Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego Widzew nie chce grać w Łodzi?

Paweł Hochstim
Widzew i Łódź - te słowa są ze sobą nierozerwalne. Szkoda, że Sylwester Cacek tego nie czuje
Widzew i Łódź - te słowa są ze sobą nierozerwalne. Szkoda, że Sylwester Cacek tego nie czuje Krzysztof Szymczak
Władze Łodzi nalegały, by Widzew nie wyprowadzał się z miasta, ale szefowie klubu uparli się, by grać w małej Byczynie. O kibicach ktoś myślał?

Przez lata Sylwester Cacek narzekał na opieszałość władz miasta w budowie stadionu Widzewa. Gdy wreszcie stadion się buduje, Cacek za wszelką cenę chce, by jego drużyna nie grała w Łodzi. I to ryzykując utratę licencji.

Nie chcę dzisiaj przesądzać, czy Widzewowi do spółki z burmistrzem Poddębic uda się przygotować obiekt w Byczynie do wymogów pierwszej ligi, czy nie. Być może nawet i się uda, ale czy to oznacza, że powinniśmy się wtedy cieszyć? Co jest dobrego w tym, że drużyna, która przez lata rozsławiała Łódź teraz z tej Łodzi się wyniesie. I to, z całym szacunkiem, do... Byczyny.

Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Widzew nie domagał się, by mieć możliwość rozgrywania meczów na swoim stadionie w trakcie budowy. Dokładnie w ten sposób swoje mecze rozgrywała Legia Warszawa, Jagiellonia Białystok, do dziś tak robi Górnik Zabrze. Wystarczyło zostawić jedną trybunę - krytą - i mieć problem z głowy. A po wybudowaniu trzech pozostałych zburzyć tę ostatnią i dokończyć obiekt. Widzew powinien być - jak sama nazwa wskazuje - na Widzewie.

Ale też błąd jeszcze można było naprawić, gdy władze Łodzi - późno, to prawda - zaproponowały, by za miejskie pieniądze dostosować do wymogów PZPN stadion Szkoły Mistrzostwa Sportowego przy ul. Milionowej. Widzew od SMS dzielą niespełna cztery kilometry, więc można powiedzieć, że klub zostałby niemalże w tym samym miejscu. I tam mógłby grać do końca budowy, czy przez blisko dwa lata.

Racjonalnie braku chęci gry Widzewa na obiekcie przy ul. Milionowej wytłumaczyć się nie da. Widzew, który powinien podziękować za to, że ktoś chce rozwiązać problemy wynikające z opieszałości klubu - tak, opieszałości, bo o tym, że stadion będzie potrzebny wiadomo już niemal od roku - postanowił się stawiać. Ba, jak nieoficjalnie się mówi, prezes Sylwester Cacek w dość obcesowy sposób podziękował za ofiarowaną pomoc mówiąc: "Nas gra na SMS nie interesuje".

Co było tego powodem? W środowisku mówi się, że ludzie Widzewa po prostu nie chcieli, by miasto zainwestowało w obiekt użytkowany przez Szkołę Mistrzostwa Sportowego. Oczywiście, nie zmienia to faktu, że ich zgoda do niczego nie była potrzebna, bo jeśli tylko miasto będzie chciało, to przy Milionowej może zrobić remont, bo obiekt jest własnością MOSiR, a Szkoła Mistrzostwa Sportowego jedynie go dzierżawi. Absurdem jest też argument, że pieniądze na przystosowanie stadionu SMS miały iść z puli przeznaczonej na budowę stadionu Widzewa. Akurat tym władze łódzkiego klubu najmniej powinni się interesować, bo to nie ich pieniądze, a miasta. Poza tym umowa na budowę stadionu przy Al. Piłsudskiego z Mostami Łódź SA jest już dawno podpisana i to miasto musi się martwić, by mieć na jej realizację środki.

Temat stadionu jest obecny niemal przez cały czas, w którym Sylwester Cacek zarządza Widzewem. Wszyscy pamiętamy, jak były właściciel banku zapowiadał, że ze swoich środków wybuduje stadion. Później się to zmieniło, Cacek zaczął stawiać warunki. Teraz, gdy budowa się rozpoczęła, właściciel postanowił wyprowadzić drużynę z Łodzi.
Widzew i Łódź - te dwa słowa są ze sobą nierozerwalne. Drużyna z Al. Piłsudskiego, kiedyś wizytówka miasta, dziś za czasów panowania Sylwestra Cacka mocno zdeprecjonowana, w swojej historii poza Łodzią rozegrała dwa mecze Pucharu UEFA - z Elfsborgiem Boras i Spartą Praga - bo na klub została nałożona kara na rzucenie butelką w sędziego liniowego podczas starcia z Juventuem Turyn. Poza Łodzią odbyło się też kilka spotkań nieistotnych rozgrywek o Puchar Intertoto, a pozostałe spotkania widzewiacy grali w swoim mieście. Gdy ich stadion nie spełniał wymagań gier o najwyższe laury, korzystał z obiektu ŁKS. I nikomu nie przyszło do głowy, by np. mecze z Juventusem Turyn, czy Liverpoolem rozgrywać np. w Warszawie.

Dziś w Widzewie nikt nie walczył o to, by grać w Łodzi. Przeciwnicy klubu z Al. Piłsudskiego zastanawiają się, czy Widzewowi w tej sytuacji należy się dotacja z Urzędu Miasta Łodzi, bo przecież tę dostają tylko kluby, które swoje mecze rozgrywają w Łodzi. Gdy spojrzeć na to spokojniej, bez kibicowskiego nastawienia rzeczywiście można zastanawiać się, czy Widzew spełnia te warunki.

Kilka lat temu mecze ekstraklasy w Bełchatowie rozgrywał ŁKS, ale wiadomo było, że to sytuacja przejściowa i jeszcze w trakcie tej samej rundy zespół wrócił w Al. Unii. Widzew do Byczyny - jeśli zgodzi się na to PZPN - wyniesie się pewnie na dłużej. Przedziwne jest to, że Sylwester Cacek nie widzi strat, jakie z tego powodu poniesie jego klub.

Brak obecności Widzewa przez dwa lata w Łodzi musi skutkować mniejszą grupą sympatyków. Praktycznie niemożliwe jest, by klub w tym czasie pozyskał nowe pokolenie fanów, bo nie będą mieli oni okazji ani obejrzeć ich treningu, ani tym bardziej meczów. Młodzi kibice tak naprawdę nie będą mieli żadnej możliwości identyfikowania się ze swoją drużyną, a pewnie za kilka miesięcy nie będą rozpoznawać większości piłkarzy na zdjęciach.

Oczywiście, za dwa lata pierwszy mecz na nowym stadionie zgromadzi komplet publiczności, bo na pewno znajdzie się 18 tysięcy osób, które będą chciały obejrzeć nowy obiekt, ale straty poniesione na skutek gry poza Łodzią będą widoczne później, pewnie dopiero po kilku miesiącach, gdy zniknie już czynnik "ciekawości". Oczywiście zakładam, że do tego czasu Cacek utrzyma drużynę na odpowiednim poziomie, choćby pierwszoligowym, bo inaczej ta analiza nie ma żadnego sezonu. A wcale nie jest to przecież takie pewne, gdy spojrzy się w tabelę po rundzie jesiennej.

Ile osób może regularnie jeździć na mecze do Byczyny? PZPN nakazuje przygotowanie dwóch tysięcy miejsc, ale przecież jesienią, gdy zespół przegrywał mecz za meczem, a właściciel klubu uparcie nie chciał pomóc drużynie zatrudniając jej poważnego trenera, frekwencja czasem nie przekraczała nawet tysiąca. Nie jestem w stanie uwierzyć, że co dwa tygodnie dwa tysiące łodzian będzie pokonywać ponad 40 kilometrów, by siedząc na tymczasowej trybunce pośród pól i stawów oglądać piłkę nożną. Nawet, gdy Widzew będzie wygrywał, to zapełnienie trybun będzie mało realne. W tej samej sytuacji w Łodzi brakowałoby biletów.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki