w innym jego oknie, rozsuwając zasłony i leniwie przeciągając się w słońcu. Woroniecki skończył polonistykę, potem zrobił doktorat z filozofii o Henryku Elzenbergu, mieszka teraz w Gdańsku.

Był autentycznym księciem?
Z krwi i kości kniaziem Woronieckim. Z Rurykowiczów oczywiście. Choć wypominałem Michałowi, że kariera jego rodu zaczęła się, podobnie jak rodu Mniszchów, od podstawiania Zygmuntowi Augustowi - jako rzekomego ducha zmarłej Barbary Radziwiłłówny - powabnej mieszczki warszawskiej Barbary Giżanki. Potem została zresztą królewską kochanką, a wreszcie żoną jednego z "podstawiaczy", kniazia wołyńskiego, nomen omen też Michała Woronieckiego, obdarzając go szóstką dzieci.

Zdradził wam, jaki miał sposób na panie pilnujące czystości waszych koleżanek w akademiku żeńskim?
Nigdy. Miał ogromne powodzenie u kobiet, czego wszyscy szalenie mu zazdrościliśmy. Ale niejeden Michał wzbudzał na Kicu emocje. W pobliżu naszego akademika mieszkał Edward Stachura i przychodził do nas na słynne partie gry w pokera, o których krążyły legendy.

Pan też grał w pokera?
Nie. Grywało kilka dobranych, wyselekcjonowanych osób, takich jak siłacz Radziwiłko. Kiedyś Stachura wygrał podczas takiego spotkania dziesięć tysięcy złotych - to była równowartość dziesięciu pensji.

I skąd biedni studenci z prowincji mieli takie pieniądze?
Nie wiem skąd. Wiem, że Stachura wygrał. Niektórzy moi koledzy, choć z prowincji, mieli zamożnych rodziców, niektórzy gdzieś tam dorabiali. A co do Stachury jeszcze, najważniejszym wydarzeniem tamtego czasu była coroczna impreza radiowęzła - zwana Balem Kickiego Radia. Zapraszano na nią eminentne bardzo osoby, takie jak właśnie Stachura. Z moim przyjacielem Alkiem Matusem, który zginął tragicznie, mając lat dwadzieścia jeden, postanowiliśmy więc Stachurę wypatrzyć, kiedy będzie przychodził na bal, a był już wtedy legendą. W ogóle poeci byli dla nas legendami - Rafał Wojaczek, Włodzimierz Szymanowicz, Ryszard Milczewski-Bruno czy Edward Stachura, przeklęci poeci tamtej epoki, którzy potem młodo zmarli. Więc zasadziliśmy się na schodach, żeby Stachurę zobaczyć. I zobaczyliśmy go. I wie pani, że ja go nie pamiętam? Kiedyś, z okazji jakiejś rocznicy stachurowej, w Centrum Kultury "Łowicka" z jego przyjacielem, poetą Jarkiem Markiewiczem opowiadaliśmy przed publicznością o Stachurze. Wspomniałem o tej sytuacji w akademiku, o tym, jaki wykonałem wysiłek, aby go zobaczyć - i że go zobaczyłem, ale nie zapamiętałem wcale. A pamięć wzrokową mam dobrą. I na to Jarek Markiewicz powiedział: "Wiesz, widocznie Stachura nie chciał, abyście go zapamiętali, abyście go mieli w swojej pamięci".

Czemu?
Nie wiem, ale przedziwna historia, prawda? Tak bardzo chcieliśmy wyłapać go z tłumu i wyłapaliśmy go po nic. Przez akademik na Kickiego przewalały się zresztą chmary przedziwnych postaci, sami też mieliśmy niezłą wyobraźnię. Kiedyś na przewodniczącego rady mieszkańców wybraliśmy "waleta", bo miał sporo czasu, żeby się zajmować sprawami społecznymi.

W ogóle u was nie studiował?
Nie wiem dokładnie, jak było w tym przypadku, ale "waleci" to były osoby wyrzucone ze studiów albo te, które dawno studia skończyły i pomieszkiwały w akademiku na lewo.

Prof. Zbigniew Mikołejko w "Jak błądzić skutecznie" opowiada o rzeczach, o ktorych nigdy do tej pory nie mówił
"Jak błądzić skutecznie. Prof. Zbigniew Mikołejko w rozmowie z Dorotą Kowalską", wyd. Agora, wyd. Iskry cena: 44, 90 zł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Co prof. Mikołejko robił w akademiku na Kicu: Fragment wywiadu-rzeki "Jak błądzić skutecznie" - Portal i.pl

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki