Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dopalacze w Łódzkiem. Nierówna walka z zatruciami trwa

Marcin Darda
Marcin Darda
Jarosław Jakubczak
Prawo i instytucje państwowe nie nadążają za rynkiem dopalaczy, a Państwowa Inspekcja Sanitarna ma narzędzia nieadekwatne do wyzwania.

To dwie główne tezy wynikające z raportu Najwyższej Izby Kontroli, który skontrolowała wyniki walki z dostępnością i dystrybucją dopalaczy w latach 2010-2016. NIK sprawdziła wyniki akcji podejmowanych w siedmiu województwach, m.in. w woj. łódzkim.

- Dzięki działaniom podjętym po fali zatruć w 2010 r. zamykano sklepy i wycofywano z obrotu te szkodliwe produkty - mówi prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski. - Sytuację udało się poprawić czasowo, ale nie na tyle, by na trwale ograniczyć dostępność dopalaczy. Państwowa Inspekcja Sanitarna, główny rozgrywający w walce z dystrybucją dopalaczy, okazała się mieć zbyt małe uprawnienia, by mogła tę walkę wygrać. Nie ma uprawnień śledczych, nie może prowadzić dochodzeń ani dokonywać rewizji. Nie miała nawet takich możliwości, by wyegzekwować kary nałożone przez siebie za handel dopalaczami.

Nie ma się zatem co dziwić, że z kar nałożonych łącznie na sumę 13 mln zł, wyegzekwowano zaledwie 5 proc., czyli 600 tys. zł. W tym przypadku chodzi tylko o stacje sanepidu objęte kontrolą NIK, ale w całym kraju lepiej też nie było, bo z 64,8 mln zł kar, ściągnięto jedynie 1,8 mln zł.

**Zobacz też:

Handel dopalaczami. Dilerzy nie chcą płacić kar nałożonych przez sanepid

**

To jednak nie wszystko, bo raport NIK pokazuje niewydolność państwa także w innych aspektach wojny z dopalaczami. Otóż egzekucją kar zajęła się Izba Skarbowa. Zazwyczaj też nieskutecznie, głównie z powodu braku możliwości ustalenia majątku i miejsca pobytu handlarzy dopalaczami. Zatem kosztami za przeprowadzenie nieskutecznych postępowań egzekucyjnych urzędy skarbowe obciążały... Państwową Inspekcję Sanitarną.

Z raportu wynika, że łódzka stacja sanepidu przeprowadziła 87 kontroli punktów sprzedaży dopalaczy, a wynik tych kontroli to kary na sumę ponad 5,5 mln zł. Z tej sumy zapłacono, i to po terminie, jedynie 20 tys. zł, które było częścią kary wysokości 50 tys. zł. 30 tys. zostało umorzone, bo - jak czytamy w raporcie - „sytuacja majątkowa strony wykluczała możliwość skutecznego wyegzekwowania tej kary”. Z ponad 10 tys. opakowań produktów zabezpieczonych podczas kontroli, ponad 500 nie było dopalaczami. Zabezpieczonych dopalaczy lub tzw. środków zastępczych nie zniszczono, choć zostały objęte takimi decyzjami. Dlaczego? W raporcie czytamy, że w łódzkiej stacji sanepidu tłumaczono to m.in. brakiem pieniędzy na tak duże przedsięwzięcie, poszukiwaniem spalarni, z których wiele rezygnowało, gdy się okazało, że chodzi o dopalacze, a także faktem, że niektóre z postępowań wciąż trwały. NIK jako jedną z przyczyn nieefektywnego nadzoru nad dopalaczami przez inspekcję sanitarną wymienia „długotrwałą i obwarowaną licznymi wymogami procedurę administracyjną”.

W tej kwestii jako skrajny przykład NIK podaje łódzką stację sanepidu, w której od daty przeprowadzenia kontroli u handlarza do ostatniej czynności upłynęły blisko cztery lata. W stacji tłumaczono to celowymi działaniami handlarzy (unikanie stawiennictwa, odbieranie korespondencji po dwukrotnym awizowaniu, częste zmiany nazw firm), a także długotrwałością badań laboratoryjnych.

Czytaj też:Walka z dopalaczami w Łodzi. Władze miasta złożą w Sejmie projekt ustawy

Do innego skrajnego przypadku doszło w Pabianicach. Tam pracownicy stacji sanepidu pobrali do badania próbki produktów, a resztę zapakowali do 12 worków foliowych. Okleili je taśmami z pieczęcią Powiatowej Stacji Sanitartno-Epidemiologicznej... i pozostawili w skontrolowanym obiekcie. Większość worków zabrała Izba Celna przy okazji innej kontroli, ale - jak czytamy w raporcie - „Pięć pozostawało w skontrolowanym obiekcie przez okres od 40 do 88 dni, tj. do momentu ich kradzieży podczas włamania do sklepu, w nocy z 2 na 3 marca 2015 r. Skradzionych dopalaczy nie udało się odzyskać”.

Powiatowa inspektor sanitarna wyjaśniła to m.in., powołując się na protokoły kontrolne z innych części kraju, w których był zapis „ zabezpieczony towar pozostawiono w sklepie/zabrano”. Jednak od czasu kradzieży wszystkie worki z kolejnych kontroli zabierano do siedziby stacji bez względu na ich ilość.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki