- Minister Teresa Piotrowska przyjęła rezygnację komendanta Działoszyńskiego. Wystąpiła do premier Ewy Kopacz o odwołanie go i powołanie na stanowisko komendanta głównego nadinspektora Krzysztofa Gajewskiego - poinformowała Małgorzata Woźniak, rzecznik MSW.
Według niej przyczyną rezygnacji gen. Działoszyńskiego były ważne sprawy osobiste, które przedstawił szefowej MSW.
- To była rozmowa w cztery oczy, jej treść pozostanie tajemnicą - oświadczyła Małgorzata Woźniak. Zaprzeczyła też informacjom Agencji Informacyjnej Polskapresse, która poinformowała, że wpływ na decyzję dotychczasowego komendanta policji miał jego konflikt z szefową MSW Teresą Piotrowską oraz nadzorującym służby mundurowe wiceministrem Grzegorzem Karpińskim.
- Żadnego konfliktu nie ma i nie było, współpraca Komendy Główną Policji i kierownictwa MSW układała się dobrze - zapewniła Woźniak. -
Konflikt między minister Piotrowską a komendantem głównym policji narastał od samego początku jej rządów w MSW - twierdzi natomiast Marek Opioła, poseł PiS z sejmowej Komisji Służb Specjalnych. Według niego minister Piotrowska i wiceminister Karpiński pomijali drogę służbową i bez wiedzy gen. Działoszyńskiego wydawali polecenia komendantom wojewódzkim, a nawet interweniowali w różnych sprawach u komendantów niższego szczebla.
- To podważało autorytet komendanta i zaufanie podkomendnych do szefa policji oraz dezorganizowało plany i pracę poszczególnych jednostek policji - mówi poseł Opioła.
Poseł PiS nie wyklucza, że takie "ręczne sterowanie" policją miało miejsce także podczas ostatnich protestów górników.
- Nie mam informacji, że to w MSW zapadały decyzje o użyciu broni gładkolufowej i bardzo ostrej interwencji oddziałów prewencji na Śląsku, ale mam powody do przypuszczeń, że kierownictwo MSW akceptowało taką formę rozbicia demonstracji - mówi Marek Opioła i przypomina, że po starciach w Jastrzębiu-Zdroju MSW wydało oświadczenie pochwalające działania policji. - To nie tylko akceptacja, a wręcz zachęta do ostrych akcji - ocenia poseł PiS.
- W Jastrzębiu-Zdroju zatrzymaliśmy agresywnych chuliganów wywodzących się ze środowisk pseudokibicowskich. Odcięli się od nich tak organizatorzy protestu górniczego jak i jego uczestnicy - mówi insp. Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendanta Głównego Policji.
Nieoficjalnie wiadomo też, że spór między generałem a ministerstwem dotyczył pieniędzy, które szef policji obiecał wcześniej dla pracowników cywilnych oraz nakładów finansowych m.in. na radiowozy.
Możliwe, że podane oficjalnie jako przyczyna dymisji sprawy osobiste szefa KGP dotyczą podejrzeń o bliskie związki jego syna ze środowiskami przestępczymi oraz zarzutami wobec samego Działoszyńskiego o chronienie syna i utrzymywanie kontaktów z osobami oskarżonymi o przestępstwa.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
- Jest to zarzut kuriozalny, bo takich związków po prostu nie ma - komentuje insp. Mariusz Sokołowski.
Chodzi o wydarzenia z początku lipca ubiegłego roku, kiedy w miejscowości Przytoczno koło Skwierzyny podpalono dom bliskiej znajomej jednego z miejscowych biznesmenów.
Kamery monitoringu miejskiego miały nagrać w zbliżonym czasie i miejscu Wojciecha Działoszyńskiego, syna szefa KGP, w towarzystwie syna znanego policji Krzysztofa K. Był on wcześniej zatrzymywany za jazdę samochodem po alkoholu i narkotykach oraz podejrzewany o handel narkotykami. Ponieważ był on skonfliktowany z biznesmenem, któremu podpalono dom, policja podejrzewała, że obaj młodzi mężczyźni zarejestrowani przez kamery mogli być sprawcami podpalenia.
- To kompletna nieprawda. Prokuratura już wykluczyła związek syna komendanta Działoszyńskiego z tą sprawą. Na nagraniu z monitoringu nie ma Wojciecha Działoszyńskiego. Zarejestrowany na monitoringu mężczyzna jest o wiele niższy od syna komendanta - mówi insp. Mariusz Sokołowski.
Kiedy okazało się, że jednym z podejrzewanych jest syn komendanta głównego policji, śledztwo stanęło w miejscu. - Pojawiły się opóźnienia w przesłuchaniach, naciski na wydanie zapisów monitoringu, interwencje przełożonych z Komendy Wojewódzkiej w Gorzowie itp. - opowiada Jarosław Zieliński z PiS, który zajmował się tą sprawą.
- Sprawa została dokładnie omówiona na komisji sejmowej i wydawało się, że nie ma już żadnych wątpliwości. Stanowczo zaznaczam, że nie było żadnych nacisków. Sugestie o domniemanym udziale syna komendanta pochodziły od przestępcy wcześniej zatrzymywanego przez Działoszyńskiego - mówi insp. Mariusz Sokołowski.
Okazało się także, że podejrzewany o zlecenie podpalenia i handel narkotykami Krzysztof K. jest dawnym znajomym komendanta Działoszyńskiego, a obaj panowie utrzymują ze sobą kontakt. Pojawiły się więc podejrzenia o chęć zatuszowania sprawy - dodaje Zieliński. Sam Działoszyński zaprzeczył zarzutom, bronił go także ówczesny szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz.
Śledztwo w sprawie podpalenia domu biznesmena toczy się bardzo ślamazarnie, kilka miesięcy temu zostało przeniesione do innej prokuratury.
- Możliwe, że śledczy ustalili fakty, które mogłyby być obciążające dla gen. Działoszyńskiego i jego syna, stąd dymisja - mówi Marek Surmacz, były wiceszef MSWiA w rządzie PiS.
- Jeszcze raz powtarzam, prokuratura wykluczyła jakiekolwiek związki syna komendanta z tą sprawą - mówi Mariusz Sokołowski. - W tej sprawie komendant wystąpił na drogę sądową przeciw osobom rozpowszechniającym nieprawdziwe informacje. Pozwani zaproponowali ugodę, ale pełnomocnicy Działoszyńskiego do niej nie przystąpili - podsumowuje insp. Mariusz Sokołowski.
Marek Opioła przypomina, że przed dwoma tygodniami do Biura Spraw Wewnętrznych w KGP wkroczyło CBA. - Nie wiemy, czego szukali funkcjonariusze CBA, ale związek tej wizyty z dymisją komendanta nie wydaje się przypadkiem - mówi Marek Opioła.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?