Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do szpitali znów trafiają pacjenci po dopalaczach

Joanna Barczykowska
Infografika: Tomasz Frączek
Po sklepach z dopalaczami w Łódzkiem zostały nie tylko odrapane szyldy na budach, w których były sprzedawane. Zostały też setki uzależnionych od tych substancji młodych ludzi, którzy mimo zakazu sprzedaży nadal zdobywają te substancje. Dziś są one jeszcze bardziej niebezpieczne, bo pochodzą z czarnego rynku albo są sprowadzane przez internet z nieznanych źródeł. Młodzi ludzie - zamiast palić lub brać dopalacze w formie tabletek - dziś wstrzykują je sobie w żyłę. Ma to zwiększyć "kopa".

Do Wojewódzkiego Szpitala im. Biegańskiego w Łodzi trafiła 20-letnia łodzianka, która wstrzyknęła sobie w żyłę proszek rozrobiony z wodą. W ciężkim stanie leży na oddziale intensywnej opieki. Przyznała, że wzięła dopalacze. Na oddział toksykologii w Instytucie Medycyny Pracy w Łodzi w ubiegłym tygodniu trafił 27-latek, który w ciągu jednego weekendu prawie 20 razy podał sobie dożylnie dopalacz. Ten dwudziesty raz mógł się dla niego skończyć tragicznie bo chłopak rozerwał sobie tętnicę. Na szczęście na czas przyjechało pogotowie.

- Dopalacze nie zniknęły z naszego województwa, tylko zeszły do podziemia. Mogą być jeszcze bardziej niebezpieczne, ponieważ nikt nie wie, co się w nich znajduje. Nie znamy producentów ani źródeł pochodzenia tych specyfików. Pacjenci podają nam nazwy, ale one nic nam nie mówią - przyznaje dr Jacek Rzepecki, lekarz z oddziału toksykologii w Instytucie Medycyny Pracy w Łodzi. - Z pacjentami, którzy trafiają do nas po zatruciu dopalaczami, zawsze postępujemy tak samo. Staramy się ich odtruć, podajemy leki uspokajające. Zauważyłem, że pacjenci po zażyciu dopalaczy mają teraz ogromne lęki. Kiedyś reagowali raczej agresją, byli pobudzeni. Widać, że skład tych środków musiał się zmienić.

Tylko w tym miesiącu na oddział toksykologii w Instytucie Medycyny Pracy w Łodzi trafiło kilkunastu pacjentów, którzy zażyli dopalacze. Jednego z nich przywiozła policja, ponieważ mężczyzna próbował popełnić samobójstwo, skacząc z okna w klatce schodowej w jednym z łódzkich bloków.

- Część tych pacjentów to nasi stali bywalcy. Niektórzy trafiają do nas po kilka razy. Mamy coraz więcej "klientów", którzy przyjmują te środki dożylnie, a to rodzi dodatkowe zagrożenia w postaci zakażeń - mówi dr Jacek Rzepecki.

Z najnowszych badań Instytutu Psychologii Zdrowia, przeprowadzonych na zlecenie Urzędu Marszałkowskiego w Łodzi, wynika, że w ciągu ostatniego roku dopalacze brało w Łódzkiem 8 proc. gimnazjalistów i 12 proc. uczniów szkół ponadgimnazjalnych. Zdecydowanie częściej sięgają po nie chłopcy niż dziewczyny.

Mimo że sklepy z dopalaczami zamknięto w woj. łódzkim 2 lata temu, policja nadal ujawnia kolejne punkty sprzedaży.

- W ciągu ostatniego roku na terenie Łodzi, Pabianic i Piotrkowa Trybunalskiego policjanci ujawnili w legalnie zarejestrowanych pod różnymi szyldami sklepach tzw. dopalacze - mówi Adam Kolasa z KWP w Łodzi. - Z całą pewnością ten czarny rynek przeniósł się jednak w większości do internetu. Bywa, że opatrzone odpowiednią "legendą" zakamuflowane oferty znajdują się na zagranicznych serwerach. Dopalacze ujawniane są także w przesyłkach pocztowych, m.in. przychodzących z Czech.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki