Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dominikanin: Zakaz głaskania dzieci za tacę to nie nowość

Marcin Darda
O. Paweł Gużyński
O. Paweł Gużyński Dariusz Śmigielski
Z o. Pawłem Gużyńskim, dominikaninem, rozmawia Marcin Darda

Proboszcz jednej z łódzkich parafii zamierza zakazać swoim księżom głaskania dzieci w podzięce za ofiarę na tacę. Oczywiście wskutek "nagonki" na Kościół w sprawie nieradzenia sobie z problemem pedofilii. Co ojciec na to?
Nie dziwi mnie to, bo rzeczywiście mamy do czynienia z tak napiętą atmosferą, że niektórzy będą skłonni dmuchać na zimne. Będą starali się nie dawać żadnego choćby pozoru o który ktoś mógłby się zahaczyć, by wysnuć jakieś oskarżenie. W jakiś sposób ta idea jest zasadna, ponieważ spotykając się z ludźmi, spotykam się też z widocznym i znaczącym odsetkiem osób, które nabrały wobec kapłanów bardzo dużej podejrzliwości. Oczywiście można byłoby dywagować na ten temat, na ile to jest słuszne. Chciałbym zwrócić uwagę, że niektóre wypowiedzi hierarchów i sposób ich podejścia do problemu niestety uprawnia rodziców do tego, że stają się alergiczni , bo nie mają pewności oraz poczucia bezpieczeństwa co do swoich pociech. Reagują bardzo alergicznie, a jeśli na dodatek są to osoby związane mniej ściśle z Kościołem, czy też w jakiś sposób wobec niego uprzedzone, to tym bardziej na tego typu wszystkie gesty będą zwracać baczną uwagę, będą bardzo nieufne. Zresztą trudno się temu dziwić, bo to psychologicznie zrozumiałe. Zrozumiałe jest więc również, że ten czy ów proboszcz nie chce ryzykować, bo wie, że przy tej atmosferze, która jest teraz, po prostu niczego nie wytłumaczy, nie wybroni się nawet gdyby był krystalicznie czysty. Przyczyny tej atmosfery to jest oczywiście odrębna sprawa.

Ale trudno nie zdiagnozować, że tę atmosferę Kościół tak naprawdę zafundował sobie sam, na własne życzenie.
Cóż, trudno się z tym nie zgodzić. Mogliśmy się uczyć się na przykładzie amerykańskim, czy na przykładach zachodnioeuropejskich jak należy zawczasu podejść do problemu i go rozwiązać i dziś nie mielibyśmy takiej sytuacji jaką mamy. Po drugie zaś, jeśli dziś zdarzają się przypadki pójścia w zaparte w różnych kwestiach, a w tym przypadku zagończykiem jest arcybiskup Michalik, to takie postawy tylko zwiększają jeszcze poziom tego napięcia. W związku z tym obie strony będą zachowawcze, powściągliwe, będą się wycofywać na takie pozycje, które dają im poczucie bezpieczeństwa. Rodzice będą nieufni i podejrzliwi, natomiast księża będą unikali wszelkiego zachowania, które mogłoby stworzyć nawet tylko pozór, że coś jest nie tak.

Czyli sugeruje ojciec, że to rozwiązanie, które zaproponował jeden z łódzkich proboszczów rozprzestrzeni się w polskim Kościele?
Ale to nie jest łódzki przykład, ponieważ taka postawa jest już szerzej znana, nie tylko w Łodzi. Brałem udział w wielu spotkaniach w całej Polsce, w których księża już od dawna są powściągliwi i zdystansowani, by w żaden sposób nie tworzyć nawet przypadkiem jakichś pozorów. To nie zaczęło się teraz w Łodzi.

Ale z drugiej strony, czy nie będzie tak, że niektórzy wierni nie dojdą do wniosku, że takie rozwiązanie to jest jednak ucieczka ze skrajności w skrajność? Przecież pogłaskanie dziecka w sytuacji publicznej, w kościele w podzięce za ofiarę nie można określić mianem "złego dotyku"...
Oczywiście, że ta sytuacja z jednej strony bardzo dużej podejrzliwości, a z drugiej strony wycofania nie jest sytuacją normalną. Tak przecież nie powinno być. Normalnie relacje międzyludzkie powinny charakteryzować się zaufaniem, a nie podejrzliwością. Zdrowy margines zaufania jest potrzebny, dlatego, że tego typu gesty są zwykłymi ludzkimi gestami, których używamy w miliardach sytuacji. Kiedy się witamy to robimy "misiaczki", przytulamy się, dajemy buziaki itd. To są normalne gesty, których wykonujemy mnóstwo. To oczywistość, całe to porozumienie pozawerbalne jest człowiekowi jest potrzebne do normalnego życia, bo przecież porozumiewamy się nie tylko werbalnie i intelektualnie, ale również zmysłowo. Takiego sensorycznego, zmysłowego kontaktu w relacjach międzyludzkich jest mnóstwo i trudno sobie te relacje bez tego rodzaju kontaktu wyobrazić. Pojawienie się zatem w tym obszarze jakiegoś pedofila sprawia, że nieszczęście jest podwójne: po pierwsze pedofil wykorzystuje i krzywdzi, a po drugie pojawia się cień w postaci nieufności, bo komu wtedy można zaufać? Z pedofilami jest tak, że często słyszymy, że to "wujek skrzywdził moją córeczkę", bo to jest najczęstszy przypadek, albo że "dziadek to zrobił", albo "to wina pociotka". W związku z tym w relacjach międzyludzkich jest coraz mniej zaufania, a jak jeszcze się zdarza, że to rodzic jest tym, który wykorzystuje, wówczas następuje bardzo duże zachwianie tych relacji. Ale przecież nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić, by dziecko mogło normalnie się rozwinąć bez okazywania mu miłości we właściwie rozumiany sposób zmysłowy. Dziecko potrzebuje czułości, musi dostać buziaka od bliskich, być pogłaskane, poklepane, wyłaskotane, przytulone.... Dzieci tego potrzebują, a gdyby tego nie robić, to wychowa się z takimi deficytami emocji, że Boże dopomóż. No i są tacy, którzy takie deficyty wykorzystują niestety w drugą stronę...

Rozmawiał Marcin Darda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki