Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy budki z hamburgerami psują wielkomiejski obraz Łodzi?

Matylda Witkowska
Grzegorz Gałasiński
Plan usunięcia szpetnych budek spod Centralu spowodował dyskusję, co w Łodzi jest ważniejsze: zaspokojenie podstawowych potrzeb mieszkańców, czy dbanie o estetykę miasta? Lub inaczej: czy w sytuacji gdy wciąż jesteśmy na dorobku powinniśmy wydawać pieniądze na upiększanie miasta? A może jest odwrotnie: wydajemy za mało i powinniśmy wydawać więcej?

W dziedzinie estetyki Łódź przez wiele lat była potwornie zapóźniona. Podczas gdy Polska piękniała, duże polskie metropolie i małe miasteczka inwestowały w estetykę, w Łodzi niewiele się zmieniało. Już kilka lat temu nawet Bełchatów czy Kutno miały wychuchane piesze strefy w centrum, a łódzka Piotrkowska nadal wyglądała jak w latach 90-tych: z kostką z polbruku, dziurami w jezdni i szpetnymi "stodołami" z piwem w plastikowych kubkach. Nie lepiej było poza centrum. Kiedyś robiłam wywiad z grupą turystów białoruskich. Podejrzewali, że specjalnie zostawiamy nieremontowane kamienice, żeby wydawało się, że Łódź jest starsza...

Estetyczny horror obejmował niemal wszystkie tereny miasta: dworzec Fabryczny słynął z brudu, na miejskich targowiskach i na prawie każdym ruchliwszym skrzyżowaniu stały budki z rajstopami. Kamienice opanowała plaga malowania parterów na różne kolory, wspierana nieświadomie przez miejski program redukcji czynszów. Chaos pogłębiał brak miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, który określiłby gdzie i jak można budować i malować.

W Łodzi było źle, a jej mieszkańcy przez lata spoglądali z zazdrością na inne miasta. Przez lata w estetyce niewiele się działo, a nieliczne próby przywrócenia ładu spotykały się z protestem jakiejś grupy mieszkańców.
Najpierw zmiany dosięgły kupców z targowisk, którzy protestowali, zakładali stowarzyszenia, a gdy to nie pomogło - przed łychami buldożerów odgrywali dantejskie sceny.

Nie lepiej było w centrum. Kilka lat trwała walka o wprowadzenie nowego regulaminu ogródkowego na Piotrkowskiej. Przedsiębiorcy nie chcieli się zgodzić na rezygnację z drewnianych konstrukcji (w które co prawda zainwestowali niemałe pieniądze), przyznanie ogródków tylko lokalom z Piotrkowskiej czy wyprowadzenie z nich nalewaków.

Wątpliwości wzbudził też pomysł kosztownego (48,5 mln zł) remontu ulicy Piotrkowskiej. Protestów wprawdzie nie było, ale wydawanie ciężkich pieniędzy na granit w sytuacji, gdy po betonie wciąż da się chodzić wielu łodzian uznało za marnotrawstwo.
Jednak pędu do czystości nie dało się już zatrzymać. Granitowe kostki zaczęły pojawiać się w całej strefie wielkomiejskiej. Sztandarowemu projektowi remontów miejskich budynków Mia100 Kamienic trzeba było zmienić nazwę, bo liczba remontowanych domów dawno przekroczyła setkę, a budżet programu przekroczył do tej pory 180 mln zł.

Mroczna okolica Księżego Młyna zaczęła zmieniać się dzięki wartemu 64 mln zł programowi rewitalizacji. Kto tej wiosny przyjdzie na Koci Szlak, zamiast wertepów i chaszczy znajdzie elegancką alejkę i ławki.

W pewnym momencie Hanna Zdanowska wypowiedziała nawet wojnę... trawnikom. Miasto uznało, że zwykła trawa jest zbyt brzydka, a do tego często wydeptywana. Dlatego w centrum zaczęto zastępować trawniki kwietnymi rabatami. Łódź zaczęła pięknieć.
Nie znaczy to, że nie było wpadek. Jest spora grupa łodzian, którym pogoń za estetyką podcięła skrzydła. Tylko podczas remontu Piotrkowskiej kilku przedsiębiorców straciło swoje biznesy, wielu dopiero niedawno odrobiło straty.

Głośną ofiarą estetyki stał się warzywniak z ul. Tuwima: najpierw okazało się, że stoi w miejscu przyszłej drogi mającej przebiegać przez rewitalizowaną fabrykę, następnie, że... w centrum w ogóle nie może być kiosków.

Zgodnie z rozporządzeniem prezydenta miasta z lutego tego roku w strefie wielkomiejskiej w budkach można instalować tylko kwiaciarnie, kioski i informacje turystyczne. Na dodatek mogą znajdować się tylko w wydzierżawionych od miasta, ozdobnych i historycznych kioskach. Za jeden taki kiosk miasto będzie płacić 80 tys. zł. W ciągu najbliższych trzech lat chce wydać na nie nawet 2 mln zł. Sporej grupie mieszkańców centrum to się nie podoba: rozumieją szpetotę warzywniaków, ale na Górniak po marchewkę też nie chcą jeździć.

Jedną z bardziej kuriozalnych decyzji estetycznych była wymiana nowego torowiska wyłożonego tłuczniem na nawierzchnię z rozchodnikiem skalnym tylko dlatego, że poprzednie... nie pasowało do sąsiedniego parku. Efektem wymiany chwilowo jest paskudna, bura nawierzchnia zabezpieczona na czas zimy jeszcze bardziej paskudną, czarną folią.

Jednak to nie wpadki najbardziej denerwują łodzian. Dyskusja dotyczy ogromnych pieniędzy, które inwestycje w estetykę pochłaniają. To środki, które można by przeznaczyć na zaspokojenie bardziej podstawowych potrzeb.

Tymczasem miasto to nie kobieta, która trwoni majątek na stroje tylko dlatego, że jest próżna. Dbanie o estetykę miasta to inwestycja, która w dalszej perspektywie powinna przynieść zyski. Jednym z powodów dla których Kraków stał się najpopularniejszym miejscem dla lokalizacji inwestycji z zaplecza biznesowego jest zdaniem ekonomistów jego atrakcyjność i uroda. Słowem: biznesmeni po pracy chcą spędzić czas w miłym miejscu. Mając możliwość wyboru nie zawsze zdecydują się na inwestowanie w miejscu brzydkim, nawet jeśli zysk będzie dobry.

Inne metropolie Polski nie czekają. Jeśli Łódź nie chce odstawać od reszty kraju, nie ma wyjścia: musi nie tylko chwycić za mop, ścierkę, czy pędzel, ale także wydawać na to pieniądze.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki