Przy czym przeczytałam ich raczej ponad sto, a zapewne ponad 50 kupiłam. Kupuję dużo, więc szukam okazji. Łowy prowadzę w internecie i nie interesują mnie książki inne niż minimum 25 procent tańsze niż wynika to z ceny okładkowej. A przeważnie udaje mi się zamówić książki w przedsprzedaży z 30-procentowym rabatem.
Przy takim rozmiarze książkowego szaleństwa po prostu nie stać mnie na to, by płacić więcej. Tak też robi wielu moich znajomych. I wkurza mnie, że właśnie tego rabatu część środowiska księgarsko-wydawniczego do spółki z posłami chce mnie pozbawić. Bo stała cena książki to brak promocji na dany tytuł przez rok od jego premiery. A to właśnie nowości interesują mnie - i nie tylko mnie - najbardziej. Argumenty, że we Włoszech dzięki stałej cenie książka kosztuje niewiele ponad 18,56 zamiast 21,60 euro do mnie nie trafiają. Bo niespełna 15 procent rabatu ma się nijak do 30 procent, którym mogę cieszyć się obecnie. A
rgument, że to w trosce o małe księgarnie, które nie wytrzymują konkurencji z książkowymi molochami, także do mnie nie trafia. Kilka lat temu pracowałam w Łęczycy i zaopatrywałam się w niewielkiej księgarni, a przyciągały mnie tam stosowane powszechnie rabaty. A sytuacji małych księgarzy na pewno nie poprawi to, że Polacy zaczną kupować i czytać mniej książek, gdyż będą one dla nich za drogie. Prostych rachunków się nie oszuka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?