Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co to jest wolna sobota, czyli jak się w PRL pracowało i odpoczywało?

Anna Gronczewska
Archiwum Dziennika Łódzkiego
Skończył się kolejny długi weekend. Wystarczyło wziąć trzy dni urlopu, by cieszyć się dziewięciodniowym wypoczynkiem. Młodzi ludzie pewnie nie wierzą, że kiedyś nie było długich weekendów, a nawet wolnych sobót. Przeczytajcie jak kiedyś wypoczywano i pracowano?

Wiktor jest łódzkim biznesmenem. Prowadzi firmę średniej wielkości. Nie przypomina sobie, kiedy długi weekend spędził w Łodzi. Wsiada do swojego mercedesa i z rodziną rusza w podróż. Po kraju lub Europie.

- W tamtym roku byliśmy z żoną i córką w Rzymie, dwa lata wcześniej w Wiedniu - wspomina Wiktor. - Teraz postanowiliśmy pojechać do Paryża. Ale już myślimy o następnym roku. Tyle że zamierzamy wtedy wybrać się w dalszą podróż, samolotem. Może na Kubę?

Wiktor ma 60 lat i dobrze pamięta czasy PRL, kiedy nie było długich weekendów.

- A gdyby nawet były długie weekendy, to i tak nie było mnie stać na takie wyjazdy - śmieje się biznesmen. - Nie pochodzę z bogatej rodziny. Powodzić zaczęło mi się już w nowych czasach. Ciężko pracuję, nawet w soboty, bo trzeba doglądać firmy. Dlaczego więc mam nie wykorzystać wolnych dni i jechać zwiedzać świat? Należy mi się!

Długie weekendy to syndrom nowych czasów. Trzeba pamiętać, że kiedyś nie było wolnych sobót. Pierwszą Polacy dostali dzięki Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i Radzie Państwa. Ta ostatnia uchwaliła, że wolną będzie sobota 21 lipca 1973 roku przypadająca dzień przed Świętem Odrodzenia. Polacy mieli więc dwa dni wolnego, ale nawet im przez myśli pewnie nie przyszło, że to długi weekend. Poza tym tę wolną sobotę musieli odrobić. W 1974 roku Polacy mieli już sześć wolnych sobót, a 1975 - dwanaście. Cztery lata później dostali ich już czternaście. Potem wolne soboty stały się jednym z 21 postulatów zgłoszonych przez strajkujących w Gdańsku stoczniowców, a także górników z Jastrzębia. Rząd zobowiązał się wprowadzić wszystkie wolne soboty od 1 stycznia 1981 roku, ale wycofał się z tych obietnic. Zaoferował tylko dwie wolne soboty w miesiącu. Wywołało to oburzenie. Solidarność ogłosiła, że pierwsza sobota 1981 roku jest wolna. I wiele osób nie poszło wtedy solidarnie do pracy. Skończyło się to podpisaniem porozumienia z rządem, na mocy którego wolne były trzy soboty w miesiącu, a pod koniec PRL-u już wszystkie.

Dziś nikt nie wyobraża sobie życia bez wolnych sobót, ale i tak wiele osób wtedy pracuje, choć krócej niż zwykle. Nie narzekają, bo dzięki temu więcej zarobią.

Prof. Stefan Krajewski, znany ekonomista i były wojewoda łódzki, zapewnia, że bez wolnych sobót żyło się normalnie.

- Ludzie nie oczekiwali, by mieć wolną sobotę - twierdzi prof. Stefan Krajewski. - Dla nich było czymś normalnym, że trzeba pracować. Potrzeba odpoczynku pojawiała się stopniowo. Jeszcze 100 lat temu ludzie pracowali sześć dni w tygodniu po 12 godzin. Problem odpoczynku był czymś abstrakcyjnym. Odpoczynkiem było krótkie posiedzenie na ławeczce na podwórku i pogadanie z sąsiadem.

Prof. Stefan Krajewski mówi, że z punktu widzenia ekonomii im bogatsze społeczeństwa, tym bardziej cenią sobie czas wolny.

- I możliwości, jakie są stworzone, by mogli ten wolny czas spędzać - dodaje prof. Krajewski. - Coraz częstsze są przypadki, że ludzie nie chcą pracować na maksymalnych obrotach, wolą mieć więcej wolnego czasu. Uważają, że to cenna rzecz w życiu. Trzeba umiejętnie łączyć czas pracy i wypoczynku. Im bogatszy kraj, im bogatszy człowiek, tym wyraźniej widać, że tak jest. Coraz częściej chodzi o odpoczynek na łonie natury. Jednak w większości ludzie są w Polsce zbyt biedni, by siedzieć i nic nie robić, choć mogą w tym czasie zarobić.

Waldemar Krenc, szef Regionu Ziemia Łódzka NSZZ „Solidarność”, mówi, że w czasach PRL soboty spędzał w domu.

- Najwyżej wziąłem akordeon i trochę się pograło - wspomina. - Na żadne długie weekendy się nie jeździło. Zresztą jak już założyłem rodzinę i była wolna sobota albo urlop, to brałem żonę, synów i jechaliśmy do mojej rodziny koło Koszalina. Długie weekendy pojawiły się po 1989 roku, gdy 3 maja stał się świętem państwowym. I muszę przyznać, że każdą majówkę spędzam z żona, synowymi i wnukami. Młodzież to pewnie dziś nie wierzy, że kiedyś nie było wolnych weekendów.

Elżbieta Pędziwiatr, znana łódzka przewodniczka i wiceprezes łódzkiego oddziału PTTK, zauważa, że dziś odpoczywa się zupełnie inaczej niż kiedyś.

- Trzeba pamiętać, że tydzień pracy był dłuższy niż teraz - zauważa. - Pracowano także w sobotę. Na wypoczynek pozostawała niedziela. I tak naprawdę niedziela dopiero po południu. Ze starych zapisków wynika, że naród był religijny. Przedpołudnia w niedzielę spędzano w kościołach. Dopiero po mszy św. myślano o atrakcjach.

Prof. Stefan Krajewski zauważa, że Polacy wolne soboty spędzali z rodziną, dziećmi. Wiele osób miało małe działki pracownicze, więc tam odpoczywali, najczęściej pracując. Niektórzy jechali na wieś, do miejsca swojego urodzenia.

- Należy pamiętać, że w PRL-u, ci, którzy mieszkali w miastach i pracowali w fabrykach, byli często pierwszym pokoleniem bardzo związanym z rodzinnym miejscem - podkreśla prof. Krajewski. - Jeździli więc tam i tam spędzali czas tak jak ich rodzina, czyli pracując w gospodarstwie. W wielu fabrykach południowo-wschodniej Polski było tak, że gdy zaczynały się wykopki, to mnóstwo ludzi brało zwolnienia lekarskie. Jeśli mieszkali blisko, to po pracy lub w wolne soboty jechali do rodziny na wieś i pomagali w gospodarstwie. Dostawali za to ziemniaki, mięso, kiełbasę. Nie było wyrafinowanych sposobów spędzania wolnego czasu. Często ten atrakcyjny czas zagospodarowywał też Kościół. Na przykład przez odpusty. Były to atrakcyjne wydarzenia. To pierwsze pokolenie jechało w rodzinne strony na odpust do swojej parafii lub sąsiedniej. Tam można było spotkać znajomych, pogadać, wypić.

W Łodzi tłumy ściągały na odpust w Łagiewnikach czy w parafii św. Wojciecha na Chojnach. Ten ostatni inaugurował w mieście tzw. zielony karnawał. Tam 23 kwietnia zbierała się cała Łódź. Kamil Nowicki, łodzianin, który wychował się na Chojnach, dobrze pamięta te odpusty.

- Na placu znajdującym się na rogu ul. Rzgowskiej i Kosynierów Gdyńskich rozkładało się wesołe miasteczko - wspominał pan Kamil. - Największą popularnością cieszył się diabelski młyn. Nie brakowało odważnych, by skorzystać z uroków tej wielkiej karuzeli.

Pan Kamil pamięta, że diabelski młyn nie był napędzany elektrycznie, tylko siłą mięśni. W górnej części karuzeli znajdowało się coś w rodzaju bieżni. Stali na niej młodzi chłopcy i siłą nóg wprawiali diabelski młyn w ruch, a tym samym sprawiali wielką radość odważnym, którzy skorzystali z tej rozrywki.

- Od ul. Kurczaki, wzdłuż całej ul. Rzgowskiej, rozstawione były stragany z różnymi odpustowymi atrakcjami - dodaje pan Kamil. - Jedną z nich były wielkie figury psów, wykonane z gipsu.

Choć nie było wolnych sobót, to po wojnie Polacy potrafili zagospodarować sobie wolny czas. 92-letnia Kazimiera Olczyk opowiada, że jako młoda dziewczyna jeździła z narzeczonym w niedziele do Rudy Pabianickiej. Pamięta, że przy aptece, na ul. Rudzkiej, na przystanku wisiał zegar. Była tam duża poczekalnia tramwajowa. Swoją krańcówkę miały tam linie „26” i „1”. Dalej jechały tramwaje kursujące do Rzgowa i Tuszyna. W sobotę po południu i niedzielę na Stawy Stefańskiego przyjeżdżało pół Łodzi.

- Jak byłyśmy małe, jeszcze przed wojną, to biegałyśmy z koleżanką na Stawy Stefańskiego - opowiada pani Kazimiera. - Stałyśmy i przez siatkę patrzyłyśmy, jak na rozstawionej tam estradzie tańczą panie z panami, gra orkiestra.

Po wojnie przy Stawach Stefańskiego była najpopularniejsza w okolicy knajpa, Barkares. Były tam potańcówki, na które chętnie przychodzili żołnierze ze znajdującej się przy ul. Dubois jednostki łączności. Nieraz dochodziło do bójek.

Łodzianie chętnie odpoczywali też na Zdrowiu. Jakub Koczewski, emerytowany księgowy, mówi, że na Zdrowiu latem i wiosną spędzał każdą niedzielę.

- No bo soboty były pracujące - opowiada. - W niedzielę już o dziewiątej wychodziło się z domu. Rodzice pakowali do toreb bigos, kotlety schabowe, lali do butelek herbatę i jechało się tramwajem nr 9 na Zdrowie. Siedziało się tu do wieczora, pływało kajakami po stawie. W miejscu gdzie znajduje się dziś Fala, wszyscy się opalali. A jak byłem kawalerem, to chodziłem na potańcówki nad staw, tam gdzie jest teraz bar piwny. Zawsze grała orkiestra.

Na majówki udawano się też do Łagiewnik.

- Ze śpiewem, przy dźwięku mandolin szliśmy do Łagiewnik - wspominał w latach 70. minionego wieku jeden z łodzian. - A pod wieczór całe towarzystwo, zapalając kolorowe lampiony, wracało do domu. Wtedy chłopcy odprowadzali swe partnerki, dziękując rodzicom. Z takiego towarzystwa tworzyły się pary małżeńskie. Wtedy myślano poważniej. Dziewczyny szykowały sobie wyprawy ślubne, a takie wyprawy były bardzo pracochłonne. Robiono na przykład hafty ręczne na obrusach. To wszystko wykonywało się przy lampach naftowych, bo na światło elektryczne nie każdy mógł sobie pozwolić.

Pani Stanisława była wiele lat tkaczką w łódzkich fabrykach. Cieszyła się z wolnych sobót, bo wtedy mogła poprać, poprasować, ugotować obiad na cały tydzień. I porozmawiać z dziećmi, mężem. Na urlop jeździła na zakładowe wczasy, ale potem dostała działkę przy ul. Milionowej. Tam spędzała każdą wolną chwilę. Soboty, niedziele, urlopy.

- I tak jest do dziś, choć teraz czasu mam dużo, bo jestem na emeryturze - dodaje pani Stanisława. - Na weekendy niech sobie teraz młodzi jeżdżą.

Prof. Stefan Krajewski wielkanocne święta spędził w Toskanii, ale z przyjemnością wrócił na swą działkę pod Łodzią.

- Uwielbiam tam przebywać, dla mnie największą przyjemnością jest praca fizyczna na mojej działce - zapewnia były wojewoda łódzki. - Tworzę tam Gminne Centrum Doskonałości Przyrodniczej.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki