Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy niedokończenie „dejonizacji” SLD wyjdzie Tomaszowi Treli bokiem?

Marcin Darda
Marcin Darda
Tomasz Trela od czasu, gdy został wiceszefem SLD w kraju, konsekwentnie konsoliduje wokół siebie władzę w Łodzi. Pytanie jednak, czy nie popełnił błędu, który wykorzysta Dariusz Joński...

Od momentu, w którym wewnętrzny cykl wyborczy przeniósł się z centrali na partyjne doły, w łódzkim Sojuszu Lewicy Demokratycznej następują zmiany, zwane zresztą czasem „dejonizacją”. Stanowiska szefów dzielnic tracą ci, którzy związani są z Dariuszem Jońskim: na Widzewie Sławomir Granatowski, na Górnej Piotr Bors. Joński wśród kolegów z SLD w Łodzi uważany jest za współautora wyborczej katastrofy w elekcji do sejmiku województwa w 2014 r. (jeden radny w skali województwa), no i jako rzecznik, wiceprzewodniczący partii, jej twarz z czasów ostatniej kadencji Leszka Millera, jest po prostu współwinny wyrzucenia SLD poza parlament.

Taka narracja dominuje w łódzkim SLD. Stąd też jego ludzi w dzielnicach zastąpili Sylwester Pawłowski na Widzewie i Małgorzata Niewiadomska-Cudak na Górnej. To dwójka najważniejszych radnych SLD w Łodzi, czyli szef klubu i wiceprzewodnicząca Rady Miejskiej. Ich wejście na te stanowiska to po prostu wzmocnienie klubu radnych i przejmowanie kolejnych szczebli partyjnej struktury w białych rękawiczkach przez Trelę. On sam został ponownie przewodniczącym w Łodzi, to jego ludzie w większości wejdą do zarządu SLD w Łodzi, a w kwietniu po Jońskim przejmą województwo, którego przewodniczącą ma być Niewiadomska-Cudak. To jest pewnego rodzaju precedens, bo w SLD dotychczas było tak, że to właśnie baron regionalny był najwyższą instancją i łącznikiem z centralą. Teraz władza skupi się nieformalnie w ręku przewodniczącego struktur łódzkich z tą intencją, że szef w województwie ma być raczej figurantem.

To, póki co, przed nami, ale szczegóły nowej układanki nie są jasne z punktu widzenia logiki dla wielu członków SLD w Łodzi. Tomaszowi Treli nieformalnie zarzuca się także błędy komunikacyjne. Problemy pojawiły się już w wyborach dzielnicowych na Widzewie. Sylwester Pawłowski w pierwszej turze jako jedyny kandydat nie dostał tam 50 proc. głosów, podejrzewano bunt i zakulisowe działania Jońskiego, tymczasem okazało się, że to Trela nie dał jasnego komunikatu, że życzyłby sobie Pawłowskiego na tym stanowisku. Do głosowania na Pawłowskiego musiał zachęcać Granatowski... ustępujący przewodniczący.

Kolejna kwestia to fakt, że Sławomir Granatowski nadal pozostaje dyrektorem podległego wiceprezydentowi Treli departamentu w magistracie, przez co wielu członków SLD uważa go za bliskiego współpracownika Treli. I stąd nie bardzo rozumieją, dlaczego musiał stracić przywództwo na Widzewie. Tymczasem o pozbawieniu posady w magistracie Granatowskiego mówi się od ponad roku, tyle że podobno przeszkadza w tym miękki charakter Tomasza Treli.

Ta miękkość w zarządzaniu może być przyczyną kolejnego błędu Treli, który został już zauważony przez co bystrzejszych ludzi w SLD. Chodzi o wywiad, którego Trela udzielił Dziennikowi Łódzkiemu. Trela pytany o Dariusza Jońskiego i jego zaangażowanie w Inicjatywę Polską Barbary Nowackiej, stwierdził, że nie będzie tego typu posunięć krytykował, a powiedział to, wiedząc, że to polityczna konkurencja. Dla niektórych w SLD to de facto zielone światło do tworzenia struktur tej konkurencji. Co więcej, Tomasz Trela dał do zrozumienia, że Inicjatywa Polska to partner do rozmów o wspólnej liście przed wyborami samorządowymi.

I tu wchodzimy na kolejne piętro: realiści w SLD są zdania, że Sojusz sam nie osiągnie więcej niż 8 proc. Uważają, że Hanna Zdanowska w 2018 r. może wygrać wybory nawet w pierwszej turze, jednak jej PO nie sięgnie po więcej niż 20 proc., prezydent może zatem nie mieć większości. Stąd też coraz częściej mówi się o szerszym projekcie wspólnej listy pod szyldem lokalnego projektu, bez epatowania sztandarami partyjnymi.

I tu dochodzimy do sedna: w SLD są ludzie, którzy uważają że niedobicie Jońskiego przez Trelę zemści się w ten sposób, iż Dariusz Joński będzie chciał z ludźmi, którzy mu zostaną, dołączyć do tej koalicyjnej, szerokiej listy i zażąda kilku jedynek na listach do Rady Miejskiej. Na jakiej zasadzie? Na takiej, że jeśli nie ich nie otrzyma, to stworzy własny komitet, nazwie go lewicowym i jeszcze wystartuje na prezydenta przeciw Treli. Poza RAZEM, ten ewentualny komitet Jońskiego byłby jedynym kojarzonym z lewicą, bo przecież lewicowym nie można byłoby nazwać komitet, w którym SLD startuje razem z PO. Dziś brzmi to jak political fiction, ale takie scenariusze przewiduje się w SLD na 2,5 roku przed wyborami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki