Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy o prezesie PiS na pewno wiemy już wszystko? Polityczny alfabet Jarosława Kaczyńskiego

Witold Głowacki
Witold Głowacki
Adam Guz/polska press
Skąd dokąd Jarosław Kaczyński niesie „sztandar prawdy”? Kiedy obecny prezes PiS przestał nazywać się chadekiem? Z kim najczęściej rozmawia - wcale niekoniecznie o polityce? Co tak naprawdę sądzi o mediach, zwłaszcza publicznych?

Bez zbaczania w stronę Ocieplania Wizerunku Jarosława Kaczyńskiego, ale i bez żarliwych antykaczystowskich resentymentów. Czy da się w ogóle jeszcze spojrzeć w ten sposób na prezesa PiS? Nie ma w polskiej polityce nikogo, kto w równym stopniu spolaryzowałby emocje na własny temat - w efekcie nie ma też chyba Polaka, który nie miałby ściśle wyrobionego, wyrazistego zdania na temat Jarosława Kaczyńskiego. A jednak czy na pewno wiemy wszystko na jego temat? Z pewnością nie.

A jak Alfabet Kaczyńskiego

Jarosław Kaczyński kilkakrotnie układał własne Alfabety - ta forma publicystyki była w Polsce w szczególnej modzie przynajmniej od końca lat 80. a już z pewnością od momentu wydania „Abecadła Kisiela” Stefana Kisielewskiego. Dwa z takich Alfabetów mają nawet formę książkową - pierwsza to „O dwóch takich… Alfabet Braci Kaczyńskich” czyli wywiad rzeka z Jarosławem i Lechem z 2006 r. przeprowadzony przez Michała Karnowskiego i Piotra Zarembę, nawiązujący układem właśnie do tej formy publicystycznej. Nowszy i znacznie bardziej ścisły gatunkowo jest zaś Alfabet Kaczyńskiego z 2011 roku, z jego przedwyborczej książki „Polska naszych marzeń”. To klasyczny alfabet - z kluczem nazwisk. Są tam liczne smaczki. „Jest jedna funkcja, o którą u mnie zabiegał, bez wiary, że ją dostanie - prezesa TVP” wyznaje w nim rozbrajająco szczerze Kaczyński w haśle „Kurski Jacek”. Pisząc o Radosławie Sikorskim, Kaczyński sprytnie wrzuca natomiast plotkę, jakoby były minister spraw zagranicznych miał pobierać opłaty za pobyt w chobielińskim dworze od swych gości. Bardzo interesujący jest też do dziś nieco zawiły stylistycznie fragment o Zbigniewie Ziobrze: „ Ziobro jest ciągle zawieszony miedzy dwoma rozwiązaniami - grać na siebie, co mu niektórzy suflują i zostać w końcu, bo taki to by miało efekt, zwykłym, acz piastującym wysokie stanowiska politykiem, poprawnym (no może z pewnym odchyleniem), albo tez grać na sprawę i wtedy będzie trudniej, ale nawet jeśli spojrzeć na to z perspektywy indywidualnej, nie o stanowiska, a o miejsce w historii będzie wtedy chodziło. Mam nadzieje, ze wybierze tę drugą opcje i przyniesie to najwyższe zaszczyty, ale nie jako cel sam w sobie”. Szczególnie ciekawe stają te słodko-gorzkie spostrzeżenia na temat Ziobry, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Kaczyński układał tamten Alfabet tuż przed rozłamem w PiS i powstaniem Solidarnej Polski.

B jak Budapeszt

W Warszawie, oczywiście. „Jestem głęboko przekonany, że przyjdzie taki dzień, kiedy będziemy mieli w Warszawie Budapeszt” mówił Kaczyński w 2011 roku, nawiązując do sukcesu Victora Orbána na Węgrzech. Orbán cieszył się wtedy poparciem na poziomie 60 proc i większością konstytucyjną w parlamencie, zresztą konstytucję właśnie zdążył zmienić. PiS notował wtedy - tuż przed wyborami - ok. 30 proc. w sondażach, wygrana przypadła Platformie. Cztery lata później PiS wygrało wybory, jednak wzięło samodzielną większość dzięki 37 proc. głosów, do Orbánowskiego zwycięstwa (68 proc.1) z 2010 roku brakowało kolejnych 31 proc. Budapesztu w Warszawie nadal więc jak nie było, tak nie ma, i to mimo tego, że w niektórych sondażach (po odliczeniu niezdecydowanych) PiS-owi udaje się przekroczyć 40 proc. Znajdująca się w nienajlepszej kondycji polska opozycja jest zaś istną potęgą w porównaniu z tą węgierską. Do pełnego rządu dusz, który Orbánowi udało się osiągnąć 7 lat temu, droga nadal wydaje się całkiem daleka, pod tym względem próby kopiowania w Polsce części bardziej radykalnych posunięć Orbána (np. uderzenie w Trybunał Konstytucyjny czy sędziów) są obarczone znacznie większym ryzykiem i oparte na znacznie bardziej kruchych społecznych podstawach. Z całą pewnością Kaczyńskiego łączy jednak z Orbánem zajęcie pozycji trybuna ludu, rzecznika szarego człowieka zdradzonego przez elity opiniotwórcze i wykorzystywanego przez elity finansowe - obaj dobrze się w tej roli odnajdują.

C jak Chadecja

Dziś już zapewne mało kto pamięta, że pierwsza partia Jarosława Kaczyńskiego miała być „polskim CDU” - czyli ugrupowaniem możliwie nowoczesnej chrześcijańskiej demokracji. Porozumienie Centrum było pomyślane właśnie jako partia chadecka. To z tamtych czasów pochodzi opowieść o tym, jak Kaczyński spotkał się z Helmutem Kohlem, teoretycznie po to, żeby nawiązać transgraniczne porozumienie ugrupowań chadeckich, w praktyce skończyło się to jednak sporym kwasem - Kaczyński miał żądać jeszcze bardziej zdecydowanego uznania przez Kohla polskiej granicy zachodniej. „Zachowywał się jak katolik, który ignoruje II Sobór Watykański” - zapisał jego ówczesny doradca Andrzej Kostarczyk, treść jego notatek opublikował w 2016 roku niemiecki dziennik Die Welt. Kaczyński z Kohlem mieli się jeszcze pokłócić m.in. o to, czy Piłsudskiego można uznać za „przyjaciela Hermana Goeringa”. W efekcie spotkanie zamiast zaplanowanej godziny trwało tylko 30 min. To nie kłopoty z Kohlem sprawiły jednak, że przygoda z autodefinicją chadeka nie trwała w wypadku Kaczyńskiego szczególnie długo. Już w połowie lat 90. Porozumienie Centrum próbowało się redefiniować jako centroprawicowa partia przedsiębiorców, bez prób jednoznacznego nawiązywania do chadecji. Także w czasach PiS nie próbował powrotu do chadeckiej szufladki. Dziś to Platforma a nie PiS należy do zrzeszającej w Unii ugrupowanie chadeckie EP, a PiS jest określany częściej jako partia narodowo-katolicka a nie chrześcijańsko-demokratyczna. Na pewno jednak Kaczyńskiemu zostało z tamtych czasów przywiązanie do katolickiej nauki społecznej - słychać to w ostatnich latach w retoryce i samego prezesa PiS, i jego najważniejszych ludzi.

D jak Dno

Tak, był całkiem długi okres, w którym Kaczyński jako polityk znajdował się na dnie i był powszechnie (nawet przez przyjaciół i zwolenników) uważany za przegranego z kretesem, za człowieka przed którym nie będzie już wielkiej politycznej przeszłości. W 1993 roku Porozumienie Centrum nie dostało się do Sejmu. Przez całą kadencję Kaczyński - który jeszcze chwilę wcześniej był jednym z głównych rozgrywających polskiej sceny politycznej - musiał mierzyć się z nieciekawym losem wyrzuconego z siodła opozycjonisty pozaparlamentarnego. I walczyć o odrobinę uwagi z dziesiątkami innych kanapowych ugrupowań tamtego okresu. Cztery lata później PC na niezbyt podmiotowych warunkach (ale też bez szczególnych podstaw do negocjowania lepszego układu) weszło w skład AWS. Wiele, naprawdę wiele się wtedy działo, między innymi to, że jeszcze przed wyborami z tej koalicji wystąpił osobiście... Jarosław Kaczyński, który wystartował z list Ruchu Odbudowy Polski. Doszło do dość niesamowitej sytuacji: Kaczyński pozostając szefem PC startował wtedy z list innego ugrupowania niż jego własna partia. Do Sejmu się dostał, ale kadencję przesiedział w tylnych ławach, w dodatku musiał ustąpić z funkcji szefa PC i przez jakiś czas pozostawał poza partią. Nowy wiatr w żaglach poczuł dopiero wtedy, gdy Lech Kaczyński został ministrem sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka, co szybko stało się punktem wyjścia do udanego startu nowej formacji, czyli PiS. Od 1993 do 2000 roku minęło więc w politycznym życiorysie Kaczyńskiego prawie siedem naprawdę chudych lat, bez porównania chudszych niż te siedem, które upłynęło od 2007 do 2014 roku. Można iść o zakład, że prezes PiS nawet dziś, w latach niewątpliwie tłustych, ma to doświadczenie gdzieś w tyle głowy.

E jak Ehrlich Stanisław

Profesor prawa, zarazem teoretyk państwa i polityki, który od 1968 prowadził tzw privatissimo - nieformalne seminaria, na które uczęszczała ściśle wyselekcjonowana grupa niewątpliwie zdolnych i niewątpliwie zainteresowanych polityką studentów prawa z Uniwersytetu Warszawskiego. Kaczyński był wśród nich. Ehrlich rozmawiał ze swoimi seminarzystami o teorii stanowienia prawa i o podstawach legitymizacji władzy, przede wszystkim jednak przeprowadzał z nimi polityczno-prawne case-studies na przykładach wprost z trzewi PZPR. Ehrlich bowiem sam odgrywał pewną istotną rolę w wewnątrzpartyjnych rozgrywkach PZPR w dobie batalii między „Natolinem” i „Puławami”. Za czasów późnego Gomułki zmarginalizowany, dzielił się swymi doświadczeniami z gronem studenckich słuchaczy. Możemy być pewni, że Kaczyński słuchał go naprawdę uważnie. Słuchał go też z pewnością, jeśli chodzi o poglądy Ehrlicha na państwo prawa (zdecydowanie bliższe praktyce PRL niż liberalnej demokracji) i jeśli chodzi o język opisu politycznej rzeczywistości. Do dziś Jarosław mówi jego językiem, te wszystkie ośrodki politycznej dyspozycji, te grupy interesów są właśnie z Ehrlicha”, mówił w „O jednym takim”Piotra Zaremby Maciej Łętowski, kolega Kaczyńskiego ze studiów i współuczestnik seminariów u Ehrlicha.

G jak Gomułka Władysław

To w czasach jego panowania Jarosław Kaczyński osiągnął dorosłość, to także Marzec 1968 roku był dla niego pierwszym politycznym doświadczeniem pokoleniowym. Okres późnych rządów Gomułki był jednym z bardziej ponurych epizodów PRL, antysemicka kampania „Gnoma”, wewnątrzpartyjne rozgrywki z moczarowcami w roli głównej, wreszcie stłumienie studenckich marcowych protestów - to wszystko były mocne doświadczenia dla całej generacji. Kaczyński stał tu z całą pewnością po dokładnie przeciwnej stronie niż ZOMO i dokładnie po tej samej, po której stali Adam Michnik z Jackiem Kuroniem, to od tamtego czasu datuje się jego stała obecność wśród opozycji demokratycznej PRL. Zarazem jednak, gdy słuchamy co bardziej wojowniczych wystąpień Kaczyńskiego z czasów po roku 1989 trudno się oprzeć wrażeniu, że szef PiS był też uważnym obserwatorem poczynań samego Gomułki i jego ludzi - i analitykiem ich retoryki. Szczególnie to ciekawe, jeśli weźmiemy pod uwagę, że to Gomułce, a nie protestującym studentom, udało się w 1968 roku zapanować nad społecznymi emocjami milczącej większości.

J jak Jadwiga Kaczyńska

O zupełnie niezwykłym stosunku Jarosława Kaczyńskiego do matki, Jadwigi, najlepiej chyba świadczy to, że po katastrofie smoleńskiej przez kilka tygodni dostarczał jej do szpitala specjalne wydanie „Rzeczpospolitej”, opisujące podróż Lecha Kaczyńskiego do krajów Ameryki Południowej i powrót statkiem - loty miały zostać na długo wstrzymane z powodu chmury wulkanicznego pyłu znad Islandii. Bał się, że schorowana matka nie zniesie prawdy. Bracia Kaczyńscy dorastali otoczeni opiekuńczą miłością matki pracującej w IBL PAN, czytającej im Sienkiewicza i książki o Józefie Piłsudskim z lat 30., wychowującej ich w duchu mocno tożsamościowym, katolickim i patriotycznym. Obaj, ale szczególnie Jarosław, mieli z nią ogromną emocjonalną więź, dzwonili do niej codziennie nawet pełniąc najważniejsze państwowe funkcje. Jarosław Kaczyński mieszkał z matką aż do jej śmierci. Jadwiga Kaczyńska zmarła po drugiej chorobie w 2013 roku. „Pozostawiła po sobie niemożliwą do zapełnienia pustkę” - napisał Jarosław Kaczyński we wspomnieniu opublikowanym w „Do Rzeczy” w trzecią rocznicę jej śmierci. I z pewnością pisał szczerze.

K jak KOR

Jarosław Kaczyński od samego początku współpracował z Komitetem Obrony Robotników, jeździł po Polsce zbierając dane o represjach wobec uczestników wydarzeń Czerwca 1976, w Płocku został zresztą za to zatrzymany. Uczestniczył w akcjach pomocowych i ulotkowych, autentycznie się przy tym narażając. Przez kilka miesięcy zastępował nawet Zofię Romaszewską w roli kierownika Biura Interwencyjnego KOR, na co dzień jednak był jej podwładnym w organizacyjnej hierarchii - co tłumaczy szczególną rolę Zofii Romaszewskiej w obozie władzy nawet dziś. Pamiętajmy, że ścisły krąg KOR to wtedy ledwie kilkaset osób - nie sposób więc odmawiać Kaczyńskiemu opozycyjnej odwagi i to na pierwszej linii. Zarazem jednak w KOR-owskiej nieformalnej hierarchii zasług i znaczenia Kaczyński znajdował się niezbyt wysoko, z pewnością niżej niż środowisko Andrzeja Michnika i Jacka Kuronia. Wielokrotnie - m.in. w wywiadach z Teresą Torańską szczerze przyznawał, że mu to doskwierało, chętnie też podkpiwał sobie z opozycyjnych drabinek bytów - nie tylko tych KOR-owskich, ale i późniejszych. To wtedy, podsiadając Kuronia, który uważał, że to jemu należy się prawo do krzesła w zatłoczonym podczas opozycyjnego spotkania mieszkaniu, uczył się wywracania politycznych stolików, z czym od początku lat 90. radził już sobie znakomicie.

L jak Leszek

Tak właśnie mówił i mówi o swym ukochanym bracie i jedynym politycznym wspólniku na prawdziwie partnerskich zasadach sam Jarosław Kaczyński. Odpuśćmy sobie psychologizowanie, choć niezwykłe więzi między bliźniakami były i są obiektem interesujących badań naukowców z całego świata. Faktem jest natomiast, że obaj bracia Kaczyńscy w polityce nawzajem się uzupełniali i dopełniali, choć Jarosław był niewątpliwym motorem tego tandemu i zapewniał mu polityczną energię i determinację, to Lech w niezliczonej ilości wypadków działał na niego tonująco, doszacowywał i ograniczał ryzyka, łagodził konflikty, pilnował by odpowiednia liczba mostów pozostała niespalona. Od katastrofy smoleńskiej Jarosław Kaczyński, co zresztą sam między wierszami kilkakrotnie przyznał, nie ma już tego dopełnienia w swym bracie, najlepszym przyjacielu i politycznym partnerze w jednej osobie. Nie podejmuję się odpowiedzi na pytanie, czy i jak zdołał sobie z tym poradzić.

M jak Media

Kaczyński czyta w prasie prawie wszystko, uważnie śledzi też główne wydania serwisów informacyjnych dużych stacji telewizyjnych. O ile Tusk i Platforma nigdy nie cenili specjalnie wysoko znaczenia mediów i ich wpływu na nastroje społeczne, o tyle Kaczyński i PiS być może wręcz je przeceniają. Wielokrotnie, czasem słusznie, czasem niesłusznie, czuł się przez media zwalczany, nie stronił też od zmieniających się z czasem („wszechwładzę Michnika” zastępowała tu stopniowo np. „wszechwładza WSI” teorii spiskowych na temat przyczyn tego stanu rzeczy”). To paradoks, ale jednocześnie Kaczyński media zawsze nieźle rozumiał. I zawsze też, najpierw z marnym, później z coraz lepszym skutkiem próbował budować te własne. O ile w czasach PC z tygodnikiem „Solidarność” poszło mu średnio a z „Ekspresem Wieczornym” wręcz tragicznie, o tyle przed wyborami 2015 roku PiS dysponował już sprawnym zapleczem medialnym w postaci kilku tygodników, jednego tabloidu i nawet telewizji, nie mówiąc już o sojuszniczym (choć i dziś wbrew pozorom dość suwerennym) wsparciu mediów ojca Rydzyka. Do mediów publicznych Kaczyński miał natomiast stosunek zawsze mocno instrumentalny. Przed wyborami zdarzało mu się - jak wszystkim - opowiadać baśnie o „polskim BBC” i absolutnie bezstronnych mediach publicznych z misją, bez reklam i głupawej rozrywki pilnowanych przez superhiperapolityczną radę mędrców. W rzeczywistości jednak najchętniej powracał do pomysłu podziału kanałów między rządzącą większość i opozycję - i to na zasadzie typu „jedynka dla was”, „dwójka dla nas”. Ostatecznie, jak widzimy, zdecydował się jednak i tego pomysłu nie realizować - wszystkie kanały przyłączył po prostu do całkiem już sporego precla tygodników i serwisów internetowych powiązanych z partią.

N jak Na premiera

Cztery (łącznie) lata rządów Jarosława Kaczyńskiego dają nam również 4 nazwiska premierów. Sam pełnił tę funkcję tylko niewiele ponad rok, a szefem rządu większościowego był niemal równo rok (bo to za jego premierowania rozpadła się koalicja PiS-LPR i Samoobrony). Choć przez kilka ostatnich miesięcy (przynajmniej od lipcowego kongresu PiS) sporo słyszeliśmy o możliwości ponownego objęcia przez Kaczyńskiego funkcji szefa rządu, to jednak ostatecznie Kaczyński się na to nie zdecydował. Model rządzenia z tylnego siedzenia najprawdopodobniej najbardziej mu odpowiada - skoro już po raz trzeci w swej politycznej karierze obsadził w KPRM człowiekiem, który raczej nie zdoła mu rzucić wyzwania.

O jak Okrągły Stół

I Magdalenka oczywiście. Przemiany 1988 i 1989 roku, a w jeszcze większym stopniu negocjacje opozycji z władzą - i te jawne, i te zakulisowe, to jeden z tych najbardziej ambiwalentnych tematów w politycznej opowieści Kaczyńskiego aż do dziś. Bracia Kaczyńscy nie byli wcale zdeklarowanymi przeciwnikami porozumień z komunistami. Lech Kaczyński brał udział w spotkaniach w wąskim gronie Magdalence, i w obradach plenarnych Okrągłego Stołu. Z kolei Jarosław Kaczyński miał miejsce przy tzw „stoliku” ds. reform politycznych Okrągłego Stołu - kluczowym dla całego procesu negocjacji. To stoi w jaskrawej sprzeczności z późniejszym stosunkiem Kaczyńskiego do porozumień Okrągłego Stołu, do jego tez o zakonserwowaniu postkomunistycznego układu i zdradzie za plecami oszukanego ludu. Inna sprawa, że nie jeden Kaczyński zmieniał w polskiej polityce diametralnie swe poglądy na Okrągły Stół, na przykład Bronisław Komorowski ze zdeklarowanego przeciwnika tamtych porozumień zamienił się w ciągu dwóch dekad w ich wręcz apologetę.

P jak Piketty Thomas

Autor „Kapitału XXI wieku” francuski ekonomista zajmujący się badaniem nierówności dochodowych i zarazem jeden z najważniejszych intelektualistów globalnej nowej lewicy, był przez Jarosława Kaczyńskiego chwalony kilkakrotnie publicznie i znacznie częściej w rozmowach z politykami PiS. Nie jest też zapewne przypadkiem, że przed chwilą powoływał się w swym exposé na Piketty’ego właśnie również Mateusz Morawiecki. Rzecz jasna nie sugeruję tu, że Morawiecki zrobił to po to, by wywrzeć dobre wrażenie na prezesie PiS - przeciwnie, sam się na niego powoływał w wywiadach na długo, zanim wszedł do rządu Beaty Szydło. Od dwóch lat istnieje zresztą całkiem rzeczowa odpowiedź na ewentualne pytanie, co robi zwolennik podatku majątkowego zastanawiający się nad wprowadzeniem np. dochodu podstawowego wśród postaci, które politycznie inspirowały Kaczyńskiego, najważniejszą postać polskiej prawicy. Ta odpowiedź to cały socjalny wymiar rządów Prawa i Sprawiedliwości - fakt, że jak dotąd najważniejsze obietnice tej partii koncentrowały się na różnych próbach zmniejszania nierówności dochodowych i odpowiadania na problemy społeczne o wymiarze stricte materialnym. Idę zresztą o zakład, że równie inspirującymi dla Kaczyńskiego lekturami były z pewnością znacznie mniej rewolucyjne ideowo niż książki Pikettty’ego, za to ściśle skupione na Polsce raporty Michałą Boniego „Młodzi 2011” czy „Polska 2030” - porzucone przez zamawiającego, czyli Donalda Tuska, za to stanowiące znakomitą bazę o problemach społecznych naszego kraju.

R jak Rudnicki Jacek

To słynny w PiS kierowca, momentami zaś i trochę asystent Jarosława Kaczyńskiego, analogiczną funkcję pełnił wcześniej również Jacek Cieślikowski. Wymieniamy ich tu wśród tych kilku postaci z Nowogrodzkiej, które odgrywają kluczową rolę w codziennym funkcjonowaniu Prezesa PiS. Przed premierą „Ucha Prezesa” tę listę powinna oczywiście otwierać Barbara Skrzypek, szefowa biura szefa PiS, obecnie jednak byłoby to zbyt banalne. Zamykać ją mógłby Radosław Fogiel - podwładny Barbary Skrzypek pełniący funkcję asystenta Kaczyńskiego. To wszystko są ludzie, z którymi Kaczyński się codziennie spotyka, rozmawia, wykonuje codzienne czynności, to oni - na równi z lokalnymi działaczami i stronnikami PiS odwiedzanymi przez szefa partii regularnie na prowincji - zapewniają mu zapewne większą część kontaktu z tzw światem realnym. Oddajmy zresztą głos samemu Kaczyńskiemu: Przychodzę rano do pracy, do mojego biura, tam są osoby, z którymi pracuję. To nie są osoby o znanych nazwiskach, ale dla mnie to są osoby niezmiernie ważne - mówił kilka lat temu w TVN. Kaczyński zawsze spędzał większość czasu albo w biurze, albo w podróżach po Polsce, czyli w samochodzie. Wszystko to sprawia, że z wymienionymi osobami rozmawia równie często, jeśli nie częściej niż z Adamem Lipińskim czy Mariuszem Błaszczakiem.

S jak Sztandar prawdy

„PC niosło sztandar prawdy, doniosło go do nowych czasów. Przyjdzie czas, że ten sztandar załopoce nad odpowiednimi gmachami” - mówił Jarosław Kaczyński w 1994 roku w filmie „Teresa Torańska - My, Oni, Ja” z 1994 roku, promującym książkę Torańskiej „My”. Sztandar prawdy był w retoryce Kaczyńskiego niesiony niemal nieprzerwanie. „Prawda” pod tym sztandarom bywała prawdą etapu - O sztandarze prawdy regularnie możemy usłyszeć i dziś - najczęściej podczas miesięcznic smoleńskich i rzecz jasna wtedy chodzi głównie o prawdę o Smoleńsku. Z drugiej jednak strony trzeba Kaczyńskiemu przyznać, że przynajmniej jedna z prawd pod jego „sztandarem prawdy” nie zmieniła się od 1994 roku do dziś - chodzi o ostro krytyczną ocenę transformacji i jej społecznych skutków.

T jak Tusk Donald

Od 2005 (a może i 2001) roku do dziś, to Donald Tusk pozostaje dla Kaczyńskiego najważniejszym politycznym punktem odniesienia. Paradoksalnie przez lata był też jego najważniejszym sojusznikiem. Żaden z nich tego nie przyzna, ale obaj zawdzięczają sobie nawzajem wszystko. Moment, w którym po nieudanych próbach zawarcia teoretycznie uzgodnionej jeszcze przed wyborami koalicji, PiS i Platforma ruszyły drogą polaryzacji polskiej sceny, sformatował polską politykę następną dekadę - dając Tuskowi i Kaczyńskiemu gwarancję tej rotacyjnej hegemonii, którą obserwujemy do dziś. Gdyby Donald Tusk nie przegrał w 2005 roku z Lechem Kaczyńskim, być może nigdy nie zostałby premierem. Z kolei gdyby PiS nie przegrał dwa lata później z Platformą, być może nigdy nie wziąłby samodzielnej większości. Obie partie zwalczając się zawzięcie w rzeczywistości nawzajem się budowały, to samo działo się z ich liderami. Dziś patrząc na Kaczyńskiego i na określaną przez niego politykę rządzącego obozu widzimy zresztą, że całkiem sporo się na doświadczeniach i błędach i Platformy, i Tuska nauczył.

U jak Uniwersytet

Jarosław Kaczyński miał na studiach wielu naprawdę ciekawych z punktu widzenia dalszej historii polskiej polityki i debaty publicznej kolegów. Weźmy już same seminaria u Stanisława Ehrlicha. Razem z Kaczyńskim brali w nich udział m.in. Maciej Łętowski, Wojciech Sadurski, Piotr Winczorek czy Sławomir Popowski, ludzie którzy odgrywali różne, za to ważne role w polskiej polityce zarówno w erze peerelowskiej opozycji, jak i po roku 1989. Jarosław Kaczyński studiował też jednak razem z Andrzejem Rzeplińskim (obaj nawet razem odbywali służbę wojskową) byłym już prezesem Trybunału Konstytucyjnego, czy obecną I Prezes Sądu Najwyższego Małgorzatą Gersdorf - w obu wypadkach raczej trudno mówić o przyjaźni, która przetrwałaby od studenckich czasów. - Jesteśmy na „ty”, ale nigdy nie zbliżyliśmy się do siebie. Nie ma między nami chemii - mówił o swoich relacjach z Kaczyńskim Rzepliński. „Mówiono o nim w akademikach dość niepochlebnie” - to z kolei z opinii Kaczyńskiego o Rzeplińskim.

W jak Wałęsa Lech

W politycznej biografii Kaczyńskiego w latach 90. odgrywał podobną rolę, jak ta, która w późniejszych latach przypadła Tuskowi. Wałęsa miał być dla Kaczyńskiego trochę sojusznikiem, trochę narzędziem polityki - tak przynajmniej sam Kaczyński tłumaczy powody, dla których stanął po jego stronie i u jego boku u progu „wojny na górze”, czyli pierwszego rozłamu w obozie solidarnościowym wywołanego sporem o wybory prezydenckie 1990 roku. Szybko jednak okazało się, że Wałęsa nie widzi w Kaczyńskim równorzędnego sojusznika, za to sam chętnie uczyniłby z niego swoje narzędzie. Z pewnością przynajmniej to ostatnie nie było najlepszym pomysłem, bo można się długo spierać, który z obu polityków mniej się nadaje do tej roli. Rzecz jasna każdy z nich jest przy tym do dziś absolutnie pewien swojej odpowiedzi - Wałęsa powie nam, że Kaczyński był jego posłusznym i karnym podwładnym, gotowym wykonać każdy rozkaz, za to Kaczyński opowie nam o Wałęsie jako o narzędziu w rękach Mieczysława Wachowskiego, postkomunistów i tajnych służb. Współpraca z pierwszej fazy „wojny na górze” zakończyła się spektakularnym rozstaniem z hukiem. Wałęsa z politycznego przyjaciela, być może też patrona błyskawicznie zamienił się w oczach Kaczyńskiego w śmiertelnego wroga. I z całą pewnością pozostał nim do dziś.

Z jak Zwierzęta

Wielka zagadka ministra Szyszki, kładzionych pokotem żubrów, zakusów na rzeź łosi i wycinki Puszczy wciąż pozostaje nierozwiązana - i to mimo oczywistego faktu, że za Szyszką stoi nie kto inny jak ojciec Rydzyk. To właśnie stosunek do zwierząt - jak i znacznie szerzej rozumianej przyrody - należy bowiem do tych kilku jednoznacznie pozytywnych cech Kaczyńskiego, które są w stanie wymieniać bez większego problemu nawet jego zdeklarowani przeciwnicy. Zostawmy już słynnego kota Alika i jego następczynię Fionę, a także rudego Feliksa, który zwykł samowolnie odwiedzać ogród domu Kaczyńskiego na Żoliborzu i tam pozować do zdjęć. Przypomnijmy za to, że Jarosław Kaczyński najchętniej spędza wakacje w miejscach w rodzaju leśniczówek. Albo też przywołajmy jego całkiem niedawne słowa o hodowli norek i innych zwierząt futerkowych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Czy o prezesie PiS na pewno wiemy już wszystko? Polityczny alfabet Jarosława Kaczyńskiego - Portal i.pl

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki